Rozdział 8

507 41 1
                                    

Byliśmy już prawie na miejscu, kiedy poczułam wibrowanie w tylnej kieszeni spodni. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam treść sms'a:

Och, jakie to słodkie! Rozstania i powroty, czułe uściski. Nic tylko rzygać tęczą się chce! Radze ci z nim skończyć, bo stanie się coś niedobrego. Twój W.

Wściekłym gestem włożyłam telefon do kieszeni. Ten ruch dostrzegł Conor i spokojnym, troskliwym głosem spytał:

- Co cię tak zdenerwowało?

- Nic, po prostu rozładował mi się telefon, a chciałam zadzwonić do Sally- kłamie jak z nut.

- Eve, nie jestem głupi i wiem, że nie o to chodzi. Więc albo pokażesz mi to po dobroci, albo siłą. Wybieraj!

Na te słowa chytro się uśmiechnęłam i w szaleńczym śmiechu wystartowałam przed siebie. Biegłam ile sił w nogach (czyli bardzo krótko), dopóki nie zaczęły mnie boleć mięśnie. Conor cały czas deptał mi po piętach i jeżeli ja byłam cała mokra od potu, to na jego czole nie było nawet maleńkiej kropelki. To niesprawiedliwe! Zdobyłam się na jeszcze parę sekund sprintu i stanęłam zgięta w pół ciężko dysząc. Przegrałam. To chyba wystarczająca motywacja, by poprawić kondycję. Nie minęła chwila, a chłopak już stał blisko mnie, szczerząc się jak głupi do sera. Wyciągnął ten nieszczęsny padło-fon i zaczął czytać. Patrzyłam jak mimika jego twarzy staje się ze spokojnej wściekła i popada w furię. To nie wróży nic dobrego dla nadawcy tej wiadomości. Wyprostowałam się i hardo spojrzałam w oczy Conora, który w napadzie szału może być nieprzewidywalny. Atmosfera stała się tak napięta, że aż dziw, iż nas nie przygniotła. Dla rozluźnienia rzuciłam sztucznie wesołym tonem:

- No Con, od jutra zaczynamy biegać, bo moja kondycja wyjechała na wakacje.

- To nie jest śmieszne Evelyn! Od jak dawna dostajesz takie wiadomości?

- Ta jest druga - mruknęłam zła na to, że użył mojego pełnego imienia. Dużo bardziej wolę zdrobnienia.

- Chodź szybciej musimy to pokazać Joe'emu, on namierzy tego skurczybyka.

Już chciałam zacząć się stawiać i pyskować, ale Conor w tym stanie jest nie do przegadania, więc szliśmy w milczeniu. Po jakimś czasie na horyzoncie zaczął się malować widok magazynu, do którego podążaliśmy. Chłopak szybkim, mocnym pchnięciem otworzył wielgachne drzwi budynku. W sali zgromadzeni byli wszyscy, panowała lekka, wesoła atmosfera, dopóki nie spostrzegli wyrazu naszych twarzy. Stało się poważnie, każdy śmiech zamilkł, panowała idealna cisza.

- Joe, umiesz namierzyć numer, z którego wysłano tą wiadomość? - zapytał rzucając telefon brunetowi.

- Jasne, nie powinno być kłopotu.

Udał się do małego pomieszczenia, w którym znajdują się wszystkie urządzenia techniczne. Musieliśmy długo czekać, na to by chłopak wyszedł, a kiedy już to zrobił wszyscy spięli się widząc minę jednoznacznie świadczącą o porażce.

- Nie udało się, maja za silne zabezpieczenia i za dobry sprzęt. To zawodowcy.

- Kurwa, Joe! Co my teraz zrobimy?! Ten dupek nam GROZI! Nie będę pozwalał na takie zuchwalstwo ze strony jakiegoś dzieciaka. On jeszcze nie wie z kim zadarł!

- Uspokój się, mam pomysł.

-Jaki pomysł? Przecież mówiłeś, że nie da się go namierzyć.

- Tak, ale może Eve odpisze mu. Prędzej, czy później on zażąda spotkania, a my będziemy przygotowani. A nóż, może ten idiota raz się zapomni i znajdziemy go.

- To nie jest taki zły plan. A nawet ma szanse powodzenia. Dobra, wchodzimy w to.

- O nie, nie nie i jeszcze raz NIE! Nie zgadzam się na to! Jak w ogóle śmiecie umawiać się w moim imieniu? A może mi się to nie podoba? Pomyślał ktoś o tym? - krzyczę na nich, w końcu mam prawo być zła, za tą zniewagę. To się w pale nie mieści, żeby ktoś decydował za mnie. Po moim trupie! Mój wewnętrzny monolog przerywa spokojny głos Conora:

- Eve, nie denerwuj się tak. Złość piękności szkodzi...

- Och, zamknij się, przygłupie! - mówię, ale on to ignoruje i kontynuuje całkowicie niezrażony:

- ...a to jest nasz najlepszy plan. Później jeżeli uda nam się wymyślić coś lepszego zaniechamy wykonania pierwszego. Rozumiesz?

- Tak, ale nie chcę pisać z tym pieprzonym prześladowcą!

- Mówię ci to jest tylko plan tymczasowy, nic więcej.

- Dobra poddaję się. Joe co mam napisać?

- To proste. Spytaj się czego chce.

- Dobra, daj ten telefon.

Zrezygnowana piszę wiadomość:

O co ci chodzi, psycholu?

Tak musiałam dodać to ostatnie. Niemal natychmiast przychodzi odpowiedź:

Nie tak ostro skarbie, chcę się trochę się zabawić.

Już nie pytam się co mam odpisać, tylko sama wylewam całą złość w odpowiedź:

Co ja ci zrobiłam, czego chcesz?!

Dobrze wiesz co zrobiłaś. Czas zacząć zabawę. Twój W.

Jaką zabawę?

Ale odpowiedź nie przyszła. W co on gra? Przecież nic nie zrobiłam. Jedno jest pewne: to nie będą łatwe dni.

Zachować PozoryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz