ROZDZIAŁ 12 - PRZED BURZĄ

159 7 0
                                    

Ana - Maria odpowiednio pożegnała się z mężem zanim ten wyruszył w drogę do Kolumbii, aby dokonać kolejnej transakcji dla jej ojca. Obiecała mu, iż po jego powrocie powita go równie czule.

– Liczę na to – Ruben uśmiechnął się łobuzersko niczym nastolatek, choć w głębi serca wesoło mu w ogóle nie było.  – Do października zostało jeszcze trochę czasu!
To, co robimy w łóżku i poza nim, jest lepsze od wszystkich atrakcji Tijuany.

Czasem Ruben lubił szokować żonę, po prostu taki już był i nawet specjalnie się z tym nie krył. Ana określała jego charakter jako „konkretny".

– Jedź, gdzie musisz – łaskawie wyraziła swoją zgodę na jego podróż służbową – ale wróć w jednym kawałku i nie okłamuj mnie, jeśli coś poszłoby źle. Ruben?

– Co? – zdziwił się główny zainteresowany nim wsiadł do auta.

– Kocham ciebie. – Usłyszał od niej po czym odjechał.

Nie lubił korzystać z usług kierowców, którzy pracowali czasem dla jego teścia. Swoje trasy przemierzał tylko i wyłącznie zasiadając osobiście za kierownicą prowadzonego przezeń auta, czasem eskortowała go grupa ochroniarzy. Ich zadaniem było czuwać nad jego bezpieczeństwem. Albo ekipa od mokrej roboty, która czasem wyręczała go w technicznym wykończeniu zadania, czyli po prostu w pozbyciu się ciał tych delikwentów, którzy w czymś mu bądź Jorgemu podpadli.

W przypadku obecnie zleconego mu przez szefa zadania jego ludzie trzymali się od niego w niewielkiej odległości, jadąc za nim dwoma niepozornymi samochodami, by nie kolić w oczy stróżów prawa.

Wyjątek w tej kwestii stanowił Ruben, który musiał się pokazać, by wzbudzić szacunek w kontrahentach. Ekipa to ekipa. Ich rolą było pozostać w jego cieniu, niewidocznymi, lecz skutecznymi.

– Szefie? – Zagadnął go Mocny Ramiro, specjalista od negocjacji z opornymi delikwentami, gdy towarzystwo zatrzymało się na posiłek w jednym z barów przy kolumbijskiej granicy.

– Czego ci potrzeba, chłopie? – Ruben miał wyjątkowo dobry humor.

– Seksu – wyjaśnił rozbrajająco zapytany.

– Trafiłeś pod zły adres, Ramiro, ja gustuję wyłącznie w kobietach – Ruben ryknął śmiechem.

– Ja również, szefie. – Ramiro uśmiechnął się szeroko. – Nie dałoby rady załatwić jakichś chętnych lasek, oczywiście ładniejszych, dla mnie i chłopaków? Ich też nieco ciśnie...
Chyba, że i dla pana miało by się coś znaleźć?
– Żona by mi oderwała łeb albo organ, który również mi się przydaje czasami w codziennym życiu, wyobraź sobie. –  Teraz Ruben rechotał na całego nad pełnym talerzem. – Wy to zupełnie inna para kaloszy. Myślę, iż przyda wam się trochę rozrywki. Masz tu ode mnie kasę, Ramiro. Powinno wystarczyć na zapewnienie sobie towarzystwa kobiet.
Zorganizuj za to towar dla siebie oraz kolegów, ale za godzinę ruszamy i nie ma zmiłuj, choćbym miał was siłą odrywać od panienek w najciekawszym momencie. Macie godzinę, nie więcej.
– Rozumiem, szefie i obiecuję, że będziemy gotowi na czas. – Ramiro oddalił się prędko, lekko pogwizdując, co było sygnałem dla „chłopaków", że mają czas dla siebie.
Na odchodnym przyobiecał Rubenowi, iż zostawi jednego łebka w razie czego na posterunku.
– Idź już, Ramiro, bo widać, że ciebie cholernie ciśnie – szef pogonił „swojaka" ze śmiechem.

Młodemu mężczyźnie nie trzeba było tego dwukrotnie powtarzać, koledzy Mocnego od razu poderwali się z barowych krzesełek, by ruszyć na łowy.

W pomieszczeniu został tylko Ruben, a na warcie stanął „posterunkowy".

***
Gomez serdecznie powitał w swojej kolumbijskiej posiadłości partnera w interesach oraz jego świtę.

Niebezpieczna dziewczyna/ POPRAWIONEWhere stories live. Discover now