Rozdział 18 - ROZMOWA MAŁŻONKÓW

84 4 0
                                    

Ruben popatrzył za nią i podjął decyzję, że nie odpuści i będzie walczył zarówno o nią, jak i o ich dzieci, które powinny pojawić się na świecie już za miesiąc.

– Ano - Mario? – zawołał, pukając do jej drzwi.

– Odejdź! – burknęła do niego w odpowiedzi, gdy bez pardonu i zbędnych ceregieli wtargnął do pokoju. – Chcę być teraz sama!

– Przepraszam – bąknął, nie wiedząc, co może powiedzieć w tej patowej sytuacji.

Podszedł jeszcze bliżej łóżka, na którym leżała, zalewając się łzami, jego kobieta.

– Tak, twój tata wiedział i o mnie, i o moim synu – powiedział, wzdychając. – Może miałem się tobie pochwalić własnym, nieciekawym dzieciństwem, byś mogła spojrzeć na mnie tak, jak patrzysz teraz i porzucić bez skrupułów?

Jego dłoń dotknęła jej policzka, gładząc go delikatnie, jakby przecząc jego ostrym, wypowiadanym przez niego słowom.

– Dlaczego więc podjąłeś  taką a nie inną decyzję? – Ana z trudem dobierała odpowiednie słowa, tłumiąc własny płacz.

Przed kilkunastoma minutami dowiedziała się, że jej mąż zrobił innej kobiecie dziecko dla kasy, bo parszywy Pablo Castellano potrzebował pomocy Juana Gomeza przy pozbyciu się pierwszej żony, aby móc potem poślubić tę, którą niby to kochał, czyli matkę Rubena.

– Dlaczego więc zaczaiłeś się na mnie? – spróbowała znowu. – Zasłona dymna, czy co,do cholery?!

– Nie jestem poetą, carina – odparł małżonek Any - Marii, pozwalając, aby jego spojrzenie spoczęło na wysokości jej zapłakanych oczu. – Nie obiecywałem tobie nie wiadomo, czego. Różnie bywało w moim życiu, ale w końcu pomyślałem, że udało mi się choćby częściowo zostawić brudną przeszłość za sobą. Był i jest Gabriel.
Czy chciałabyś, aby on dalej siedział na tyłku w Kolumbii?

Oczy Rubena były mroczne niczym bezdenna głębina, czaiła się w nich wściekłość. Ana zaprzeczyła. Po raz pierwszy od dłuższego czasu pomyślała o Devonie Cranie. Kanalia. Cham. Świnia. Łajdak.
Ale dlaczego zestawiła obu mężczyzn razem? Czy Ruben był perfidny w takim samym stopniu jak Devon? Czy mogła postawić ich na równi i sądzić według tej samej miarki?

Policzek Rubena otarł się lekko o jej policzek. Niebezpieczny mężczyzna długo milczał, więc Ana - Maria postanowiła pierwsza zabrać głos:

– Wiem, co myślisz.

To był błąd, gdyż Ruben wyprostował się raptownie i syknął zmienionym głosem:

– Czyżby?! Więc co takiego myślę?! Co, do jasnej cholery, usiłujesz mi wmówić?!

Że nadaję się tylko do twojego łóżka, aby mnie przelecieć z prawa na lewo?!

Pokręciła głową i zrezygnowana, westchnęła, chcąc uciszyć jego skołatane nerwy:

– Nie jesteś Bandytą ani wybrakowanym egzemplarzem, jesteś...

W milczeniu studiował jej twarz, oczekując na odpowiedź.

– Moim niebezpiecznym mężczyzną – odparła bez chwili zastanowienia.

Mąż z ulgą opadł z siedzeniem na łóżko, gdzie leżała Ana.

– A ty moją niebezpieczną dziewczyną – palcem wskazującym obrysował kontury jej ust, a następnie nachylił się nad żoną, mówiąc przy tym powoli:

– Nigdy pochopnie mnie nie oceniaj.

Chciał wstać, ale Ana - Maria położyła swą dłoń na jego plecach, zaczynając je gładzić niespiesznie. To go zawsze uspokajało.

W zamierzchłych czasach, kiedy jej ciąża nie była jeszcze tak zaawansowana jak obecnie, Ruben zazwyczaj natychmiast reagował w bardzo jednoznaczny sposób, gdyż  gładzenie własnych pleców przez Anę uznawał za zaproszenie do uprawiania seksu.

Na samo wspomnienie ich bliskości, tych niezliczonych upojnych chwil, wyłącznie we dwoje, twarz Any spąsowiała niczym jesienna róża.

– Ruben, co ty robisz? – zapytała go ze śmiechem, gdy pochylił się nad nią jeszcze niżej, domagając się od niej dalszych atrakcji.

– Chcę ... – wymruczał Ruben coś po hiszpańsku, co przypomniało Anie, że jej mężczyzna reaguje na jej dotyk, jakby zapomniał o tym, o co się między nimi przed chwilą wydarzyło, że wrzeszczał i się wściekał jak nigdy dotąd, broniąc siebie oraz swego syna.

Ich, jej i jego, usta spotkały się w połowie drogi. Ruben obsypywał ją pocałunkami, początkowo niespiesznie, delikatnie, potem coraz bardziej gwałtownie i zaborczo.

Jego język odnalazł drogę do wnętrza jej ust i splótł się w miłosnym tańcu z jej językiem.

Cortez pogłębił pocałunek, uważając jednocześnie, żeby nie skrzywdzić ani jej, ani ich nienarodzonych dzieci.

– Chcę ... Chcę ... – szeptał raz za razem, gdy wreszcie skończył z pocałunkami i zajął się rozpinaniem guzików bluzki Any- Marii. – Tak dawno my nie ...

Pokrywał śladami swych warg kolejne partie ciała młodej kobiety.

– Zaczaiłem się na ciebie, bo chciałem – wysapał urywanym głosem. – To, co zrobiliśmy w drodze do Kolumbii, tylko utwierdziło mnie w przekonaniu, że postępuję jak każdy mężczyzna, który pragnie zdobyć wyjątkową kobietę. W życiu nie uprawiałem takiego fantastycznego, cudownego seksu, kochanie....

Niebezpieczna dziewczyna/ POPRAWIONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz