V

105 13 0
                                    

W domu nie zastali nikogo. Na stole leżały jedynie puste talerze po śniadaniu i jakaś kartka.

- Zośka...

- Stasiek... Ja... Ja nie wiem... Nie wiem, co powiedzieć, co robić...

- Spokojnie. Przecież...

- Wiem. Powiesz, że damy radę. Szczególnie, jeśli wyjedziesz sobie na drugi koniec Polski. A co ze mną? Muszę wyjechać do Lublina.

- Czemu tam?

- Bo tam mieszka moja ciotka. Dużo ma pieniędzy i dobry z niej człowiek. Powinna mnie przyjąć...

- Zośka... Dobrze. Uciekaj z Warszawy, to stolica. Nie będziesz tu bezpieczna.

Stali chwilę w ciszy, wpatrując się w siebie. Dziewczyna widocznie się nad czymś głowiła.

- Stasiek? - zaczęła w końcu.

- Tak?

- A kiedy tam wyjeżdżasz?

- Pociągiem albo jutro, albo za dwa dni.

- Już nic więcej nie mów. Nie chcę płakać. Wiesz, że tego nie lubię... Nie śmiej się! Po prostu pożegnajmy się teraz. Nie chcę tego przedłużać. Mam twoje zdjęcie, ty masz moje. Nigdy o tobie nie zapomnę. Zbyt długo się znamy.

- Dobrze... W takim razie żegnaj.

- Nie mów tak! Jeszcze się zobaczymy! - Zośka rzuciła się na szyję swojego przyjaciela, ale po chwili puściła go. - Idź już. Albo teraz, albo nigdy.

- Więc do zobaczenia...

- Do zobaczenia, Stasiu...

Do końca być sobąWhere stories live. Discover now