XVI

56 6 1
                                    

- Nie wiem, co zrobiłaś, ale uciekaj stąd - powiedział Niemiec-wybawiciel.

- Ciekawe gdzie... Już całą Polskę okupujecie, czy jeszcze nie? - z ironią odparła Zośka.

- Już prawie - z równym sarkazmem odpowiedział facet.

- Kimkolwiek jesteście, idę stąd zgodnie z waszą radą. Auf Wiedersehn!

Mężczyzna nie odpowiedział, ale poszedł do chłopaków, którzy szarpali dziewczynę.

Zośka ruszyła w kierunku lasu. Próbowała trafić do małej żydówki. Kiedy dotarła do miejsca niedaleko domu Katarzyny, ujrzała, że coś leży pod drzewem. Podeszła tam i zobaczyła dziecko z posiniaczoną, chudą twarzyczką oraz jej bezładnie porozrzucane czarne włosy. To była ta sama dziewczynka, którą Zośka pierwszy raz zobaczyła w centrum miasta.

- Hej, mała! - dziewczyna próbowała obudzić żydówkę. - A zresztą! Śpij sobie. Widać, że jesteś zmęczona...

Zośka podniosła dziewczynkę najdelikatniej, jak umiała i zaniosła do domu Katarzyny. "Pewnie ciotka nie będzie zadowolona..." - myślała "Buka". - A jak jej nie pasuje, to zaprowadzę biedaczynę do jakiegoś lekarza... Jeżeli niejaki tu w ogóle jeszcze istnieje..."

***

Żydówka leżała na łóżku Zosi - umyta i opatrzona. Spała. W pokoju, oprócz Buki, siedział również Wojtek.

- I co ty masz zamiar z nią zrobić? Przecież wiesz, że Hitler, a tym bardziej ciotka Kaśka nienawidzą żydów.

- Ciszej mów! - przerwała dziewczyna. - Jeśli mi pomożesz, to ona poleży tu do nocy. Odpocznie sobie, a potem... Nie! To głupie... Wiem, że będzie musiała stąd odejść, ale kilka dni chyba może tu spędzić. Ale musisz mi pomóc. Ty lepiej znasz ciotkę...

- Dobrze. Zrobię to dla ciebie...

- Dziękuję! - szybko odpowiedziała Zośka i w tamtym momencie obudziła się żydówka.

- Dzień dobry, ja bym chciała wam podziękować - zaczęła dziewczynka.

- Ależ nie ma za co. Odpocznij sobie.

- Nie mogę. Muszę iść do mojej mamy, bo będzie się martwić.

- No dobrze. Dam ci tylko bandaże. Tak na wszelki wypadek.

- Jeszcze raz DZIĘKUJĘ - powiedziała mała żydówka i wyszła z domu.

***

- Szkoda mi jej - powiedziała Zośka przed kolacją. - Mamy dopiero szesnasty września, a ona już ląduje na ulicy w tak złym stanie...

- Daj spokój. Takich przypadków jeszcze będzie dużo, więc nie przejmuj się, ale staraj się, żebyś ty tak nie skończyła.

- No dobra, ale to nie jest takie proste. A tak w ogóle, to.... A zresztą, nieważne.

- Powiedz. Co chciałaś?

- Już nic.

- To ja się ciebie o coś zapytam. Pamiętasz, kiedy tak sobie leżeliśmy w ogrodzie?

- No pamiętam - zarumieniła się Zośka.

- Kiedy usłyszałaś, że do ciebie mówię, powiedziałaś: "Stasiek?", czy jakoś tak. Dlatego chciałbym się dowiedzieć, kim jest Stasiek?

- Stasiek... Stasiek to mój najlepszy przyjaciel - dziewczyna stała już czerwona jak burak. - Znam go od dzieciństwa, a teraz poszedł do wojska i... I nie wiem, co robi i czy jeszcze żyje.

- No cóż. A kiedy ten twój ukochany ma wrócić do Warszawy?

- Ten mój najukochańszy - Zośka robiła Wojtkowi na złość. - Wróci do stolicy, gdy ona będzie go potrzebować.

- No dobra. W ogóle to jutro poniedziałek, więc pójdziesz ze mną do szkoły. W sumie to nawet do klasy. Wiem, że jesteś w moim wieku.

- Dobrze. A zeszyty, książki?

- O to się nie martw. Wszystko ci załatwię.

- Dzięki. Wyjdę na spacer.

***



Do końca być sobąWhere stories live. Discover now