XVIII

54 6 0
                                    

Szkoła ulokowana była na przedmieściach Lublina, jakieś cztery kilometry od obecnego domu Zośki. Z zewnątrz wyglądała na niezbyt zadbaną. Brudne ściany porastał mech, a na dachu widniała zielona patyna. Z dużego komina ulatywał czarny dym i nielitościwie śmierdział palonym plastikiem. Budynek wydawał się duży, choć w rzeczywistości w środku było ciasno. W centrum, na dziedzińcu, przed lekcjami zbierali się uczniowie. Gadali o różnych bzdurach, wygłupiali się.

Sale szkolne zaopatrzone były jedynie w kilka ławek, małą tablicę i po dwa okna, przez które widać dziedziniec. Podłoga, wyłożona białymi kafelkami, była brudna, ławki zakurzone, a tablica prawdopodobnie nigdy nie wycierana mokrą gąbką.

***

-Dzisiaj do naszej szkoły doszła nowa uczennica, harcerka Zofia Zalewska - dyrektor szkoły ozajmił wszystkim o przybyciu dziewczyny. - Będzie chodzić do klasy pani Jarząb - dało się słyszeć oklaski i okrzyki, głównie chłopców. - Cieszę się, że i wy się cieszycie z nowej uczennicy, ale chciałbym jeszcze przekazać kilka ogłoszeń. Otóż, jeżeli wojna nie skończy się w ciągu miesiąca, będę zmuszony zamknąć szkołę do czasu pokoju. Druga sprawa dotyczy służby harcerskiej i sanitarnej. Wzrasta zapotrzebowanie na ochotników do takiej pomocy. Jeżeli byłby ktoś chętny, to za miesiąc, oczywiście jeżeli walki nie ustaną, osoby te wyjadą do Warszawy służyć ojczyźnie i rodakom - ostatnie słowa wypowiedziane zostały bardzo uroczyście i aż zapierały dech w piersiach. - A teraz zaczynamy lekcje. Rozejdźcie się do swoich klas.

***

Wszystkim znajomym nowej dziewczyny zależało na jej sympatii. Nie wiadomo dlaczego, ale uważali ją za osobę z tak zwanej "wyższej sfery". Zośka, oczywiście, nie uważała siebie za kogoś, kogo warto aż tak cenić. Czasami nawet miała wrażenie, że sympatia dużej ilości ludzi do jednej osoby to jakiś podstęp, na skutek którego można zrobić coś przykrego. Myśli takie, jednak, szybko od siebie odganiała, bo w nowej klasie chciała czuć się w stu procentach dobrze i bezpiecznie. O ile podczas wojny można mówić o jakimkolwiek bezpieczeństwie.

Zośka na lekcjach dużo myślała, czy zostać sanitariuszką i wyjechać do Warszawy. Z jednej strony bardzo chciała pomagać swoim rodakom, cierpiącym za ojczyznę, ale z drugiej strony bała się, że powrócą żywe wspomnienia sprzed wojny. Że przypomni jej się mama, tata, Aśka, no i oczywiście, Stasiek. Jeżeli takie retrospekcje towarzyszyłyby jej w stolicy Polski, to dziewczyna pewnie wolałaby leżeć już w piachu...

***

- Dzień dobry, panie dyrektorze - Zośka stanęła na baczność i kontynuowała uroczystym tonem, jakby mówiła do najwyższego generała o wygranej bitwie. - Chciałabym zapisać się na sanitariuszkę, ale czy wcześniej mogłabym dowiedzieć się szczegółów?

- Oczywiście, spocznij najpierw - dziewczyna usiadła na drewnianym krześle za dyrektorskim biurkiem z odrapaną brązową farbą. - Po pierwsze, musiałabyś mieć, gdzie mieszkać, ponieważ nie będzie dla ciebie już miejsca w szpitalu, ale z tego, co mi mówiłaś, to masz klucze do swojego rodzinnego domu w Warszawie. Mam rację?

- Tak - Zośka od razu posmutniała, gdyż w myślach zobaczyła kartkę na drzwiach mieszkania z napisem "Rozstrzelano..."

- ...I wtedy pani Jarząb, czyli twoja wychowawczyni, wyjedziecie pociągiem do stolicy -Zośka nie wiedziała, o co chodzi, ponieważ, gdy dyrektor mówił o sprawach organizacyjnych, dziewczyna zamyśliła się zbytnio o swojej małej ojczyźnie - własnym pokoju, domu, rodzinie...

Zośka nie dopytywała o nic szanownego dyrektora. Wyszła i zdecydowała, że najważniejszych informacji dowie się od pani Jarząb, bo najistotniejsze to fakt, że podjęła decyzję. Wyjedzie. Już za miesiąc. Będzie mogła nareszcie w pełni służyć ojczyźnie. A może nawet Stasiek wróciłby z wojska? Zobaczyliby się znowu? Trudne chwile przeżywaliby razem?



Do końca być sobąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz