Nick [2]

2.4K 102 6
                                    

- Co ty robisz?... – Słyszę głos Judy dobiegający zza mych pleców. Nie odwrócę się, nie chcę żeby zobaczyła mój tatuaż.
- No chyba nie wejdziemy tam w mundurach, nie zwracając uwagi na to, kim jesteśmy od razu nas zastrzelą. Zostaw swój tutaj, zaraz podam ci jakąś koszulkę, tam widzę kilka starych łachów. 
- Nie znajdą tu ich?
- Nikt nie był w lochach od wieków. Łap swoją ko- koszulkę…
Judy stoi patrząc na mnie zdziwiona, jednocześnie z tym swoim zmarszczonym czołem. Bez koszulki. Matko kochana, pomyślałby ktoś, że króliczki mają takie.. walory?  Na chwilę odbiera mi mowę, ale już się ogarniam.
- Co jest? – Pyta Karotka dygocząc z zimna. Szybko rzucam jej koszulkę.
- Nic, nie sądziłem, że wiesz…
- Że?
- Że ją ubierzesz, bo będzie na ciebie za duża..
Judy zakłada szybko koszulkę, która wielkością przypomina namiot. Zgarbia się delikatnie i patrzy na mnie z uniesionymi brwiami.
- Wyglądam jak pajac. To chyba na niedźwiedzia. – Mówi uśmiechając się.
- To się wyprostuj, bo to przez to wyglądasz jak sierota. – Chichoczę. – I tak ja wyglądam gorzej niż ty.  
- Przestań.. – Mówi , śmiejąc się cicho.
Prowadzę Judy w ciemny korytarz. Na szczęście widzę ściany i wszystko co się rusza. Tylko biedna Karotka nic nie widzi i mocno ściska mnie za rękę.
- Nic nie widzę. – Mówi , potykając się o jakiś próg.
- Trzymaj się mnie złotko.. – Odpowiadam. No i nagle, kiedy to przestaję patrzeć przed siebie, tylko na bezbronną Karotkę, uderzam w czyjś tors. Robi się nieco jaśniej i myślę, że Judy już powinna widzieć. Przed nami stoi jakiś wysoki, wielki wilk. Rozpoznaję go, ale lekko boję się ryzykować, że zapomnę imię.
- Kim jesteście? – Warczy.
- Chryste John, nawet nie wiesz jak dobrze cię znów widzieć! Pamiętasz mnie? To ja Nick, graliśmy razem w Bilard. – Śmieję się, oczywiście robię to bardzo przekonywująco, niczym aktor. – Wyobrażasz sobie, że nie chcieli nas wpuścić? Jacyś nowi mi się wydają. To jest Judy, moja przyjaciółka, chcieliśmy się spotkać z panem D.
- No.. Ok.. – Mówi nie przekonywująco. Prowadzi nas przez korytarz główny i hol, gdzie pełno dzikich psów i wilków rozmawia, pali, gra w karty itd. Wreszcie wchodzimy do pokoju szefa. Nic się tu nie zmieniło odkąd pamiętam. Wielkie okna, na całą ścianę, ten sam, biały kubek z logiem „DM”. Nadal śmierdzi tu fajkami i kawą, a na biurku ciągle leży ten dziwny kuferek. A on sam, wciąż nosi ciemnoczerwony, aksamitny żakiet. Nie przeraziłem się na widok jego poharatanej twarzy, blizny i jednego niewidzącego oka. Za to Judy lekko ściska mnie za rękę gdy go widzi. Spogląda na nią, a potem na mnie.
- Proszę, proszę. Nicholas Wilde, jak miło cię znów widzieć. Ostatnio widziałem cię z trzy lata temu kiedy to Finnick wyłączył się z Gangu. Strasznie mi było wtedy przykro. Ale wiesz, nie z powodu Finnicka, tylko ze względu na ciebie. Świetny byłeś, walczyłeś lepiej od większości wilków i pięknie oszukiwałeś w pokera.
- Nie oszukiwałem. – Mówię łagodnym tonem uśmiechając się. Próbuję zmienić temat, żeby Judy się nie domyśliła…
- Szczwany jak zawsze. – Śmieje się niskim basem. – Co sprawiło, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością? No i co to za zajączek?
Gdy padają ostatnie słowa Judy oczywiście sztywnieje ze złości. Dotykam ją w plecy, żeby się uspokoiła.
- Ah, Dany, słuchaj, nie przyszliśmy tu po to żeby dołączyć, chociaż bardzo chętnie bym rozpatrzył taką ofertę… To jest Judy, moja.. Moja dobra znajoma.. My mamy interes do jednego Josha, to jest jej brat. Wiesz pewnie gdzie się ostatnio włóczył hm?
- To prawda puchatku?- Kieruje się do Karotki, która znów kurczowo ściska mnie za rękę. Patrzy na mnie lekko zdenerwowana.
- No pewnie.  – Odpowiada. Nawet bym jej uwierzył.
- Nick, a pamiętasz Rose? – Pyta. Sztywnieję z przerażenia i czuję jak Judy próbuję uwolnić się z uścisku mojej ręki, która tym razem zaciska się na jej łapce. Czuję jak robię się czerwony. A może blady, sam nie wiem.
- Pamiętam. – Mówię, starając się jak najmniej okazywać, że  strasznie wolałbym teraz o niej nie rozmawiać.
- Moja kochana, mała córeczka. Szkoda, że ją zostawiłeś, świetnie razem okradaliście banki ha, ha. Tęsknisz za nią?- Pyta uparcie patrząc na każdy mój gest. Wiem, że Rose nie ma kraju więc wykorzystam okazję.
- Bardzo! – Mówię. Znów się śmieję, ale chyba już mniej przekonywująco.
- Chciałbyś się z nią zobaczyć? – Pyta znów patrząc na mnie z nieszczery, uśmiechem.
- Oczywiście! Tylko niestety jest w…
- W Hiszpanii? Ależ wróciła pół roku temu. – Mówi wesoło. Znów cały drętwieję. O mój Boże, nie, nie, nieeeeee! 
-  Zawołam ją, co ty na to? – Pyta.
- Nie ma takiej potrzeby…- Mówię cicho, ale niestety Dany już głośno krzyczy imię Rose.
- Kto to Rose? – Pyta cichutko Judy.
- Moja ex. – Odpowiadam równie cichutko. Zaraz umrę ze strachu. Rose wchodzi do pokoju.
- Co jest tato, trenowałam właśnie… N- Nick? – Mówi swoim kobiecym, lekko dziecinnym głosem.
- Ta, to Nicki! – Krzyczy Dany. – Pamiętasz go jeszcze?
- No pewnie.. – Wzdycha na mój widok. Znów mi się robi słabo. Myślałem, że jej nie ma do cholery!
- Matko ale się zmieniłeś… - Mówi Rose podchodząc do biurka swojego ojca.
Ona też się zmieniła. Z niskiej, rozwydrzonej, szesnastoletniej buntowniczki, zmieniła się w rozwydrzoną dwudziestosześcioletnią buntowniczkę.  Z pewnością schudła, ale nie cenie kościstej dupy u kobiet. Jej ciemna sierść nie zmieniła koloru, wciąż ma te piwne, wielkie oczy, podkreślone tuszem i cieniem do powiek. Ubiera się wciąż na czarno, ma na sobie ciemne, lateksowe leginsy, czarny top i swoją starą skurzaną kurtkę z podwiniętymi rękawami, które ukazywały całe wytatuowane ręce. W uszach ma kilka świecących kolczyków. Pewnie na piździe ma ich dwa razy tyle.
- Ty też… - Mówię spokojnym głosem i czuję jak Judy puszcza moją rękę i odsuwa się kawałek. Patrzę na nią, a ona ze złością wpatruje się w podłogę. Chcę spytać o co chodzi, ale przerywa Rose.
- Tato, mógłbyś nas zostawić na chwilę samych? – Pyta ojca.
- Oczywiście kochanie.
Dany wstaje i lekko kuśtykając wychodzi ze swojego biura do pokoju z bilardem.
Rose podchodzi do mnie i czuję jej zapach. Serio, nadal używa tych perfum? Kupiłem jej kiedyś perfumy o zapachu róży i powiedziałem, że są piękne i kojarzą mi się z nią. Wciąż je nosi.
- Pamiętam jak Byliśmy tego samego wzrostu i się z ciebie śmiałam. – Mówi. Teraz sięga mi do ramion. Nie moja wina, że w wieku dwudziestu dwóch lat nie zdążyłem odpowiednio urosnąć co nie? Jest niewiele wyższa od Judy, nie licząc uszów.
- Też to pamiętam .. – Mówię wciąż spokojnym głosem.
Patrzymy na siebie jeszcze chwilę.
- No więc, po co przyszedłeś?
- Przyszliśmy tu po mojego brata. – Mówi mocno zdenerwowana Karotka, która wyłania się zza moich pleców. Rose dziwi się na jej widok, widocznie dopiero teraz ją zauważa. Robi mi się głupio, bo przez chwilę zapomniałem, że przyszła tu ze mną.
- Co to za zajączek? – Pyta zirytowana. Chyba wolałaby, żebyśmy byli sami.
- To jest moja przyjaciółka Judy. – Mówię. Nie wiem czemu ale stresuję się gdy ją przedstawiam. Dziewczyny patrzą na siebie wkurzone, a ja kompletnie głupieję bo nie wiem co powiedzieć.
- Przyszliśmy tu po takiego jednego.. Znaczy mojego brata Josha…
- To dla niej  mnie zostawiłeś? – Pyta patrząc na mnie poważnie.
- Co?- Pyta Judy.
- Nie! – Wrzeszczę, może trochę za głośno.
- No tak, przecież Nick nie zostawiłby mnie dla takiego potulnego puszka- okruszka.
- Może już pójdziemy po tego Josha, suko? – Warczy karotka. Błagam Judy, niech ta „suka” będzie określeniem tego, że Rose jest psem, błagam.
- No chodźmy. – Mówi jeszcze bardziej zirytowana Rose. Schodzimy w ciemnym korytarzu, po schodach. Judy wciąż się o coś potyka, ale nie pozwala mi sobie pomóc.
- No, no wreszcie zrobiłaś sobie tatuaże. – Mówię zerkając na jej wytatuowane ręce.
- To nie tylko rękawice Nick, mam tatuaże na calutkim ciele. Dosłownie wszędzie. Chcesz to ci kiedyś pokażę. – Mówi chichocząc cicho.
- Ym. – Wyduszam z siebie dziwny pomruk, który oznacza coś w stylu „Tak, chętnie” a na serio myślę „ Pieprz się puszczalska szmato”.
Karotka chrząka za mną. Serio dziwnie się zachowuje, a ja nie wiem jak jej pomóc, bo gdy tylko łapię ją za rękę, ta mnie odtrąca i mówi, że sama sobie poradzi.
Trafiamy do jakichś lochów, ale nie jesteśmy na najniższym piętrze. Wokół jest pełno krat i ciężko rozróżnić, gdzie jest wejście, a gdzie nie.
- Dzięki, że nam powiedziałaś. – Mówię do Rose.
- Nie ciesz się na zaś. – Mruczy pod nosem Judy i zaczyna wołać Josha.
- Nie ma za co. Josh jest w środku. – Dodaje Rose. Nie wchodzi za nami co w sumie wydawało by mi się dziwne, ale byłem zbyt przejęty całą sytuacją. Od razu pożałowałem. Wyczuwam w pobliżu zapach mokrego psa i od razu robi mi się niedobrze.
- Ja tu czuję jakieś stare, zmoknięte wilki zamiast króliczka, nie sądzisz Judy? – Pytam. Judy wzrusza ramionami. I wtedy dzieje się zło. Za naszymi plecami słyszymy wysoki, nieznajomy mi głos.
- Nie jesteśmy aż tacy starzy, gołąbeczki. – Odzywa się zachrypnięty głos wilczura za naszymi plecami, po czym coś uderza mnie w głowę, aż tracę przytomność. Nie wiem jak długo jestem w śpiączce, ale kiedy odzyskuje przytomność jestem przykuty do jakiejś rury. Boli mnie głowa, i chyba mam rozcięte ucho, brew i resztę twarzy. Obok mnie Judy wisi przykuta za ręce i jest jeszcze nieprzytomna. Robi mi się słabo, gdy łapię ostrość i widzę jej podrapaną twarz i poplamiony od krwi podkoszulek.
Znajdujemy się w ciemnym, wilgotnym pomieszczeniu, gdzieś niedaleko krat, bo wciąż słyszę głosy Rose i innych zjebów. W powietrzu unosi się gorzki zapach rdzy,  krwi i staroci.
Próbuję odezwać się do Judy, ale krew, która znajdowała się w moich ustach, sprawia że tylko kaszlę i pluję bordową substancją na podłogę. Robi mi się niedobrze na sam widok, a krew drażni mi gardło. Chrząkam kilka razy, żeby przyzwyczaić się do bólu, po czym z wielkim wysiłkiem przerzucam swój ciężar na prawą nogę, żeby zbliżyć się do Judy, jednak krótkie, uwierające kajdanki przyciągają mnie z powrotem na lewą nogę. Gdy wykonuje niewielki ruch pieczą mnie nadgarstki. Widocznie rdza dostała się do moich ran na dłoniach. Niewiele mogę się ruszać więc unoszę swój ogon i z całych sił próbuję obudzić nim Judy. Po kilku mozolnych i bolesnych próbach Karotka wreszcie odzyskuje przytomność i patrzy na mnie swoimi fioletowymi oczami. Boli mnie na sam jej widok.
- Nick? – Szepcze, widocznie z wielkim wysiłkiem, bo po chwili krzywi się z bólu. – Gdzie jesteśmy?
- Też chciałbym to wiedzieć Karotko. Nic ci nie jest? – Głos mi się łamie przy każdej spółgłosce i muszę odchrząknąć, znów plując krwią. Judy blednie na ten widok, ale nie będzie się nade mną teraz użalać, za co jestem jej wdzięczny.
-Boli mnie brzuch. – Mówi patrząc w podłogę.
Nie chcę jej mówić, że ma na podkoszulce wielką plamę krwi, przyklejoną do jej ciała. Nie wiem co mówić, nie wiem co robić. Jestem bezradny.
I wtedy do pomieszczenia wchodzi ona. Rose we własnej osobie, wciąż w tej swojej kurteczce i odsłoniętych rękach, ukazujących „wspaniałe dziary”, kroczy do mnie z uśmiechem, irytującym mnie jak zawsze. Pachnie jeszcze mocniej, moimi perfumami, ale nie zwracam na to szczególnej uwagi, bo podchodzi do mnie i łapie mnie w talii. Nie mam siły jej odepchnąć, nawet nie mam siły się odsunąć. Jest mi  z tym strasznie źle, chciałbym napluć jej na twarz, ale ona zaczyna coś gadać.
- Nie tego właśnie chcesz? – Pyta uwodzicielskim tonem. – Wydawało mi się, że strasznie ci było przykro, kiedy odchodziłeś. Miałam szesnaście lat Nick. Ty dwadzieścia dwa. Może nadal jest ta sama różnica wiekowa, ale dorosłam i wiem dużo o życiu. No i chyba nie myślałeś, że się nie domyślę. Serio Nick? Jesteś PSEM? Kiedyś razem kradliśmy księżyc, pluliśmy policji w twarz, a teraz? Nie sądziłam, że zniżysz się do tego poziomu. A twój kochany króliczek was wydał. Judy miała ciągle odznakę w kieszeni. Ale to już nie ważne. Chciałabym, żebyśmy wrócili do siebie. Dam ci ostatnią szansę na odbudowanie tego co zniszczyłeś. 
- Rose, ja cię nigdy nie kochałem. – Mówię stanowczo.
Ta się tylko śmieje i wciąż nie puszczając mnie za plecy, mówi równie flirciarskim tonem co zawsze.  Znam ten ton. Gdy chciała mnie przeprosić, albo czegoś potrzebowała, lub kiedy chciała się kochać, używała swojego pieszczotliwego, uwodzicielskiego głosiku, któremu zawsze ulegałem. Jest mi  wstyd, gdy przypominam sobie te czasy. Teraz już to na mnie nie działa.
- Nicki, kochanie. Czy ty naprawdę wolisz tego puszystego króliczka? Ona nawet nie pozwala ci się dotknąć! Nie pamiętasz jak nam było dobrze? Tylko ciebie pragnę, to właśnie na ciebie czekałam tak długo. Nigdy nie narzekałeś, gdy w nocy przychodziłam do ciebie i …
- Zamknij się. – Mówię. Chyba nigdy nie było mi tak wstyd. Tak strasznie mi głupio. Karotka się nie odzywa, ale widzę, że trzęsie się ze złości. Mam ochotę przywalić tej Rose w pysk. – Zamknij się wreszcie! Nigdy cię nie kochałem i nie będę kochać, nie rozumiesz?
Rose robi kamienną twarz. Unosi brew i ze złością z całej siły sprzedaje mi solidnego kopa między nogi. Kurczę się z bólu i chyba zaraz się poryczę. Wydaje z siebie zmęczone mruknięcie i zaciskam nogi. 
- Jeśli tak bardzo wolisz tą cnotkę, proszę bardzo. Moi koledzy sprawią, że już zawsze będziecie razem! – Pod koniec tego zdania głos się jej łamie i wybiega z płaczem. I kolejne co widzę to znów ciemna przestrzeń, która sprawia mi niewyobrażalny ból w tylnej części głowy.

NICK & JUDYजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें