Judy [13]

706 35 1
                                    

 Kolejny SMS od Josha. Zaraz zwariuję. Odkąd przeprowadził się do Bunnyburrow, żeby pomagać mojej rodzinie w uprawach, nie daje mi spokoju. Ciągle za mną chodzi. Jest dla mnie przesadnie miły, co doprowadza mnie do szału, ale próbuję to okiełznać. Lubię go, ale nie tak jak on mnie.

- Jak tam? – Ginny siada na ławeczce na tarasie obok mnie.

- Fajnie. – Kłamię. Już dawno nie czułam się fajnie. Wszystko się zmieniło. Wszystko jest złe. Gorsze niż było. Ciężko mi się z tym wszystkim żyje, ale przyzwyczaiłam się. Staram się jak najmniej okazywać to, że jest mi cholernie przykro.

Odkładam książkę, której i tak nie czytałam i prostuję się, żeby lepiej widzieć Ginny. Schudła przez ten rok. Jest jasno-brązową szynszylą, ma brązowe oczy, długie rzęsy i umięśnione nogi i ramiona, od noszenia kartonów z warzywami. Ona także przyjechała pomagać. Ginny jest ładna.

W Bunnyburrow zmieniło się naprawdę dużo. Może inni by tego nie zauważyli, ale ja tak. Wzrosła liczba złodziei. Musimy uważać. W Bunnyburrow mają zakaz wstępu drapieżniki nie posiadające zgody od władz miasta. Urocze, co nie?

Pomagam mamie i tacie jak tylko mogę. Noszę codziennie kilkanaście kilogramów ziemniaków, pudła z marchwiami, jagodami, truskawkami i innymi owocami lub warzywami. Sadzę je w ziemi, jeżdżę pikapem, przewożąc większe towary. Ale nie byłam jeszcze ani razu w Zwierzogrodzie. Jeździ tam Jess z tatą, albo Josh. Jak na razie nie mam odwagi. Ani o to poprosić, ani tam pojechać.

- Wiesz, Josh o ciebie pytał. – Burczy, wpatrując się w swoje stopy wiszące nad ziemią. – Kazał cię pozdrowić i spytać, czy będziesz miała kiedyś dla niego czas.

- Matko, przecież nie jestem jego dziewczyną, żeby mieć dla niego czas. – Przewracam oczami. – Mogłabyś się za niego wziąć. Jesteś ładna, on przystojny...

- Ha, ha. Już pędzę. – Obrusza się. Chociaż ja wiem, że ona go lubi, bardziej niż ja. – Ty też... – Zaczyna ale przerywa. Wie, że nienawidzę, kiedy zaczyna ten temat. Nie chcę aktualnie się z nikim spotykać. Nie ma na to szans. Czemu jestem wobec tego taka uparta? Sama nie wiem.

Już chcę ją skarcić za to, że zaczyna ten temat, kiedy z wnętrza domu słyszę wołanie matki. Wstaję i wskazuję na Ginny palcem robiąc najgroźniejszą minę, jaką potrafię.

- Upiekło ci się tym razem. – Prycham śmiechem. Ona też wybucha piskliwym chichotem, a ja biegnę do kuchni, gdzie mama przy stole kroi wielgachny stos gruszek.

- Mogłabyś przynieść z sadu kilka jabłek? Dziś przyjeżdża dozorca, więc chciałabym upiec ciasto.

- Czemu dajesz naszemu dozorcy ciasto? – Pytam i sięgam po słomiany kosz z półki.

- Wszyscy są w Bunnyburrow mile widziani, niech jeden z niewielu drapieżników, który tu przyjeżdża, wie o tym.

- Tak czy siak, nie pozwalacie tu przyjeżdżać drapieżnikom. – Mruczę pod nosem i trzaskam drzwiami, może zbyt głośno. Nie chcę, żeby matka znów przyszła w nocy i pytała czy wszystko ok. Ile razy ktoś jeszcze mnie o to spyta?!

Ginny patrzy jak idę do sadu i od razu do mnie dołącza. Przestałam nalegać, że nie musi mi pomagać, ale za każdym razem zostawała i twierdziła, że chociaż tak odwdzięczy się mojej rodzinie za pokój.

Na wojnie rodzina Ginny zginęła. Matka została zestrzelona, a ojciec zamordowany przez wściekłego lwa. Rzekomo serum miało dawać im rozum, żeby zabijały tylko zagrażające drapieżniki, ale coś się pokićkało i nawet bezbronne ofiary zostały maltretowane, mordowane i wybijane jak muchy. Nie lubimy wspominać tych czasów. Chociaż minęło trzynaście miesięcy, nie jestem w stanie myśleć trzeźwo. W nocy mam koszmary, o tym, że moja rodzina jest zżerana na moich oczach. Albo ja jestem maltretowana przez...

NICK & JUDYWhere stories live. Discover now