Nick [16]

655 33 13
                                    

Kończymy jeść kolację i wszyscy siadają w salonie, oglądając telewizje. Mamy w niej tylko dwa kanały- jakieś wiadomości, a na drugiej nudne seriale miłosne. Mama skupiona wpatruje się w monitor. Serial pod tytułem „ostatni raz" leci zawsze w soboty i niedziele. Mama go wręcz uwielbia. Dla mnie to mało oryginalne badziewie, z kiepskimi aktorami i dziwnymi historiami. Obok mamy na kanapie siedzi Frank, który wrócił po obiedzie, z koszykiem pełnym owoców. Frank ma czterdzieści lat, jest najstarszy z moich kumpli. Jest siwym wilkiem, ma czarne oczy, którymi mnie szantażował, jak chodziliśmy do szkoły. Bo zwyczajnie się ich bałem. Uśmiecham się do wspomnień, w których wszyscy byliśmy młodzi i piękni i nie zdawaliśmy sobie sprawy, że nasze życie może się kiedyś zmienić w taki koszmar. Obok Franka Anna gra na jakiejś starej konsoli. Bryan i Finnick grają w pokera przy stoliku, a Zoe czyści strzały i łuk. A ja siedzę na fotelu i trzymam w rękach książkę, którą dawno przestałem czytać. Wpatruję się w szybę z początku nie widząc co się za nią dzieję. Potem moje uszy same się unoszą. 

Za oknem masa zwierząt podąża pewnym krokiem przed siebie. Jest ich na tyle dużo, że nie wygląda to na zwykłą pielgrzymkę czy spacerek. Tym bardziej, że połowa z nich trzyma w dłoniach wielkie transparenty i znaki, nie wiem dokładnie z czym. Wrzeszczą coś niemiłosiernie, kierując się w stronę ratuszu. Podchodzę do okna, żeby lepiej się przyjrzeć.

- Co jest? – Zoe odkłada strzałę na blat i idzie w moją stronę.

- Coś się dzieje. – Zwracam się do matki. – Mamo, włącz wiadomości.

Z telewizora wydobywa się wrzask, podobny do tego, którego słychać za oknem. Potem się przycisza i w kadr wchodzi jakiś koleś.

- Do buntu wciąż dołączają kolejne zwierzęta. Władze nie wiedzą co robić. – Drży mu głos.

- Buntu? – Anna wstaje z kanapy i podbiega do drzwi. Otwiera je delikatnie.

- CHCEMY DAWNY ZWIERZOGÓRD! KONIEC Z SERUM! DAJCIE NAM DAWNY ZWIERZOGRÓD! KONIEC Z SERUM!- Krzyki są tak głośne, że Anna się krzywi i przymyka drzwi, ale otwiera je jakiś obcy typ i krzyczy do nas.

- Jeśli chcecie dawny ustrój, chodźcie z nami! – Wrzeszczy po czym wybiega z domu. Potem rozpływa się w tłumie, który z każdą chwilą narasta. Robi się tak tłoczno, że niektórzy wchodzą na czyjeś posesje, bo nie ma miejsca na drodze, ani chodniku.

- Idziemy? – Zoe uśmiecha się do mnie.

- Nie idźcie głuptaki, jeszcze coś wam się stanie. – Mama przełącza na swój serial i ogląda go jakby nigdy nic.

- Mamo. – Piorunuję ją wzrokiem. – Nic nam nie będzie.

- A jeśli?

- Damy sobie radę! – Bryan chwyta strzelbę wiszącą nad drzwiami i przerzuca ją sobie przez plecy.

Cała szóstka wychodzi, nawet Finnick. Frank wziął go na barki, żeby lepiej widział. Hasła, które krzyczał tłum przeobraziły się w wrzaski, które nie idzie zrozumieć, więc tylko krzyczymy jak reszta. Idziemy w kierunku ratuszu, jest tłoczno i duszno, wszyscy krzyczą, aż dzwoni mi w uszach. Zoe łapie mnie za rękę.

- Bo się zgubimy! - Przeciska się między dwójką obcych zwierząt.

W sumie nie wiem co wszyscy chcą zrobić, ale skoro calutkie miasto się zebrało, władze nie mogą tego puścić płazem. Wszyscy zgodnym tempem idziemy do ratuszu, potem pewnie wbijemy do pokoju głównego naszego burmistrza i przemówimy mu do rozsądku. Nie może tego olać. W końcu to całe miasto.

Podekscytowani i pełni nadziei na nowe życie unosimy pięści w górę i drzemy się jak psychopaci. Zdzieram sobie przy tym gardło, ale nie zwracam na to uwagi. Nawet nie wiem jak głośno krzyczę, bo wszyscy zagłuszają się nawzajem. Pachnie potem i jednocześnie koszoną trawą, całkiem jak w letnie wieczory, kiedy miasto rzeczywiście było piękne. Kłuje mnie w brzuchu na to wspomnienie.

Jednak coś szybko się psuję. Słyszę strzały. Inne krzyki, nie krzyki bojowe tylko wrzaski przerażenia. Większość się zatrzymuje, inni uciekają, jeszcze inni ciągle brną w stronę ratuszu. My przystajemy i wypatrujemy co się dzieje. Jestem najwyższy zaraz po Franku, ale przede mną stoją jakieś bawoły i nic nie widzę. Wymijam je i podskakuję jak piłka, żeby cokolwiek zobaczyć. Miga mi przed oczami kombinezon strażników. Zerkam na Zoe.

- Strażnicy strzelają. – Mówię do niej. Patrzy na mnie zdenerwowana. Otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale jakieś łapy chwytają ją za ramię i odciągają.

- Hej, puszczaj! – Wrzeszczę, ale usta same mi się zamykają, gdy widzę, że kilkadziesiąt strażników łapie wszystkich buntowników po kolei i zaciąga do wozów.

Potem wszystko dzieje się za szybko. Coś chwyta mnie za ramię, ale gwałtownie to odtrącam i biegnę w stronę Zoe. Próbuję coś wykrzyknąć, ale nie mam siły, bo biegnę bardzo długo, przeciskam się między łokciami, głowami, nogami, które prawie mnie taranują. Potem widzę Zoe, siłą wciskają ją do wozu. Za nią Finnick i Frank również są tam wrzucani. Puszczam się pędem w ich stronę. Znów coś mnie łapie, uderzam jednego strażnika łokciem w głowę, a następnie sam dostaję czymś twardym i tracę przytomność.

Budzę się w ciemnym wozie. Mam związane ręce z tyłu, siedzę oparty o ścianę. Panuje cisza i śmierdzi krwią. Obok mnie siedzi Zoe, opiera się głową o moje ramię. Nie wiem czy jest nieprzytomna, czy śpi. Naprzeciwko nas Frank i Finnick siedzą obok przerażonego tygrysa i strażnika z karabinem w ręce. Ściska mi żołądek, bo nigdzie nie widzę Anny ani Bryana. Oby nic im się nie stało. 

- Zoe. – Szepczę. Gwałtownie podnosi głowę i patrzy na moje czoło.

- Boli cię? – Pyta.

Największy ból odczuwam w prawej brwi, rozchodzi się po skroniach i płynie aż do samego karku. Krzywię się, gdy samochód wjeżdża na polną, dziurawą drogę, przez co wszyscy podskakują.

- Trochę. Gdzie jedziemy?

- Do aresztu. – Odpowiada strażnik. – Zobaczymy jak bardzo przyczyniliście się do powstania buntu. Wasza kara będzie od tego zależała.

- Nic nie zrobiliśmy. – Finnick cedzi przez zęby. Z pewnością, gdyby strażnik nie miał strzelby, odgryzłby mu twarz.

- To się okaże.

Patrzę przez okno w tylnych drzwiach. Poznaję tę drogę. Jechałem nią tylko raz. Kątem oka widzę jak mijamy wielki znak z napisem Bunnyburrow i przechodzą mnie dreszcze. Skręcamy jednak w lewo. Jestem ciekaw co by zrobiła, gdyby zobaczyła mnie w tym wozie. 

Mija około godzina, kiedy wreszcie samochód się zatrzymuje. Wysiadamy powoli na parking. Za nami jedzie jeszcze kilka innych aut. W któryś z nich musi być Anna i Bryan.

Chyba, że dotarli wcześniej.

I już wyznaczono im karę. 

NICK & JUDYDonde viven las historias. Descúbrelo ahora