Nick [4]

2.3K 81 16
                                    

Pierwsze co, to czuję zapach. Nieprzyjemny zapach szpitala, spirytusu i plastrów. Potem otwieram oczy i widzę tylko jasne światło. Razi mnie w oczy więc mrugam kilkakrotnie, żeby złapać ostrość. Zaczynam odróżniać kształty i kolory, ale zajmuje to chwilkę. Wreszcie widzę nade mną dwie kroplówki. Łapię oddech i delikatnie odwracam głowę w prawo. Mam mnóstwo bandaży, a do mojej prawej ręki podłączony jest wenflon, który lekko kłuje mnie gdy poruszam ręką. Właśnie, mogę wreszcie się poruszać. Zdrętwiałem, tak jakbym leżał tutaj całe wieki, a wydaje mi się, że leżę sobie tak może z jeden dzień.  Podnoszę głowę, ale zaraz ją opieram z powrotem na poduszkę, bo zaczyna mnie strasznie boleć. Odwracam się w prawo i już ją widzę. Ale najpierw ogarniam otoczenie. Półka, na której leżą dwa serduszkowe opakowania czekoladek, szklanka wody, kartonik soku marchewkowego i papierki po dwóch 3Bitach. Jest też wazon z pięknymi, fioletowymi tulipanami. Wdycham ich zapach.
A ona siedzi kilka kroków ode mnie, na niskim białym krzesełku z oparciem. Garbi się wgapiona w telefon i chyba coś ogląda, bo w uszach ma słuchawki. Widzę pod jej krzesłem torbę z moimi ubraniami, ale widzę też kilka różowych skarpetek, więc Judy też musiała tu leżeć. Chcę usłyszeć jej głos. Pamiętam jedynie to że już odlatywałem, kiedy ona wyznała mi… Że mnie kocha. Kocha mnie Judy Hopps. Dwudziestoczteroletni króliczek, miły i pomocny, zawsze uśmiechnięty i sprawiedliwy, wyznał miłość trzydziestodwu-letniemu lisowi, wandalowi, durniowi, który nielegalnie kradł i wykorzystywał innych. Cóż mogę pomyśleć. Judy zawsze mnie kręciła. Zawsze się w niej bujałem, ale myślałem, że nie miałoby to sensu. To tak jak młodszy, ośmioletni kuzyn zakocha się w o dziesięć lat starszej kuzynce. Nie mogą być razem, bo to nie zgodne z prawem, nawet jeśli oboje odwzajemniają uczucie. Hm, ale czy bycie z zwierzęciem z innego gatunku jest niezgodne z prawem? Chodziłem z Rose, która była dzikim psem Dingo, ale byliśmy do siebie podobni i oboje byliśmy   d r a p i e ż n i k a m i   . Właśnie, a z Judy jesteśmy kompletnie inni. Ale w sumie… Moja ciotka Mia jest Lisem i cztery lata spotykała się z jakimś baranem. Wtedy myślałem, że to głupota, teraz sam nie wiem. Czy warto ryzykować? Ha, zawsze mówiłem Judy, że uwielbiam ryzyko i tak dalej, ale to co teraz bym powiedział, możliwe, że zmieniło by nasze życie. Na lepsze, czy na gorsze? Kurwa, nie jestem wścibski, ale ciekawość mnie zeżre i będzie mnie to dręczyć do końca życia.
Muszę powiedzieć co czuję do Judy. Że też ją kocham. Muszę.
- Judy…- Szepczę. Patrzę na nią. Ma bandaż na uszach i biały materiał wystaje jej spod bokserki. Nie słyszy mnie ale jednak na mnie spogląda. Chyba robi to często, bo pierwsze co to patrzy na mnie kilka chwil zanim ogarnia, że mam otwarte oczy.
- Nick. – Mówi zanim rzuca się na mnie i wtula się we mnie tak słodziutko, że mam ochotę jej nigdy nie puszczać. Pachnie słodko, chyba jakimiś perfumami playboya, bo nie mogę oderwać od niej nosa.
- Też cię kocham. – Mówię zanim pomyślę, czy na pewno to chciałaby teraz usłyszeć.
Patrzy na mnie chwilkę. Źrenice jej się pomniejszyły, jakby się wystraszyła, a potem znów powiększają. Trwa to dwie sekundy, a czuję się jakby trwało kilka godzin. Patrzymy na siebie jak zahipnotyzowani. Ale nie robi mi się głupio. Jej chyba też nie, bo oddycha spokojnie. Patrzy na mnie pytająco.
- To co głupi króliczku… - Zaczynam, ale Judy zamyka mi usta swoimi. Właśnie.
Stykamy się ustami, chociaż ona ma o wiele mniejszą twarz od mojej idealnie się ze sobą łączymy. Kilka chwil czuję ciepło jej ust na swoich  kiedy wreszcie jej język ląduję w moich ustach. Robi mi się gorąco. Gładzę ją po plecach i zjeżdżam lewą ręką na tyłek, macam jej puszysty ogonek, a ona cicho pomrukuje, co mega mnie podnieca. Wkłada mi rękę pod koszulę i jeździ delikatnie po mięśniach. Chyba zaraz oszaleję. Wkładam jej dłoń pod koszulkę i opuszkami palców dotykam jej łopatki i jeżdżę na linii kręgosłupa. Nie wiem do czego by za chwilę doszło, ale nieziemską rozkosz, do której chciałem odpłynąć i nigdy nie wrócić, przerywa ryk znajomego mi gościa.
Clawhauser zakrywa usta łapkami i patrzy na nas z niedowierzeniem. Chyba zaraz poryczy się ze szczęścia.
- O, EM, BOZIU – Drze się i łzy napływają mu do oczu. – Nigdy nie widziałem słodszego widoku!
- Mówiłem, że będą razem. Dycha dla mnie. – Mówi w tle Trąbalski.
- Ja też obstawiałem, że będą razem, mi też dycha.  – Dodaje  szef Bogo, stojący z tyłu, z wielkim bukietem róż.
- Ja tak samo. – Krzyczy jeszcze ktoś z tyłu.
- Dobra, dobra wygraliście. – Mówi Doris.
Judy i ja jednocześnie odsuwamy się od siebie. Robi mi się gorąco, ale chyba jestem zbyt słaby, żeby się czerwienić. Za to Judy złapała wielkiego buraka i patrzy zawstydzona i wystraszona jednocześnie w stronę wszystkich kumpli z pracy. Serio tak byliśmy do siebie przywiązani, że robili sobie zakłady o to, czy będziemy razem? Denerwuje mnie to ale też satysfa-kcjonuje.
- To znaczy my… - Zaczyna Judy, ale nie ma pomysłów co powiedzieć.
- To był tylko… - Robię to samo, i także nie mam żadnych pomysłów.
- Ależ spokojnie! – Głośno oznajmia Bogo. – My tylko przyszliśmy się przywitać i wręczyć kwiatki, a potem spadamy, a wy będziecie mogli dokończyć, albo robić co wam się tam podoba.
Mija godzina zanim wszyscy wyszli.  Gratulowali nam i życzyli szczęśliwej drogi, chociaż nie po to tu przyszli. Dostałem tuzin czekoladek i kwiatów, nawet w międzyczasie mama przyszła mnie odwiedzić, wręczyła mi skromny bukiecik narcyzów. (Powiedziała, że wybrała te kwiaty z myślą o mnie. Kochana mamuśka.) I wyszła bo spieszyło jej się na koło krawieckie. Potem wpadł Finnick, rzucił mi piwo i powiedział, że cieszy się, że żyje i że wkurzyłem go tym, że nie przyszedłem do niego na mecz, kiedy byłem nieprzytomny. Sorry stary za przebitą trzustkę.
Kiedy wreszcie wszyscy wyszli, do pokoju wchodzi pani doktor, jakiś bóbr, trzymając w ręku kilogram różnych papierów. Patrzy na mnie i pogodnie się uśmiecha.
- Nicholas Wilde, może pan opuścić nasz ośrodek nawet teraz, jeśli pan się czuje na siłach.
W sumie ból prawie całkiem minął podczas wizyty wszystkich znajomych. Nawet gdybym makabrycznie go odczuwał, tak czy siak skłamałbym i wyszedł stąd jak najprędzej. Dowiedziałem się od Judy, że leżałem tu pięćdziesiąt siedem pieprzonych dni. To trzy miesiące są. Matko kochana.
Zdjęto mi opatrunki i bandaże, nawet te z ran od postrzału. Czuję się wolny bo odłączono mnie od wszystkich chrzanionych urządzeń, rurek i kabelków. Judy też nie ma na sobie ani jednego plastra.
Mijają dwie godziny zanim całkiem ogarniamy się, ubieramy w normalne ubrania i wychodzimy ze szpitala. Gdy czuję ciepły wiatr i świeże powietrze mam ochotę skakać jak dziecko w deszczu, ale ograniczam się tylko do złapania głębokiego wdechu.
- Nareszcie stąd wychodzimy. – Mówi do mnie Judy gdy idziemy w stronę parkingu.
- Wybacz skarbie, że miałem dostałem w nerkę. – Uśmiecham się do niej spode łba, a ta prycha śmiechem. – Ah, wolność!
- Strasznie tęskniłam. – Mówi cicho.
Mam ochotę ją pocałować, ale jednak się powstrzymuję i tylko mocno ją przytulam.
- Idziemy coś zjeść? – Proponuję.
- Tak, jestem głodna jak wilk. – Mówi wesoło. – Ale to w końcu ty nie jadłeś nic normalnego od trzech miesięcy.
Szczerzę do niej zęby i wbijam się za kierownicę. Wreszcie mogę prowadzić! Judy oczywiście udaje obrażoną na cały świat, bo znów własnoręcznie posadziłem ją na miejsce pasażera. Daję jej soczystego buziaka w policzek. Nadal jest „obrażona” ale jej mina mówi, że silnie próbuje powstrzymać się od śmiechu.
Podjeżdżam pod pierwszego lepszego McDonalda i zajmuję miejsce przy oknie. Judy składa zamówienie, i po dziesięciu minutach siada naprzeciwko mnie z tacą pełną frytek, Chickenburgerów i napojów gazowanych.
- Więc. – Mówi, przeżuwając frytkę. – Skoro odzyskałeś sprawność mówienia i całkiem wyzdrowiałeś, mam do ciebie kilka ważnych pytań, którymi mam zamiar cię teraz dręczyć. – Mówi powoli, flirciarskim tonem. Obawiam się, że pytania będą dotyczyć mnie i Rose, albo coś w tym rodzaju, więc szybko zmieniam temat.
- Przesłodko wyglądasz w tym sweterku. – Mówię równie flirciarsko co ona. Ma na sobie siwy sweterek, albo bluzę, nie wiem nie znam się. W miejsce dekoltu wstawiono białe sznurówki, jakaś nowa moda. Długie rękawy przysłaniają całą jej dłoń oprócz końcówek palców, co wygląda uroczo. Chwyta kubek z colą i patrzy na mnie przez chwilę.
- A ty mega seksownie w tej bluzce. – Odpowiada zapatrzona w mój tors. Ja mam dziś na sobie ciemnosiwą bluzę, mega obcisła, odznaczają się wszystkie moje gigantyczne, pełne męstwa mięśnie. Patrzę na nią i unoszę z uśmiechem brew. Judy robi się czerwona i mruga kilkakrotnie po czym wbija wzrok w podłogę.
- Miałam na myśli… - Mówi zawstydzona.
- Wiedziałem. – Mówię triumfalnie.
Gadaliśmy jeszcze tak półtorej godziny, o tym co się działo kiedy byłem w śpiączce. O tym, że moja matka obgadywała mnie za moimi plecami, jaki to byłem niezdarny w dzieciństwie i jaki cwany w wieku młodocianym, że kradłem chociaż bardzo tego nie trawiła, że kilka razy wywalała mnie z domu, ale zawsze prosiła, żebym wracał. Karotka mówiła, że kilka razy przyszedł też Finnick, i tylko wygadywał o mnie same najgorsze rzeczy. Na przykład, że jestem leniwy i wstaje dopiero gdy zachodzi słońce, że baluję do rana, gdy tylko trafi się okazja, nawet ten debil wygadał,  że kiedyś paliłem trawkę. Ja oczywiście wszystkiemu zaprzeczałem, ale Judy mi nie wierzyła. Wreszcie wyszliśmy na zewnątrz, nażarci jak nigdy.
- Pokażę ci fajne miejsce. – Mówię do niej.
- Ok. Prowadź mnie przywódco. – Odpowiada i idzie za mną. Jedziemy chwilę samochodem i zatrzymuję się przy starej opuszczonej bibliotece. Prowadzę Judy między ścianą budynku, a żywopłotem, aż wreszcie wchodzimy na wielką polanę. Polana urywa się po piętnastu metrach, bo dalej znajduje się spad do rzeki. Jesteśmy niedaleko mostu. Rośnie tu gigantyczne drzewo, z jasnoróżowymi liśćmi. Opieram się o pień drzewa i zakładam lustrzanki.
- Nie zmieniaj tematu. – Mówi Judy patrząc jak wiercę się na pniu, aby było mi wygodnie. Nie wiem z początku o co jej chodzi, ale widocznie przypomniało jej się, że jeszcze dwie godziny temu kazała mi odpowiedzieć na dręczące ją pytania.
-Ok, dawaj te pytania. – Patrzy na mnie zadowolona, że skumałem od razu o co chodzi. Wzdycham ciężko, może jeszcze się nade mną zlituje. Nie ma mowy. – Judy, nie znasz litości.
- Bywa. – Odpowiada, a następnie kładzie się na mnie i wtula swoją twarz w moją pierś. Potem odwraca się w stronę widoków. Widać stąd most, przez który przejeżdżała Judy, kiedy pierwszy raz odwiedzała Zwierzogród. Widać wjazd do tego pięknego miasta, widać słońce chowające się za budynkami. Woda cicho płynie, spokojniej niż zwykle, wiatr ucicha, ale co jakiś czas rusza liśćmi. Prawie w ogóle nie słychać trąbienia miasta. Robi mi się gorąco i coś mnie smuci.
- Pięknie tu. To nasz raj. – Mówi  Judy gładząc mnie po prawym boku. Trzymam rękę na jej talii.
- Chcę, żeby ta chwila nigdy nie minęła. – Mruczę. To prawda. Smuci mnie to, że pojutrze już musimy wstać o szóstej i iść do pracy, robić nadgodziny, żeby nadrobić te trzy miesiące, które leżeliśmy w szpitalu. Trzy godziny w domu, dwadzieścia jeden w pracy. Zero akcji i adrenaliny, bo musimy wypocząć od walk, więc będziemy tylko łatwić głupie papierkowe roboty.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że należysz do gangu? – Pyta Judy, po piętnastu minutach kojącej ciszy. – Należałeś. – Poprawia się i wstaje, żeby spojrzeć mi w oczy. Staram się nie czerwienić, ale skąd ona do cholery wie? Finnick jej powiedział? No chyba aż taki z niego frajer nie jest. Robi mi się niedobrze, ale próbuję uratować się jakimś kłamstwem.
-Co? Nie wiem kto udziela ci takich niestworzonych informacji o mnie, ale lepiej niech zmieni dilera. – Opowiadam ZBYT luzackim tonem. Nawet gdybym grał świetnie, chociaż w sumie gram, to i tak wiedziałaby, że to kłamstwo.
Zdejmuje mi okulary przeciwsłoneczne i patrzy mi głęboko w oczy.
- Spójrz na mnie i powiedz to jeszcze raz.
Nie mogę kłamać. Nie JEJ. W żywe oczy. Nie potrafię.
- Dobra skąd wiesz. – To nie brzmi jak pytanie.
Judy naciąga moją „seksowną” bluzkę odsłaniając tatuaż, taki sam co miał ten wilk na nagraniu, wtedy w galerii handlowej.
- Kiedy zdjęłam ci koszulkę, żeby zobaczyć gdzie postrzeliła cię ta szurnięta psychopatka, zobaczyłam ten tatuaż. Już w sumie wcześniej się domyślałam, kiedy szef tego całego gangu stwierdził, że bardziej żałował ciebie niż Finnicka.
- Szczwany królik. – Wnioskuję. – Przepraszam, że ci  nie powiedziałem. Bałem się reakcji i w ogóle, to takie żenujące…
- Nic się nie stało misiu-pysiu. – Mruczy pod nosem. – Głupi lis.
- Idziemy do mnie? – Pytam. Powoli tracę energię i chcę się wyspać. Mam nadzieję, że Judy dziś przenocuje u mnie, bo potrzebuję jej jak nigdy dotąd.
Jedziemy samochodem do mnie. Mieszkam w bloku. Judy była u mnie może ze dwadzieścia razy.
- Jest coś do picia? – Pyta, gdy wyjeżdżamy.
- Nie wiem, pewnie nie. – Odpowiadam. Potem widzę jednak, że Judy wypija całą butelkę jakiegoś napoju, ale nie jestem pewien jakiego. Otwieram wszystkie okna i szyberdach, podgłaszam jedną z piosenek mojego ulubionego zespołu Thausand Foot Krutch i mkniemy do mnie. 
Docieramy na miejsce i Karotka wbiega szybko do mojego mieszkania. Wchodzę za nią i wdycham zapach swojego domu. Mama musiała tu być bo wszystko jest poukładane, nie tak jak zwykle. Ubrania są w szafie, śmieci w koszu. Wszystko nie tam gdzie to zostawiłem. W sumie jestem wdzięczny za to mamie. Teraz pachnie tu odświeżaczem powietrza. Ale i tak mówię:
- Od razu cię sorry za bałagan. – Udam, że czystość to u mnie normalna rzecz. – Napijesz się czegoś?
Pytam, a wtedy Judy szybko do mnie podbiega. Nie zdążam zauważyć jej twarzy, bo mocno dociska swoje usta do moich. Czuje jej słodki smak, ale też zapach alkoholu.
- W samochodzie wypiłam. – Mruczy całując mnie w usta i szyję. Robi mi się niewyobrażalnie gorąco. Od razu się nakręcam, ale już teraz wiem. Judy jest pijana, bo w samochodzie zostawiłem tylko dwie litrówki czystej, na wypadek, gdyby Finnick miał do mnie wpaść.
- Jesteś pijana… - Szepczę. Zaciskam pięści i mocno zamykam oczy, żeby powstrzymać się od jakiś nieprzewidywalnych ruchów. Mam ochotę rzucić Judy na łóżko i się jej nie puszczać.
-Wcale nie. – Odpowiada uśmiechając się do mnie zawadiacko. Jej ręka wędruje pod moją bluzkę i przechadza się po całej mojej klacie. Zaczynam głośniej wzdychać. Nie mogę wytrzymać.
- Judy, jutro nie będziesz tego… Pamiętać. – Bełkoczę i ledwie oddycham. Druga ręką Judy zaczyna odpinać guziki przy swoim sweterku.
- Wszyściutko zapamiętam. – Odpowiada grzebiąc mi w bluzce. Zaraz zwariuję. Nigdy nie byłem taki… Napalony kiedy kochałem się z Rose. Ani z żadną inną dziewczyną nie czułem takiej potrzeby. Takiego pragnienia. Rządzy.
- Nie wiem czy na pewno tego chcesz, bo …
-Zamknij się. – Ucisza mnie. – Matko twoja klata jest bezbłędna.- Dodaje, kiedy odsłania mój tors. Wreszcie szybkim ruchem zrzuca z siebie sweter i przylega do mnie piersiami. Czuję jej ciepło. Czuję dotyk jej ciała. Wybucham.

Podnoszę ją tak, że splata nogami moją talię i mocno całuje, wręcz gryzie mnie w szyje. Oczywiście w bardzo, BARDZO dobrym znaczeniu tego słowa. Przechodzę z nią do pierwszego pokoju i kładę na blat. Łaskoczę ją w boki, a ta chichocze, jednocześnie próbując złapać oddech. Gładzę ją po udach i przenoszę do mojej sypialni. Rzucam ją na łóżko, a następnie sam wbijam się między jej nogi. Zamyka oczy i zaciska piąstki, kiedy moja ręka   s a m a   wędruje w jej stanik. Szybko odpinam to niewdzięczne urządzenie, podtrzymujące piersi i delikatnie muskam nosem jej brzuch. Wydobywa z siebie ciche jęknięcie. Ten dźwięk sprawia, że przestaję myśleć. Nie mija minuta, kiedy Judy już leży rozebrana na łóżku i przyciąga mnie z wielką siłą do siebie. Mija godzina, zanim całkiem padamy wyczerpani. Kropelki potu spływają po jej czole. Oddychamy głośno, jakbyśmy przebiegli maraton. Czuję lekkie pieczenie na plecach. Judy mnie podrapała. Czuję się najwspanialej na świecie. Judy zasypia po pięciu minutach. Patrzę jeszcze chwilkę na nią.  Nagle ogarnia mnie fala przerażenia. Ona była PIJANA. Nie zrobiłaby tego, gdyby myślała trzeźwo. Nie będzie wiedzieć rano co się tu stało. Ściska mnie w żołądku.
- Co ja odjebałem. – Myślę na głos. Strach sprawia, że leżę tak jeszcze pół godziny i nie mogę zasnąć. Kiedy wreszcie mi się udaje.

NICK & JUDYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz