Judy [19]

712 36 11
                                    

Nie wiem czy to panika, czy przerażenie sprawia, że ukłucie w brzuchu narasta z każdą sekundą. Czuję jak powoli zbiera mi się na wymioty, jak żołądek podchodzi mi do gardła. Oddychanie sprawia mi trudność, więc po prostu wstrzymuję powietrze.

I nastaje kilkuchwilowa cisza. Nie wiem co zrobić. Nie mam pojęcia. Nie mogę się ruszyć i na dodatek zaczynają piec mnie mięśnie, od ciągłego spięcia.

Nick patrzy na mnie zaskoczony, jednocześnie wystraszony jak ja. Oboje nie wiemy co zrobić, bo boimy się cokolwiek zrobić. Przytulas na powitanie, po całym roku rozłąki, wydaje się teraz najstraszniejszą rzeczą pod słońcem.

Nie wiem jak długo trwa ta dręcząca cisza, w której każdy sterczy i nie ma pojęcia co ma ze sobą zrobić, ale powoli bicie mojego serca zaczyna spowalniać do normalnego tętna. Łapię powietrze, aż drżą mi płuca.

A potem robię to, czego bym się po sobie nie spodziewała. Bez słowa robię pięć kroków, które sprawiają, że moje nogi drżą jak galareta. Podchodzę do Nicka i obejmuje go w pasie. Zwykły przytulas. Czy to aż takie nienormalne? Znów wstrzymuję oddech, żeby za mocno nie zacisnąć na nim dłoni. Cicho wdycham jego zapach. Pachnie dymem, wilgocią i powietrzem jednocześnie.

Nick się waha, początkowo chce się odsunąć, ale po chwili odczuwam jego dłonie na swoich plecach. Delikatnie mnie przyciska i szybko wypuszcza z objęć. Odsuwam się z powrotem na swoje miejsce.

- Kupa czasu... - Głos drży mi jakbym zdzierała sobie gardło całą noc. Nick zagryza wargę. Powstrzymuje się od czegoś, być może chciał coś powiedzieć, wybuchnąć śmiechem, albo płaczem.

- Może... Zostawimy was na chwilę samych. – Ginny powoli ciągnie Josha w stronę wagonu, z którego przyszedł Nick. Cała reszta lekko zaskoczona całą akcją, obraca się i niechętnie wychodzi. Zoe patrzy na Nicka, stojąc wciąż w miejscu. Potem jej wzrok pada na mnie. Wygląda jakby chciała mnie zamordować. Jakbym wyrżnęła jej całą rodzinę na jej oczach. Nick zerka na nią wymownie, po czym ta wychodzi.

Zostajemy sami w wagonie, do którego przez otwarte drzwi wieje silny wiatr. Jest gdzieś koło 05:20, więc promyki słońca robią się coraz cieplejsze. Chmury całkiem przeszły.

- Co tu robisz? – Pyta mnie. Jego głos w ogóle się nie zmienił. Jednak ton bardzo. Zapamiętałam go jako wściekłego mordercę, więc teraz wcale mnie nie przeraża. Wzdrygam się jednak i zaciskam dłonie, próbując to ukryć.

- Jadę do miasta. – Odpowiadam cicho. Nie potrafię mówić głośno, bo coś ściska mi gardło.

- Czemu? – Pociąga nosem. Nie pyta mnie, co u mnie, jak mi się żyło te trzynaście miesięcy, jak tam moje samopoczucie.

- Chcę coś zmienić. – Przełykam ślinę. Brzmi to bardzo dziecinnie, chociaż w mojej głowie brzmiało to inaczej. – Wiesz co się dzieje ze światem.

- Myślisz, że coś zdziałasz? – Wciąż nie przyzwyczaiłam się do jego tonu. Teraz bardziej opiekuńczy niż nonszalancki.

- Mam taką nadzieję. – Zmuszam się do uśmiechu, chociaż mam ogromną ochotę wybuchnąć płaczem i ryczeć tak w jego objęciach przez tydzień. Nikt tu nie zabroni nam ze sobą gadać. Nie ma mojej mamy, ani ojca. Ginny i Josh nic nie zrobią. – A ty?

- Uciekam przed strażnikami. – Uśmiecha się. Chyba trochę sztucznie. – Standard.

- Czy ty też chciałeś uczestniczyć w buncie? – Moje pytanie brzmi, jakby zadawał je dziennikarz. Chrząkam, żeby zmienić ton.

- Nawet uczestniczyłem. Ale wszystkich wyłapali.

- Calutkie miasto? – Wreszcie powiedziałam coś normalnym tonem.

NICK & JUDYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz