〰Rozdział 14

1K 126 13
                                    

Nadszedł poniedziałek. Po wszystkich nudnych lekcjach miałam trening koszykówki, czyli mówiąc dokładniej, kolejny opierdol za to, że nie mam wystarczająco dobrego cela. Dla mnie to nie problem, aby okiwać przeciwnika lub zabrać mu piłkę. W tym jestem najlepsza, ale sam fakt, że rzucam i w większości przypadków schodzi mi ona na rożne strony jest wystarczający, abym nie dostała stypendium sportowego, a trener za każdym razem suszył mi głowę. To okropnie irytujące, kiedy starasz się jak możesz, ale każdy i tak ma to w dupie.

Weszłam właśnie do szatni i usiadłam na ławce. Zostało mi piętnaście minut do treningu, więc postanowiłam zacząć powoli zmieniać ubrania. Zdjęłam koszulkę, ukazując swój umięśniony brzuch i klatkę piersiową, która okryta była sportowym stanikiem. Potem zmieniłam jeszcze spodnie na spodenki do kolan i buty. Wzięłam z torby butelkę wody i ręcznik, a następnie podreptałam na salę, aby się rozgrzać. W tym momencie najmniej potrzebna była mi jakakolwiek kontuzja.

Przebiegłam cztery duże kółka i zrobiłam kilka ćwiczeń. Potem się rozciągnęłam na ziemi i wzięłam piłkę, aby trochę porzucać. Oczywiście pierwsze dwadzieścia było niecelnych, co mnie nie zdziwiło, ponieważ byłam do tego przyzwyczajona.

Postanowiłam wziąć łyka wody, ale nigdzie nie mogłam jej znaleźć. Byłam przekonana, że położyłam ją koło ławki razem z ręcznikiem, ale teraz nagle magicznie jej nie było. Rozejrzałam się po trybunach i dopiero wtedy dostrzegłam drobną brunetkę, która miała mój ręcznik na ramionach i butelkę wody w ręku.

Westchnęłam cicho i weszłam po schodkach, żeby usiąść obok niej.

Kazały mi być miłą, prawda?

-Hej, Lo- posłała mi uśmiech.

-Hej. Co tu robisz?- zapytałam, biorąc łyka z butelki, którą mi podała.

-Skończyłam lekcje i pomyślałam, że posiedzę tutaj. Moich rodziców i siostry i tak nie ma do jutra, bo pojechali do dziadków, a nie widzi mi się siedzenie samej w domu- wzruszyła ramionami.

-Nie zabrali cię?- zmarszczyłam brwi.

-Stwierdziłam, że opuszczenie nawet dwóch dni w liceum przysporzy mi sporo zaległości, więc poprosiłam ich, żebym została. Nie mam zamiaru potem siedzieć i przepisywać notatek przez pół dnia.

-Niby masz rację. Dlatego lepiej nie chorować- zaśmiałam się delikatnie.

-Yeah. Potem nie masz życia w domu, tylko te zeszyty i twoja odpadająca ręka- uśmiechnęła się do mnie, co odwzajemniłam.

-Znam to. Chcesz gdzieś wyskoczyć po szkole? Jakaś kawa, lody?- zapytałam.

Co ty odpierdalasz, Lauren?!

-Jasne. Bardzo chętnie.

Super...

-Okay. To ja lecę, bo zaraz zaczniemy grać, a nie chcę dostać zjeby od trenera- uśmiechnęłam się.

-Jasne. Trzymam kciuki- uniosła je do góry, trzymając w pięściach.

Zachichotałam pod nosem i zeszłam na parkiet, gdzie właśnie zawitał trener, Pan McCoy.

-Dobra, dziewczyny. Dzisiaj ćwiczymy rzuty za trzy punkty z rożnych pozycji. Pod koniec mały meczyk i to koniec. Podzielcie się na dwie grupy i każda niech idzie do innego kosza.

Wzięłam piłkę i od razu skierowałam się do kosza wiszącego bliżej Camili, żeby mieć na nią oko. Oczywiście zawsze mało brakowało, żeby ta przeklęta piłka wpadła do jej zasranej obręczy. Ja i mój cel...

-Jak tak dalej pójdzie, to nie trafisz nawet w bramkę do nożnej- usłyszałam głos najbardziej wkurwiającej koszykarki z całego kontynentu - Ashley Willson.

-Spierdalaj, Ashley- warknęłam i rzuciłam ponownie. Pudło.

-Oj. Nie popłacz się, Jauregui- zaśmiała się perfidnie- Ten wstrząs mózgu chyba zaszkodził ci w celowaniu. W laski pewnie też nie trafiasz, co? Pieprzona lesba.

Poczułam, jak krew w moich żyłach buzuje. Ciśnienie skoczyło mi diametralnie do góry, a ciało zaczynało się trząść. Sama nie wiem, kiedy wylądowałam na Ash i okładałam ją pięściami.

-Jauregui! Zostaw ją!- krzyk trenera nie ostudził mojej wściekłości.

-JAUREGUI!

Nic.

-Lo...

Zamarłam. Poczułam uścisk szczupłych rąk na swoim brzuchu, więc bez wahania dałam się odciągnąć.

Usiadłam na ziemi, a Camila klęknęła przy mnie i przytuliła do swojej piersi.

-Już dobrze, Lo. Spokojnie- głaskała mnie po głowie, a ja dalej trzęsłam się z nadmiaru emocji. Spojrzałam na trenera, który był cały czerwony na twarzy.

-Jauregui, wylatujesz! Nie pozwolę sobie na takie akcje- krzyknął na mnie i machnął ręką w stronę wyjścia.

-Chodź, Lolo- Camila pomogła mi się podnieść i zaprowadziła do szatni. Chciałam się wytłumaczyć ze swojego zachowania, ale zwyczajnie nie wiedziałam co powiedzieć. Za każdym razem, gdy miałam napady agresji, zaczynałam bać się samej siebie, bo nie byłam pewna do czego jestem wtedy zdolna.

Camila poczekała, aż się ubiorę, po czym bez słowa wyszłyśmy ze szkoły. Dziewczyna złapała mnie za dłoń, a ja byłam zbyt przybita i zła, żeby ją wyrwać z jej uścisku. Poza tym jedna drama tego dnia mi wystarczy, bo jakby Mani i Ally dowiedziały się, że jestem wredna dla Camili, to by mnie chyba ukrzyżowały.

-Chcesz dalej iść na tą kawę? Bo pomyślałam, że możemy posiedzieć u mnie. Obejrzymy jakiś film czy coś...- szepnęła speszona.

-Może być- burknęłam pod nosem- Prowadź.

Dziewczyna uśmiechnęła się lekko i pociągnęła mnie w odpowiednią stronę. Wiedziałam gdzie mieszka, ale byłam na tyle zdekoncentrowana, że pewnie bym się zgubiła po drodze.

Chwilę później byłyśmy pod drzwiami jej domu. Brunetka wyciągnęła klucze i odblokowała zamki, a następnie przepuściła mnie pierwszą. Rozejrzałam się po salonie. Był w odcieniach szarości i bieli, a meble czyli kanapa i dwa fotele były obite białą skórą. Przed nimi stał mały szklany stolik, który dopełniał cały wystrój.

-Pójdę zrobić nam kawy- odparła Kubanka, przechodząc obok mnie.

W ostatniej chwili złapałam ją za nadgarstek i przycisnęłam do ściany, a potem złączyłam nasze usta w namiętnym pocałunku. Potrzebowałam pozbyć się tych negatywnych emocji, a przelecenie Cabello wydawało się najlepszym dostępnym pomysłem.

Włożyłam dłonie pod jej koszulkę i zaczęłam muskać jej brzuch opuszkami palców, na co dziewczyna jęknęła mi w usta.

Zjechałam z pocałunkami na jej szyję i dekolt, do których dała mi dostęp, poprzez odchylenie głowy.

-Lo...- jęknęła.

-Tak, skarbie?- przygryzłam jej obojczyk, a ona pisnęła.

-Proszę cię... Nie baw się mną...

Odsunęłam się lekko od dziewczyny i dotknęłam kciukiem jej dolnej wargi.

-Taka niecierpliwa...- uśmiechnęłam się pod nosem.

-Lauren...

-Już, skarbie. Twoje życzenie to dla mnie rozkaz.

Złapałam Camilę za jej seksowne pośladki i uniosłam do góry. Dziewczyna zawisła nade mną jak panda, po czym skierowałam się z nią do sypialni, żeby odreagować cały dzień...

______________________________________
Jest kolejny rozdział.

Na razie nie będę opisywała ich zbliżeń, bo nie o to chodzi. Oczywiście będą smuty, ale nie teraz.

Co myślicie o całokształcie Lauren, który poznaliście dotychczas? 😏

Dobranoc 💞

My Real Past | Camren [PL]Where stories live. Discover now