Jedna chusteczka, piąta chusteczka, dwudziesta chusteczka i tak w kółko. Od dwóch dni siedzę w domu i smarkam dalej przeciętny homo sapiens. Mama codziennie przynosi mi przed pracą leki i miskę rosołu, tak samo kiedy wraca. Robi mi też herbaty z miodem, żeby złagodzić ból gardła, w czym nie pomaga mi palenie.
Jest jedenasta, a ja leżę w łóżku i oglądam serial na laptopie, żeby zabić jakoś ten czas. Kończę chyba już czwarty odcinek, kiedy słyszę dzwonek do drzwi. Ubieram puchaty szlafrok i schodzę na dół, a gdy je otwieram widzę uśmiechniętą Camilę.
-Hej, Lo - całuje mnie w policzek na przywitanie - Słyszałam od Ally, że jesteś chora, więc zerwałam się dzisiaj z lekcji i przyszłam się tobą zająć - weszła do domu z siatkami.
-Um... Hej, Camz. To miłe z twojej strony, ale nie musiałaś opuszczać lekcji - drapie się po karku - Chcesz coś do picia? - ruszam za nią do kuchni, gdzie rozpakowuje siatki z zakupami.
-Ja nam zrobię herbatę. Idź do łóżka i dużo się poć, bo przez pot pozbywasz się toksyn z organizmu - instruuje mnie i zaczyna szukać czegoś w szafkach - Zrobię ci coś dobrego do jedzenia.
-Nie musisz, Camz... - mruczę zawstydzona.
-Oj, cicho. Trzeba się tobą zaopiekować - uśmiecha się do mnie, podchodzi i całuje słodko.
-Zarazisz się - mamrocze w jej usta.
-Mam dobrą odporność. Nie martw się - cmoka mnie jeszcze raz i zabiera się za gotowanie.
-A co robisz? - zaglądam jej przez ramię.
-Bruscetty z pomidorami, czosnkiem i bazylią. Są smaczne i zdrowe. A teraz do łóżka. Zaraz przyjdę - wypycha mnie z kuchni, więc nie zostaje mi nic innego, niż zrobienie co każe.
Wchodzę do sypialni i kładę się pod koc obok Boo, który smacznie chrapie zwinięty w kulkę. Delikatnie drapię kota po głowie i wzdycham. Naprawdę mam dosyć tego kataru. Ciągle tylko kaszlę i smarkam dalej niż widzę.
Dziesięć minut później do mojego pokoju wchodzi Camila z herbatami i talerzem kanapek. Czy grzanek. A cholera wie.
-Smacznego - uśmiecha się do mnie.
-Dzięki, Camz. Bardzo to doceniam.
-Awww. Weź bo zaraz się zarumienię - chichocze i wskakuje na łóżko obok mnie - Co oglądasz?
-"Rick'a i Morty'ego" - upijam łyka z ciepłego kubka - Znasz?
-Coś słyszałam - macha dłonią - Nie jesteś za stara na kreskówki? - chichocze.
-Ej, wcale nie jestem stara - marszczę brwi - Poza tym to kreskówka dla dorosłych.
-Jaaaaasne - brunetka śmieje się cicho - A ja mam mały tyłek.
Wywracam oczami i zniżam się na łóżku nie komentując już tego w żaden sposób. Po kilku minutach czuję buziaka na czubku swojej głowy i jak Camila obejmuje mnie lekko - Lolooooo... - jęczy.
-Hm? - wywracam ponownie oczami i zerkam na nią.
-Obejrzyjmy coś fajnego - całuje mnie w policzek, a ja wzdycham.
-Co niby? - mruczę lekko zirytowana.
-Minionki - chichocze i zabiera mi laptopa.
-Ej, ale...
-Sush - przerywa mi, a potem całuje lekko w usta - Teraz moja kolej - trąca mój nos swoim i wyszukuje bajkę na co tylko wzdycham.
Kiedy znajduje odpowiedni film kładzie mi komputer na brzuch, podnosi moje prawe ramię i wtula się w mój bok, kładąc głowę na moich piersiach. Cmoka mnie jeszcze w podbródek i uważnie ogląda. W tym czasie zjadam grzanki od niej i wypijam herbatę
W połowie filmu usłyszałam jak drzwi frontowe się otwierają, a potem trzask ich zamknięcia. Spojrzałam w tamtą stronę, a potem w progu pokoju stanęła moja mama.
-Lauren, chciałabyś... O, widzę, że masz gościa - uśmiecha się ciepło, a Camila podnosi się ze mnie i podchodzi do kobiety - Miło mi panią poznać, Pani Jauregui. Camila Cabello - ściskają sobie dłonie, a ja mam ochotę strzelić sobie mentalnie w twarz.
-Lauren rzadko tu kogoś przyprowadza. Jesteście przyjaciółkami? - pyta wesoło.
-Właściwie to jestem jej dziewczyną - Camila chichocze, a ja opluwam się herbatą.
O. JA. PIERDOLĘ.
-Laur, zarazo - mówi mama - Czemu nie zaprosiłaś Camili wcześniej na obiad? Wybacz za nią, jest trochę buntownicza - ostatnie zdanie kieruje do Cabello, a ja unoszę brwi i otwieram usta. Błagam, powiedzcie, że moja mama żartuje.
-Pewnie jesteś głodna, kochanie - mówi do niej i głaska ją po włosach - Zaraz zrobię wam obiadek. A ty, młoda damo, brałaś leki? - wytyka do mnie palec.
-Zapomniałam - wzdycham.
-Zostawić cię samą - jęczy - Kiedy w końcu dorośniesz, Lauren?
Automatycznie zaczynam się spinać i marszczę brwi. Patrzę twardo na moją mamę i zaciskam zęby.
-Jestem dorosła - fukam.
-Jakoś tego po tobie nie widać, skoro Camila musiała sama z siebie przyjść i cię niańczyć - zakłada ramiona na piersi.
-Jeszcze czego? - prycham - Sama tu przylazła, chuj wie po co! - krzyczę.
-Lauren, zważ na słowa - ostrzega mnie kobieta.
-Ale to prawda! Uczepiła się mnie jak rzep psiego ogona i przyszła truć mi tutaj dupę! Nikt jej o to nie prosił!
Zerkam na Camilę, która patrzy w podłogę, a w jej oczach lśnią łzy. Bierze głęboki oddech i uśmiecha się sztucznie do mamy - Ja muszę już iść. Do widzenia, Pani - mruczy i wychodzi szybkim krokiem z mojego pokoju, a potem z domu. Kiedy słyszę trzaśnięcie drzwiami, mama patrzy na mnie i wzdycha ciężko.
-Naucz się trochę szacunku, Lauren. W innym wypadku zostaniesz w końcu sama - mruczy i wychodzi do kuchni, a ja opadam na poduszki z jękiem i przecieram twarz dłońmi - Zajebiście - mamroczę do siebie.
Jak zwykle jesteś beznadziejna, Jauregui.
***
Wowowowowow! Patrzcie kto wrócił XDDD
Tak, ja żyję. Moja wena powoli umiera, ale staram się jeszcze wycisnąć ile mogę.
Heh.
Miłego czytania <3
![](https://img.wattpad.com/cover/136596758-288-k351941.jpg)