Otwieram kolejne drzwi i wymuszam promienny uśmiech. Mój wzrok pada na bladą postać leżącą na szpitalnym łóżku.
- Jak się masz, Hank? - pytam i podchodzę do niego, żeby sprawdzić kartę przebiegu choroby.
- Wystarczyło, że weszłaś do sali, a poczułem się jak dwudziestolatek - mężczyzna błyska resztką zębów w szerokim uśmiechu, a mnie ściska w dołku.
Uwielbiam swoją pracę, ale przebywanie z osobami, które spędzają tu większość swojego życia, jest przytłaczające. Po prawie dwunastogodzinnym dyżurze padam na twarz, a Hank jest moim ostatnim podopiecznym na dzisiaj, więc udzielam mu takiej energii na jaką tylko mnie stać.
- Cieszę się, że humorek ci dopisuje - śmieję się i sprawdzam poziom płynu w jego kroplówce. - Wygląda na to, że niedługo stąd wyjdziesz.
Jego uśmiech przygasa, a do oczu zagląda rozdzierający serce smutek.
- Nie cieszysz się? - siadam na skraju jego łóżka i biorę w dłonie jego bladą rękę.
- Nikt nie odwiedził mnie odkąd tu leżę - mówi cicho, a ja mocniej go ściskam. - Moje dzieci mają swoje życie i ja to rozumiem. Wolę być w szpitalu, niż we własnym, pustym domu.
Nie wiem co powiedzieć. Muszę zacisnąć usta, żeby się nie rozpłakać. Hank ma prawie dziewięćdziesiąt lat, dorobił się piątki dzieci i dwunastu wnucząt. Jego życie nie powinno tak wyglądać. Na stare lata powinien być otoczony kochającymi go ludźmi, a nie szpitalnym sprzętem.
- Życie jest niesprawiedliwe - szepczę i teraz to on ściska moją dłoń.
- Kochanie, nie przejmuj się mną. Korzystaj z życia, bo zobacz, co czeka nas wszystkich na starość - mężczyzna trąca mnie żartobliwie łokciem, a ja uśmiecham się, tym razem szczerze.
- Potrzebujesz czegoś? - pytam i podnoszę się, jednocześnie wygładzając biały fartuch, który mam na sobie.
- Dawaj buziaka i zmykaj. Przecież widzę te cienie pod oczami - gromi mnie wzrokiem, a ja wzruszam ramionami.
Nachylam się i cmokam go w policzek.
- Starość jest cudowna - mruczy, a ja unoszę pytająco brew. - Otaczają mnie same młode kobietki.
Śmieję się głośno i machając do niego, wycofuję się z pomieszczenia.
- Do zobaczenia jutro, Hank.
Mężczyzna odmachuje i wiem, że nie minie wiele czasu, aż zaśnie. Kieruję się do pokoju pielęgniarek, żeby się przebrać. Całe szczęście pomieszczenie jest puste, więc nie muszę z nikim rozmawiać. Czuję się cholernie zmęczona i najchętniej położyłabym się na szpitalnym łóżku, żeby trochę odpocząć. Nogi bolą mnie od chodzenia, a otarte pięty dają o sobie znać w bardzo wyraźny sposób.
Właśnie zapinam rozporek czarnych spodni, gdy drzwi otwierają się na oścież i staje w nich wysoki mężczyzna.
- Cześć, Ellie - Joshua posyła mi szeroki uśmiech i wchodzi do środka.
- Hej - odpowiadam, ale unikam jego wzroku.
Josh jest jedynym pielęgniarzem w całym szpitalu. Wielu lekarzy śmieje się z niego, że wybrał dla siebie babski zawód, ale ma to głęboko w swoim jędrnym tyłku. Jest przystojny i to bardzo, więc nic dziwnego, że moje dwudziestoletnie serce zakochało się na zabój, gdy tylko przekroczył próg bostońskiej uczelni medycznej. Minęły cztery lata, a ja nadal nie potrafię zachowywać się przy nim normalnie, chociaż moje uczucia do niego dawno wyblakły.
CZYTASZ
War of hearts
RomanceWydawało mi się, że mam wszystko. Dom, dobrą pracę, ukochanego faceta. Nie spodziewałam się, że w tym dniu zmieni się moje dotychczasowe życie. Kiedy myślałam, że nie ma już dla mnie nadziei, poznałam JEGO. James nie był lekiem na całe zło. James st...