38 ,,Twoja mamusia była prawą reką gangu"

1.7K 85 1
                                    

Idziemy właśnie w stronę domu po spacerze w parku. Roześmiani i pijani przemierzemy alejkę w której jest nasz dom. Czemu pijani? Mój ukochany braciszek uznał, że trzeba opić bachora, a ja zawsze do picia jestem chętna.

- Diana?

- Hmm? - mruknęłam.

- Nie szkoda było ci tych dzieci?

- Jakich?

- Twoich - powiedział, a moje ciało momentalnie się spięło.

- Dawid, nawet jakbym wiedziała o nich to bym je pewnie usunęła. Nie mogłabym zostawić gangu i was. Nie umiałabym bawić się w pieluchy, jechać na akcję, pić z wami, ćpać. A poza tym nie chciałabym żeby jedno dziecko było Luke'a.

- Sorki, nie powinienem pytać.

- Dobrze zrobiłeś. Potrzebowałam komuś powiedzieć prawdę - przytuliłam go. - W ogóle, kiedy doszło do czegoś więcej między tobą, a Victorią?

- Na imprezie urodzinowej Caluma.

- Jak? Byłam cały czas z wami!

- Jednak nie cały czas - mrugnął.

- Ja będę ciocią! - krzyknęłam.

- Ej no, faktycznie - zaśmiał się.

Po około godzinnej rozmowie, ruszyliśmy dalej. Współczuję ludziom, którzy chcą mieć teraz spokój. Śpią sobie spokojnie, ale nagle przychodzi sobie pojebane umysłowo rodzeństwo i wydziera mordy na całe miasto.

Nagle poczułam uderzenie na mojej głowie. Lekko się zachwiałam, a chwilę później atakowałam mojego napastnika. Zobaczyłam dziesięciu mężczyzn wysiadających z auta. Mój brat również zaatakował i teraz razem powalaliśmy ich na ziemię.

Gdy myślałam, że jest już po sprawie, ostatnich dwóch osiłków, których nie zauważyłam, przyłożyli nam szmatki z chloroforem do twarzy. Szybko przestałam oddychać i spróbowałam wydostać się z rąk rudowłosego. Przez ułamek sekundy zobaczyłam jak mojego brata wsadzają do pojazdu.

- O nie mała, oddychaj - warknął, a nastęnie otworzył mi usta. Moje ciało się rozluźniło, a przed oczami miałam ciemność.


Ja pierdolę, moja głowa... 

Chwila, gdzie jestem?! 

Pomyślałam trochę i mi się wszystko przypomniało. Spacer z Dawidem, wygłupy, porywacze, wsadzenie chłopaka do auta i utrata świadomości przez środek chemiczny.

- Żyjesz? - zapytałam po cichu.

- Tak, a ty?

- Jakoś, boli cię coś?

- Trochę brzuch i lewa noga.

- Mnie głowa i mi się źle oddycha. Podpadliśmy komuś ostatnio?

- Chyba nie - odpowiedział.

Pomyślałam chwilę. Nikomu nic nie zrobiliśmy. Jak zwykle były jakieś napady czy coś, ale nieduże. Nie mam pojęcia czego oni od nas chcą.

- No no, widzę, że rodzeństwo się obudziło - wszedł do pomieszczenia Joe Ravinson - syn niewielkiego gangu niedaleko nas.

- Czego chcesz, kurwo? - warknęłam.

- Spokojnie, mała. Chcę zemsty, za to jak twój ojciec zabił mojego.

- Wiesz, że nasi rodzice już nie żyją?

- Żyją, żyją. Cameron! Anders! Dajcie ich tu! - krzyknął, a po chwili wprowadzili moich poobijanych rodzicieli. Nawet nie drgnęłam gdy ich zobaczyła, bo nie mogę pokazać słabości. Mogliby to wykorzystać. Za dużo już ludzi już straciłam przez gang.

Wbiegłam z chłopakami do opuszczonej fabryki. Rodzieliliśmy się, że szybciej znaleźć moją dziesięcioletnią siostrę. Biegnę z jednego do drugiego pomieszczenia żeby ją odszukać, ale bez skutecznie.

- Kurwa mać! Ona przecież gdzieś tutaj musi być! - krzyczałam.

- Diana! - usłyszałam głos Amelii. Zobaczyłam, że pięciu zamaskowanych mężczyzn chowa ją do samochodu. Zaczęłam do nich strzelać, ale niestety jednego nie udało mi się zabić. Patrzyłam tylko jak moja mała siostrzyczka zostaje uprowadzona. Myślę jak ona sobie tam poradzi i czy kiedykolwiek ją jeszcze zobaczę.

Teraz by miała szesnaście lub siedemnaście lat. Przeze mnie była skazana na dorosłość w wieku dziesięciu lat. Jestem ciekawa czy w ogóle żyje.

- Widzę, że rodzinka w komplecie - uśmiecnął się psychicznie Joe.

- Nie cała - naprostowałam.

- No powiedz mi, kogo tu brakuję?

- Amelii - mruknęłam, a wszyscy się na mnie spojrzeli. - No co? I tak jej nie znajdzie, więc mu powiedziałam.

- Znam ją, skarbie. To ja ją porwałem. Nie ma jej u mnie i nie wiem gdzie jest, ale powiem ci jedno, Diana. Ona cię nienawidzi, za to, że jej nie uratowałaś.

- Pierdol się, pojebańcu - za te słowa dostałam z prawego sierpowego w twarz. Splunęłam krwią a matka na mnie spojrzała z przerażeniem w oczach.

- Może czas powiedzieć twojej matce czym tak naprawdę zajmujesz się z chłopakami - zaśmiał się, a ja nawet się nie ruszyłam. - Skoro nie widzę z przeciwu, to proszę bardzo. Moja słodka Liesel*,  twoje dzieci są gangsterami. Nie mam pojęcia jakim cudem tego nie wiesz skoro wszędzie w telewizji o tym mówią, ale mniejsza. Twoja córeczka jest szefową tego, a syn prawą ręką. Ćpają, chlają, palą, wsumie co ja ci będę mówił. Wiesz jak to jest w gangu, bo sama w nim byłaś - wytrzeszczyłam oczy. Nigdy bym nie pomyślała, że ona mogłaby być prawie taka sama jak ja. - Dobrze słyszysz, Diana. Twoja mamusia była prawą ręką gangu Four, kiedy gangiem rządził mój ojciec. Kiedy byłem mały, twój ojciec z ekipą najechali na ich klikę. Zaczęła się strzelanina, na której mój rodziciel zgninął przez kulę postrzałową twojego. Gdy zobaczył ją - pokazał na kobietę - zakochał się w niej. Udało się zatuszować sprawę, więc się pobrali.

- Wow - westchnęliśmy we dwójkę.

- A na deser, powiem wam, że moją matką jest ta, która siedzi tu w pokoju. A teraz, zapraszam was do magazynu, w którym umrzecie.

Musiałam to sobie wszystko przeanalizować w głowie... Chwila, chwila... Joe jest moim przyrodnim bratem! O chuj, ale trafiłam. SUPER...

- Zacznijmy od... Edwarda*. Ciebie najbardziej nienawidzę. Przez ciebie straciłem rodzinę. Amelia, czyń honory!

Do pokoju weszła brązowowłosa dziewczyna. Po dłuższym przypatrzeniu można stwierdzić, że jest podobna do mnie. 

To moja siostra!

- Idź po sprzęt, bo zapomniałeś - uśmiechnęła się.

- Jasne - wyszedł z pomieszczenia. To moja szasna.

- Posłuchaj, ja chciałam cię znaleźć, ale nie mogłam. Przez siedem lat cię szukałam z Dawidem. Baliśmy się o ciebie. Proszę, wróć do nas...

- Ja nie wiem co zrobić.

- Po prostu wybierz.

❤❤❤❤❤

Nie wiem czy były imiona rodziców, ale jeśli nie, to matka to Liesel, a ojciec to Edward.

My life is my gangWhere stories live. Discover now