II

471 62 12
                                    

Dipper

Siedziałem obok niego, słuchając piosenek Twenty One Pistols i czytając. Przy okazji myślałem o tym, jak bardzo to wszystko się porąbało. Bill nawet nie udawał, że mu zależy. Po prostu wyjął coś z swojej torby. Po chwili odkryłem, że to szkicownik. Mimo tego, że byłem na niego trochę zły (chociaż fakty były takie, że ostatnio ciągle byłem zły - na wszystko), to obserwowałem kątem oka, jak rysuje. I musiałem przyznać, że wychodziło mu to w cholerę dobrze. Postać z anime zaczęła nabierać właściwych kształtów, a ja poczułem, że nie dam rady tak dłużej. Wyłączyłem na moment odtwarzacz i zapytałem go:
- Co rysujesz? - a on popatrzył na mnie wrogo.
- Na pewno nic, co cię zainteresuje. - Odrzekł sucho, a ja chciałem odpowiedzieć. Jednak po chwili zamarłem, kiedy zobaczyłem Gideona i to, że zbliża się do nas. Nim zdążyłem zareagować, ten idiota po prostu chlusnął sokiem w kartoniku na szkicownik blondyna. Napój rozlał się po kartkach, mocząc nie tylko papier, ale także ubrania Ciphera. Zamarłem na moment, podczas kiedy klucha się wydarł:
- Uuu, ktoś się tu zmoczył! - Uśmiechnął się wrednie, cofnął się jednak natychmiast, kiedy Bill wstał gwałtownie. Popatrzyłem na niego z małym lękiem na twarzy. Demon wyglądał na naprawdę wkurzonego. Jednak po chwili odwrócił się do mnie, a ja poczułem, jak serce we mnie staje na moment. Tego spojrzenia nie da się po prostu zapomnieć.
- Czyli ty też się mnie boisz... Uważasz, że jestem szalony? - Uśmiechnął się nieco strasznie, a potem po prostu chwycił za torbę. I wtedy zdałem sobie sprawę, że jestem na skraju stracenia go. Nie chodziło o to, że mógł po prostu gdzieś odejść. Chodziło o to, że mogło przestać mu zależeć.
- Nie. Bill, zostań. - Wyszeptałem, ale on i tak nie słuchał. Po prostu chwycił torbę i usiadł ciężko gdzieś z przodu. Zauważyłem, że Gideon tymczasem siada obok mnie jakby nigdy nic, popijając sok.
- Primadonna. Właściwie dlaczego dalej się z nim zadajesz? - zapytał mnie, unosząc brew. Popatrzyłem na niego, a potem poczułem, jak złość we mnie wzbiera. Nie mogłem jednak nic zrobić. W końcu nic do Ciphera nie czułem. Nie lubiłem go, byliśmy sobie obojętni.
- Sam nie wiem. Ale to, co zrobiłeś, było wredne. - Stwierdziłem mechanicznie, a on wybuchnął piskliwym śmiechem.
- Słyszeliście?! - krzyknął, a uwaga wszystkich skupiła się na nim. Po chwili jednak poczułem uderzenia zimna, a następnie gorąca. Po chwili usłyszałem głos Gideona z całą wyrazistością.
- Pines przyznał, że jego demonik liże go po nocach! Chce mu zrobić jak najlepiej!
- Nie. Nie, nie, nie... - mamrotałem nerwowo, patrząc na to, jak atmosfera w autobusie zaczyna spadać. Oni nie wiedzieli, co to znaczy, ale ja byłem tego jak najbardziej świadomy.
Bill się wściekł.

Nim zdążyłem zareagować, pojazdem szarpnęło. Natychmiast wstałem, a potem zbliżyłem się do przodu. Wszyscy zamilkli, a po chwili demon wstał. Zacisnął dłonie w pięści.
- Bill...? - zapytałem go cicho. On pokręcił głową, a po chwili pstryknął palcami. Chwilę później wszyscy zastygli na miejscach. Rozejrzałem się w półmroku i pisnąłem, kiedy okazało się, że po prostu są zamienieni w kamień.
- Było miło, Sosenko. Naprawdę. - Popatrzyłem na niego, podczas kiedy wstał i zbliżył się do mnie. Ujął moją twarz w dłonie, ściskając mocno. Komórka wypadła mi z ręki, rozpadając się. To jednak było mało ważne.
Jego twarz... A raczej oczy. Takie dzikie, takie pełne nienawiści. Przełknąłem ślinę.
- Bill, jesteś moim demonem. Należysz do mnie. - Rzuciłem zdecydowanie, przełykając ślinę. Pokręcił głową, chwytając mnie za szyję. Poczułem jego dłoń muskającą moją szyję. Mimowolnie zadrżałem.
- Nie, Dipper. To ty zawsze należałeś do mnie. - Rzucił chłodno, a potem nim zdążyłem zareagować, pocałował. Nie mogłem nic na to poradzić. Oddałem pocałunek, oddałbym go za każdym razem, nieważne, cokolwiek by zrobił. To było szaleństwo, wariactwo, nagły wybuch w mojej głowie.
Zwariowałem? Możliwe. Po chwili poczułem, jak jego dłoń mocniej zaciska się na mojej szyi. Pazury wbiły się w mój kark, uszkadzając jednak tylko skórę. Mimo wszystko pisnąłem cicho.
- Nie chciałbym cię zabić. - Rzucił krótko, a ja pokręciłem głową.
- Nie musisz.
- Muszę. - Uparł się.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Nie. - Pokręcił głową z rozbawieniem, a ja po chwili zaśmiałem się cicho.
- Musimy się kłócić nawet o takie rzeczy? - zapytałem go, unosząc brew.
- Najwyraźniej tak. To co robimy? Bo ja bym tu zaprowadził trochę porządku. W ogóle co odnośnie tego, że nasz związek jest pomyłką?
- Zapomnij. - Rzuciłem tylko, a on uśmiechnął się nienaturalnie szeroko. Odwzajemniłem uśmiech. I znów było dobrze.

Forget It /billdip/Where stories live. Discover now