XIX

112 15 1
                                    

Bill

Obudziłem się w nieznanym mi miejscu z pustką w głowie, a na dodatek bardzo osłabiony. Poruszyłem się lekko i stwierdziłem, że muszę być w jakiejś celi, bo śmierdziało tutaj wilgocią i pleśnią.

Straciłem kontrolę nad sytuacją i to była rzecz, która najbardziej na świecie mnie stresowała. Nie lubiłem czuć się bezbronny. Tym razem jednak nawet nie pamiętałem niczego poza moim imieniem, co też niewiele mi mówiło. Jakby ktoś wykasował wszystko z mojej głowy. Kiedyś już tak miałem, ale było to raczej nikłe uczucie niż pewność. Zerknąłem na spacerującego w kącie szczura, mimowolnie przysuwając się do niego. W takich sytuacjach musiałem mieć kogoś przy sobie. Nawet jeśli był to tylko głupi gryzoń.

- W porządku, mały? - szepnąłem, krzywiąc się lekko na dźwięk własnego głosu. Był strasznie schrypnięty. Kiedy ja ostatnio piłem? Szczur popatrzył na mnie bez zainteresowania, po chwili jednak podbiegł do mnie i ugryzł w palec. Syknąłem cicho, odruchowo biorąc zraniony fragment do ust i czując w nich posmak krwi.

Wtedy usłyszałem kroki na schodach, a chwilę później ktoś nagle rzucił się na kratę. Podskoczyłem mimowolnie, patrząc na dziewczynę, która obserwowała mnie z rozbawieniem w wzroku. Kogoś mi przypomniała. Te brązowe włosy, sposób poruszania się, ale... Oczy mi nie pasowały. Te tutaj były błękitne. Zimne.

- Pobawimy się, Cipher? - zanuciła z zadowoleniem, formując w dłoniach bicz. Wstałem z miejsca, czując się osłabiony - ale nie na tyle, aby jej ulec. Zresztą ja nigdy nie byłem z tych, którzy się poddają.

- Możemy spróbować - mruknąłem z uśmiechem, odsłaniając moje demoniczne kły. Po chwili jednak usłyszałem pierwszy trzask bicza, naładowanego elektrycznością. Od razu odskoczyłem, chociaż nie miałem za dużo miejsca, aby się asekurować. Uniosłem dłoń, chcąc użyć magii, jednak ta nie nadchodziła. Zmarszczyłem czoło lekko, patrząc na słabe iskierki, które prędzej ucieszyłyby dziecko niż kogoś takiego jak ja.

- Tutaj twoja magia nie działa. Ciekawe, po ilu razach zaczniesz błagać o litość. - Dziewczyna zaśmiała się, patrząc na mnie z obojętnością. Potem ponownie uniosła bicz, a ja poczułem pierwsze uderzenie. Uciekłem w bok, starając się mimo wszystko bronić. Nie zamierzałem tu w końcu umrzeć.

***

Dipper

Wypadłem z portalu i gdyby nie ręka demonicy, to najpewniej zaliczyłbym szybkie spotkanie ze ziemią. Wciąż nie do końca to do mnie docierało. W zasadzie wspomnienia z tamtego miejsca, w którym dotąd żyłem były dość rozmazane. El zapewniała mnie, że to przejściowe, ale jakoś średnio w to wierzyłem. Nieważne. Na razie musiałem znaleźć tego idiotę i wbić mu do głowy, że nadal mi na nim zależy. Chociaż z tej wizji wynikało jasno, że najprawdopodobniej ktoś mu właśnie wykasował pamięć. Tamta dwójka - Dipper i Mabel Gleeful, czyli alter ego nas samych w bardzo złym uosobieniu - ponoć od lat czerpali moc z demonów różnej maści, kradnąc ją za pomocą specjalnych kamieni. Oczywiście, to było w pełni nielegalne, ale w tym świecie wszystko mówiło jasno, że trzeba radzić sobie samemu.

- Rusz się, nie mam całej wieczności - syknęła El, dając mi jasno do zrozumienia, że moja teoria była słuszna.

- Tak się składa, że masz - mruknąłem cicho, po chwili jednak zauważyłem, że ta zaczęła mnie ignorować. Przez te kilka dni przebywania z nią można było się do tego przyzwyczaić. Zresztą stopniowo zaczynałem rozumieć, że czasem dla takich istot ważniejsze były gesty i czyny, a nie słowa.

Rozejrzałem się więc dokoła, chcąc jak najwięcej zapamiętać z tego innego wymiaru. Drzewa, kwiaty, ogólnie natura wydawała się być tutaj jakby poszarzała, nieostra. Na dodatek nie było tu wiele zwierząt, co w jakiś sposób mnie zabolało, zwiększając jednocześnie uczucie niepokoju. Ten wymiar był jakby wyssany ze wszystkich dobrych elementów. Gdy weszliśmy do miasteczka, także ludzie poruszali się tak, jakby nas nie widzieli. Byli bez życia.

- Dobra, robimy tak - zaczęła El po chwili, na co od razu skupiłem się na niej. - Ja odwracam ich uwagę, a ty zakradasz się do celi i wypuszczasz go. Tylko nie spieprz.

- Ja zawsze jestem niezawod... - Zacząłem od razu, po chwili jednak czując dłoń kobiety, która uchroniła mnie przed spotkaniem ze słupem telekomunikacyjnym. Przygryzłem wargę lekko, drapiąc się po szyi z zakłopotaniem.

- Właśnie widzę - mruknęła sceptycznie, na co już nic nie odpowiedziałem. Zamiast tego obiecałem sobie, że muszę się ogarnąć. W końcu nie tylko El na mnie liczyła, ale Bill także. Miałem tylko nadzieję, że uda nam się go uratować.

*

Po kilku minutach byliśmy już przed Tajemniczą Chatą, która w zasadzie to nie wyglądała jak taka. Miała na sobie za dużo banerów i ozdób, informujących o niezwykłych występach bliźniaków Gleeful. Cóż, najwyraźniej mój sobowtór miał naprawdę duże mniemanie o sobie. Westchnąłem cicho, zerkając na El, która wraz z kilkunastoma magicznymi istotami spotkanymi w lesie, skompletowała całkiem pokaźną broń. Widziałem wśród nich całkiem dużo łuków i kamieni, ale także trochę rac. Poprawiłem mój pas ze sztyletem i jednym pistoletem, nerwowo spoglądając na nią. To musiało mi wystarczyć. Reszta zależała już od szczęścia.

Po chwili dziewczyna dała mi znak, że mogę ruszać. Kiedy pierwsza strzała wbiła się w drzwi, wziąłem wdech i ruszyłem sprintem zza krzaków do klapy prowadzącej do piwnicy. Sam nie wiedziałem, skąd tak dobrze pamiętałem rozmieszczenie Tajemniczej Chaty, ale mój umysł najwyraźniej wiedział, co zrobić. Nawet jeśli w związku z tym, że byłem w innym wymiarze, naprawdę dużo rzeczy zapomniałem. El wyjaśniła mi, że to skutek uboczny zamiany w demona. Stopniowo zapomina się dawne życie.

Byłem już przy celach, gdzie panowała paskudna wilgoć. Zacząłem nasłuchiwać, próbując zorientować się, gdzie jest Bill. Musiałem go odnaleźć. Po pierwsze, on mnie w to wszystko wplątał, dlatego też on musiał mnie z tego wyciągnąć. A po drugie... Po prostu go kochałem. Mimo tego, że próbowałem z tym walczyć, to po prostu się nie dało.

Po kilku minutach napiętego słuchania w końcu jednak wykryłem cichy jęk. Odetchnąłem z ulgą, jednocześnie zaniepokojony tym, co też mogło się przytrafić mojemu demonowi. Miałem tylko nadzieję, że nie przybyłem za późno.

Bill

Szczęk kłódki sprawił, że mimowolnie skuliłem się bardziej na podłodze, pełnej mojej krwi. Brunetka nie miała litości i naprawdę postarała się podczas tortur, sprawiając, że kilka razy straciłem przytomność. Jej metody były wyjątkowo okrutne. Potrafiła wbić nóż do oczodołu lub zacząć podduszać biczem. Kiedyś sam lubiłem takie rozrywki, ale nie znaczyło to, że zamierzałem jej na to pozwalać.

Najpewniej przyszła, aby dokończyć dzieła. Dlatego też przymknąłem oczy, czekając na ciąg dalszy jej działań. Po chwili poczułem jednak, że jakaś inna dłoń głaszcze mnie po policzku. Jakby... Męska. Bardziej szorstka. Co?

Moja głowa została ułożona na czyichś kolanach, na co mimowolnie uchyliłem oczy szeroko, przyglądając się tej osobie. Była... Cholera, ten chłopak był przepiękny. Brązowe, zapewne mięciutkie włosy i spokojne oczy w odcieniu... Odcieniu błękitu?

- Zabieraj się od niego, Gleeful - usłyszałem czyjś stanowczy głos od strony wejścia, który kojarzyłem jak przez mgłę. Nim jednak zdążyłem się odwrócić, poczułem nagle, że usta pięknego chłopaka dotykają moich. Zszokowany, starałem się zrozumieć cokolwiek.

Po chwili jednak błękitnooki uniósł nóż, kierując go w stronę mojej szyi...

Forget It /billdip/Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang