XII

164 24 0
                                    

Dipper

Byłem wściekły.

Dawno tego nie czułem, jeśli miałbym być szczery. Starałem się oszukiwać sam siebie ze wszystkich sił i udawać, że panowałem nad sytuacją.

No jednak nie. Wszyscy moi najbliżsi w jakiś sposób mnie zdradzili. Mabel nie żyła, Ford utonął w swoich wizjach zniewolenia demonów, a wujek Stanek... Też już nie żył, jeszcze przed tym wszystkim.

Na samą myśl, że miałbym teraz stracić Billa... Że miałby odejść z Jamesem, bo tak naprawdę już mu go obiecałem... Wolałem go zabić.

Dlatego teraz miotałem w niego strumieniami energii, próbując go jakoś złamać. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że w sumie ułatwiłem mu wszystko. Był w swojej postaci, tego głupiego trójkąta z cylindrem i muszką. Mogłem się miotać, ale Mindscape to był jego drugi dom. Jednym ruchem ręki powalił mnie na posadzkę i mimo mojej furii potrafił unieruchomić.

Chwilę później jego jedno, obojętne oko znalazło się tuż przed moim.

- Dalej! Zabij mnie! - krzyknąłem do niego. Zamknąłem oczy, czekając na to, na co przecież zasłużyłem.

- Nie potrafisz dobrze walczyć, dzieciaku - usłyszałem jego rozbawione mruknięcie niedaleko mojego ucha. Uchyliłem wtedy oko, w szoku zauważając, że jest na granicy parsknięcia śmiechem. Nie miałem pojęcia, co go tak rozbawiło. Znaczy... No dobra, wiedziałem. Ja go rozbawiłem z moim bezsensownym "zabij mnie", jakbym zapomniał kompletnie o nieśmiertelności. Mimo wszystko nie miał prawa się ze mnie wyśmiewać.

Zacząłem z nim walczyć, próbując się podnieść. Najpierw powoli, ale później coraz pewniej, czego widocznie się nie spodziewał. Zmarszczył czoło, uderzając mnie ponownie mocą i sprawiając, że znowu leżałem jak długi. Trwało to dość długo, a ja sam czułem się jak jakiś Syzyf, starający się zrobić niemożliwe. Byłem coraz bardziej zmęczony, ale nie mogłem odpuścić i pokazać mu moich słabości. Nie dzisiaj.

- Dobra, wystarczy - mruknął po czasie, który wydawał mi się wiecznością, ale nie byłem w stanie tego określić. Podniosłem się, oddychając ciężko. Miałem mu kilka rzeczy do powiedzenia, ale wtedy po prostu pstryknął palcem.

Dokoła nagle pojawiło się mnóstwo kadrów, jakby wyciętych z filmów. Rozejrzałem się w szoku, dostrzegając wydarzenia z przeszłości. Na jednym z nich jechałem znudzony z rodzicami do szkoły, a na innym razem z Mabel szedłem ścieżką w kierunku Tajemniczej Chaty. Jeszcze na kolejnej walczyłem z zacięciem z jakimiś zombie albo robiłem herbatę wujkowi i omawiałem z nim dzienniki... Słowem, miałem przed sobą całe swoje dotychczasowe życie.

I czułem się cholernie zakłopotany. Bałem się nawet spojrzeć na tę siłę, którą kiedyś ośmielałem się nazywać swoim chłopakiem. Podczas tych wszystkich dni demon tak mi spowszedniał, że jakby wyrzuciłem z pamięci fakt tego, jakie ma zdolności.

- Ty... Co to... - po prostu nie mogłem się wysłowić, na co on puknął mnie palcem w czoło.

- Daj już spokój, idioto. Po prostu wybierz miejsce, od którego chcesz zacząć. A później zmienimy to i owo.

Spojrzałem na niego w niedowierzaniu, po chwili zaczynając się trząść. Jakie miałem prawo, aby podejmować takie decyzje? Mój umysł nie ogarniał tego, że mogłem wszystko zmienić. Moja rodzina by żyła, demony nie zostałyby zniewolone, a ja...

Ja nigdy więcej bym go nie zobaczył. Wątpiłem w końcu, aby bez całej afery ze szczepionkami zwróciłby na mnie uwagę. Możliwe też, że nawet nie miałby okazji, aby wrócić do życia. Nie miałbym nawet czego zapomnieć, skoro jego po prostu nie byłoby. Który moment powinienem był wybrać?

- Nie mamy zbyt dużo czasu - zauważył cicho, na co odwróciłem się do niego z rosnącą irytacją i paniką. A najgorsze było to, że zły mogłem być tylko na samego siebie. Zamknąłem jednak oko, myśląc intensywnie.

- Dziwnogedon - odpowiedziałem po chwili milczenia, a on tylko chwycił moją rękę. Poczułem dziwne pulsowanie w głowie, a później...

Nagle byłem na miejscu. Bez niego.

***

Świat dokoła płonął. Uniosłem głowę, w szoku patrząc na szczelinę między wymiarami i na spadające z nieba obrzydlistwa. Znów tutaj byłem, tak samo przerażony jak przedtem. Jednak teraz z zupełnie innymi odczuciami w związku ze sprawcą całego zamieszania.

- Co tu robisz?! Wracaj do środka! - usłyszałem ostry krzyk i odwróciłem wzrok, zauważając wujka Stanka. Z wnętrza Chaty słyszałem głosy innych, którzy najwyraźniej zaczęli już obrady. Po chwili zawahania wyrwałem mu się jednak, zaczynając biec.

Z tyłu słyszałem jego krzyk oraz ciężkie sapanie, kiedy próbował mnie dogonić. Jednak nie miał szans. Obiecałem sobie, że później mu wszystko wyjaśnię. Im wszystkim.

Na razie musiałem naprawić kilka rzeczy. Może byłem szaleńcem, ale wciąż wierzyłem, że skoro wtedy udało mi się... To teraz także mi się uda.

Musi.

Forget It /billdip/Where stories live. Discover now