Rozdział 2

4.2K 291 16
                                    

Matt.

Kolejna bliska mi osoba odchodzi.

Rzucam jednym, drugim, trzecim nożem w manekiny stojące kilka metrów przede mną.

Wszystkie ostrza trafiają w te samo miejsce, czyli w sam środek sztucznej klatki piersiowej.

- Jesteś jeszcze bardziej zła niż ostatnio. Coś się stało? - Chris patrzy na mnie z tą samą troską co wszyscy. Powoli zaczyna mnie to doprowadzać do szału, chociaż wiem, że oni się po prostu o mnie martwią.

- Nie, nic tylko... - Waham się czy powiedzieć mu, że rozpaczam po wiadomości, że jego syn wyjeżdża i to nie na wakacje tylko na wojnę, z której być może nie otrzyma biletu na drogę powrotną.

-... Matt z tobą rozmawiał. Prawda? - Domyślił się.

Kiwam głową i wpatruję się tępo w jeden punkt.

Chris westchnął i położył swoją rękę na moim ramieniu i lekko ja ścisnął. 

- Idź odpocząć. Koniec treningu na dziś. - Wziął ode mnie pozostałe noże i zostawił mnie samą.

Mam iść odpocząć.

Ostatnio mi się wydaje, że za dużo odpoczywam.

Nawet nie jestem zmęczona, ani zgrzana.

Kiedy kierowałam się w stronę wyjścia obok mnie przeszła Natalie razem z Jasmine, która mówiła tak głośno,  aby każdy kto znajdzie się w pobliżu to usłyszał.

- Alex jest taki słodki i zabawny. Nie mogę się doczekać, aby zobaczyć co wymyślił dla nas na dzisiejszy wieczór, ale pamiętaj to ma być tajemnica.

Zacisnęłam zęby z całej siły,  aż trudno uwierzyć, że jeszcze się nie połamały.

Jak najszybciej wyszłam z sali i ruszyłam do miejsca,  w którym zawsze najlepiej mi się myślało.

Schodzę schodami w dół i na całe szczęście drzwi do ogrodu są otwarte, a ponieważ panuje przeciąg świeże powietrze owiewa mnie całą. 

Gdy już miałam przekroczyć próg jeden z gwardzistów stojących na straży zatarasował mi wejście.

- Przykro mi panienko, ale nie może panienka sama wyjść. Ktoś musi wyjść z panienką.

Nie rozumiem tego miejsca.

Przywożą nas tutaj,  abyśmy się zabijały,  ale już jakby ktoś inny nas zabił to tragedia.

Przewróciłam oczami na jego słowa i wskazałam mu najbliżej stojącą ławkę.

- Usiądę tu. Jakby coś się działo to będę krzyczeć i podbiegnę, dobrze? - Już ledwo trzymałam nerwy na wodzy.

Gwardzista nadal był jakiś nie pewny.

- Proszę potrzebuję świeżego powietrza.

W końcu gwardzista ustąpił.

- Ale tylko na tej ławce. Nigdzie dalej.

Skinęłam głową i prawie, że podbiegłam do ławki.

Położyłam się na niej zamykając oczy i powoli wciągałam i wypuszczałam powietrze.

Nie przeszkadzał mi nawet chłód chodź miałam na sobie tylko długie czarne spodnie do treningu i również czarną bluzkę z długim rękawem, a mieliśmy końcówkę listopada.

Słońce które dzisiaj mocno świeciło trochę mnie ogrzewało.

Nagle przestałam czuć ciepłe promienie słońca.

Otworzyłam oczy i zauważyłam stojącą przede mną postać.

Przymrużyłam oczy i próbowałam się zorientować kto to jest.

Słońce za jego plecami mi w tym utrudniało.

- Po pierwsze przeziębisz się, a po drugie szukałem cię. - Wzruszyłam jedynie ramionami. - Nie powinnaś być tutaj sama.

- Nie jestem sama. - Wzrokiem wskazałam na dwóch gwardzistów na straży.

Alex zrobił dziwną minę, która nie wiem co miała mówić, ale później się uśmiechnął.

- Chciałaś ze mną porozmawiać. - Usiadł na ziemi, przede mną. - A więc słucham.

- Chciałam. Dopóki nie umówiłeś się z Natalie.

- Czemu jesteś na mnie zła?

W tym momencie wszystkie moje sznurki trzymające moją samokontrolę puściły.

Energicznie wstałam do pozycji siedzącej i spojrzałam na niego.

- Bo w chwili kiedy najbardziej cię potrzebuję ty mnie olewasz. Spotykasz się z innymi, a ze mną już nie. Czuję się odtrącona i nie wiem co mam robić.

Nastała chwila ciszy. Patrzyliśmy sobie w oczy i widziałam, że szczerze zastanawia się nad odpowiedzią.

- Wiem, że cię zaniedbuję,  ale muszę wykorzystać nie obecność ojca. Dopóki go nie ma to mogę choć trochę poznać te dziewczyny.

- Ale mógłbyś czasem znaleźć czas też dla mnie.

- Ostatnio jak u ciebie byłem to rzuciłaś we mnie poduszką i kazałaś mi spadać.

- Wiem i chciałam cię później przeprosić, ale byłeś z Amy i za każdym następnym razem było podobnie.

I znowu żaden z nas nie wiedział co powiedzieć. Patrzyliśmy na siebie intensywnie jakbyśmy siłowali się na wzrok.

Zauważyłam, że jego wzrok powoli łagodnieje.

- Daj mi trochę czasu. Gdy nadejdzie odpowiedni czas to wszystko Ci dokładnie wyjaśnię, teraz jeszcze nie mogę. Kiedy wróci mój ojciec...

- Kiedy wróci twój ojciec to znowu zaczną się zadania.

- Posłuchaj...

- Nie, mam dość. Rób co chcesz i z kim chcesz mam już to gdzieś. Życzę szczęścia Wasza wysokość. - Wstałam i  z największą gracją na jaką było mnie stać dygnęłam przed nim, po czym ruszyłam w stronę pałacu.

- Willow czekaj no... - Złapał mnie za rękę, ale szybko wyrwałam ją z jego uścisku i nawet się nie odwróciłam.

- Idź do Natalie. Na pewno na ciebie czeka. - Rzuciłam przez ramię i wbiegłam jak najszybciej do środka.

Jedyne o czy teraz marzyłam to mój pokój.

Moje odosobnienie od całej reszty świata.

Zamknęłam drzwi do pokoju i oparłam głowę na drzwiach.

Pierwsze łzy zaczęły spływać po moich policzkach i skapywały na ziemię.

W pewnym momencie usłyszałam czyjeś kroki za sobą.

Dźwięk był mi znany, więc nie odwróciłam się od razu.

- Wszystko w porządku panienko? - Głos Julie brzmiał jakoś dziwnie inaczej. Odwróciłam się i zauważyłam jej opuchnięte oczy.

Gdy wróciłam do pokoju, aby się przebrać na trening Julie była bardzo przygnębiona, ale  dopiero teraz mogłam zauważyć delikatne ślady łez na jej różowych policzkach.

Instynktownie zamknęłam ją w mocnym uścisku. Momentalnie obie ponownie zaczęliśmy płakać.

Mam ochotę zapytać co się stało,  ale to nie jest odpowiedni moment. W tym momencie nieważne są żadne słowa.

Chociaż nie wiem, co jej jest, to jednego jestem pewna.

Obydwie przeżywamy piekło.

***
Mała niespodzianka 😘

Cas 💗

UlubienicaWhere stories live. Discover now