30. Głupia niespodzianka

787 36 10
                                    

Mr. Devries: Daisyyy

Ja: O nie, znowu się zaczyna

Ja: Nie idę na żaden spacer

Mr. Devries: Nie musisz

Mr. Devries: Mam inny pomysł

Ja: Ty i te twoje pomysły, aż się boję

Mr. Devries: Już nie przesadzaj

Mr. Devries: Nie masz czego

Ja: Tia

Mr. Devries: Nie wymyślaj

Ja: To co to za pomysł?

Mr. Devries: Zobaczysz

Ja: O nie, nie, nie, nie lubię niespodzianek, a tym bardziej głupich niespodzianek

Mr. Devries: To nie jest głupia niespodzianka

Ja: Tia

Mr. Devries: Dobra, jak tam chcesz, lepiej zejdź na dół, bo jak będę tak długo stał pod twoim domem to podpadnie

Szybko wyjrzałam przez okno. Pan Devries siedział w aucie pod moim domem i patrzył dokładnie w moje okno, głupkowato się uśmiechając. Kiedy mnie zobaczył zaczął machać.

Ja: Jesteś nienormalny?

Mr. Devries: Może troszkę szalony, ale nie nienormalny

Mr. Devries: Po prostu lubię się bawić

Ja: To nie jest zabawa

Mr. Devries: Schodź i nie wymyślaj

Wzięłam swoje klucze, schowałam telefon do kieszeni i zeszłam na dół. W korytarzu ubrałam buty i wychodząc z domu, zakluczyłam drzwi. Biegiem wskoczyłam do samochodu i zostałam powitana buziakiem w policzek.

- Jesteś idiotą - powiedziałam na dzień dobry.

- Mówisz? - zapytał, odpalając auto.

- Mówię - przytaknęłam.

- Ty za to jesteś bez sensu - zaśmiałam się, słysząc to.

- Gdzie jedziemy? - zadałam pytanie.

- Zobaczysz.

- Powiedz mi, inaczej wysiadam - ostrzegłam.

- Ciekawe, wysiądziesz z jadącego samochodu - zaśmiał się, a mi to zamknęło usta. - No właśnie - uśmiechnął się zwycięsko i podgłośnił radio. Widziałam jak rusza ustami i chyba śpiewał, ale ja tego nie słyszałam.

- Czyli nie powiesz mi gdzie jedziemy?

- Nie, to niespodzianka.

- Głupia niespodzianka - mruknęłam i założyłam ręce na piersiach, wygodnie się opierając.

- Nie możesz tego wiedzieć - uśmiechnął się.

- Powiedz mi przynajmniej czy długo będziemy jechać - zarządziłam.

- Nie za długo. Godzinę, półtorej - odparł.

- Okej - mruknęłam opierając czoło o szybę.

I wtedy w radio poleciała piosenka Ariany Grande - No Tears Left To Cry. Nawet nie próbowałam się powstrzymywać, więc zaczęłam śpiewać. Na początku po cichu, ale za chwilę to przerodziło się w głośny śpiew. Nawet nie zwracałam uwagi na to, że Leondre siedzi zaraz obok mnie i przysłuchuje się mi uważnie. Dopiero kiedy piosenka się skończyła wróciłam do rzeczywistości. Oczywiście od razu spaliłam buraka i spuściłam głowę.

- Masz śliczny głos - skomplemetował nauczyciel.

- Ta, jasne, beczę jak koza - mruknęłam przewracając oczami.

- Nie przesadzaj, nie jest aż tak źle - powiedział i na powrót zapanowała cisza.

Do końca drogi żadne z nas się nie odzywało i tylko radio zakłócało ciszę. Kiedy dojechaliśmy na miejsce myślałam, że padnę, ale najpierw zabiję tego idiotę. Zabrał mnie na kino w plenerze.

- Oszalałeś do reszty? - zapytałam. - A jak ktoś nas zobaczy?

- Nie zobaczy - odparł pewnie nauczyciel. - Wątpię, żeby komuś chciało się tu fatygować, żeby obejrzeć jeden film.

- Skoro tobie się chciało to innym też może.

- W sumie to tak, ale nadal jest małe prawdopodobieństwo, że będzie tu ktoś ze szkoły, a jeżeli będzie to szybko się zmyjemy - powiedział i wyszedł z auta, a ja niechętnie zrobiłam to samo. - Będzie fajnie, zobaczysz - dodał, otwierając bagażnik i wynajmując z niego koc i kosz piknikowy.

- Nie sądzisz, że to wygląda trochę jak... - przerwałam na chwilę - randka?

- Nie, raczej jak wypad dwóch przyjaciół, ale jeżeli chcesz może być to randka.

Pan Leondre rozłożył koc na dachu samochodu i położył tam koszyk. Chwilę potem siedział już na górze i pomagał mi wejść. Pan Devries przygotował popcorn i jakieś owoce oraz kanapki jako przekąski i jak to uznał, wziął owoce, bo nie wiedział czy nie jestem czasami na jakiejś głupiej diecie, żebym miała do jedzenia chociaż coś.

Okazało się, że pan Leondre wziął mnie na jakąś komedię, której tytułu mnie pamięta i ja też już nie pamiętam. Przez cały czas śmiałam się jak jakiś niedorozwinięty wieloryb, ale nie przejmowałam się tym, bo Leo miał to samo. Wygląda tak uroczo, kiedy się śmieje i jego włosy są w takim nieładzie. Co chwilę rzucał jakieś durne komentarze, które po prostu doprowadzały mnie do łez. Tylko nasza dwójka zachowywała jak jakieś zwierzęta, ale żadnego z nas to nie obchodziło; grunt, że dobrze się bawiliśmy.

Leondre odwiózł mnie do domu, ale zachowując ostrożność, o którą w życiu bym go nie podejrzewała, wysadził mnie ulice dalej od mojego mieszkania. Ale nie myślcie sobie, że od razu pojechał do siebie. Przed tym jak wysiadłam dostałam buziaka w policzek, potem poszłam do domu. Ale z racji tego, że było już ciemno i nie wiadomo co mogło mi się stać, jak to stwierdził Leo, będzie cały czas jechał niedaleko mnie, żeby mieć mnie na oku aż dotrę do domu. Przed drzwiami pokiwałam mu na pożegnanie i weszłam do mieszkania.

Mogę zdecydowanie powiedzieć, że to był cudowny wieczór.

<¥><¥<¥><¥><¥><¥>

🎶 Miłość rośnie wokół nas 🎶 - wyobraźcie sobie, że śpiewam 😊

A tak poza tym to wcale nie mam Fangirla, wcale, ani trochę, a skaczę po łóżku, bo lubię 😉

Postanowiłam, że zrobię coś niby maraton. W sensie przez cały tydzień, zaczynając od tego poniedziałku będę codziennie wstawiać po jednym rozdziale, a łącznie będzie ich 10, co Wy na to?

Oczywiście bardzo Wam dziękuję za to, że ze mną jesteście i wiele to dla mnie znaczy. Gdyby nie Wy wcale bym do tego nie doszła, mam nadzieję, że razem datrwamy do drugiego tysiąca, Bejbisie 💕

~ Ami ❤

mr. devries - teacherOù les histoires vivent. Découvrez maintenant