1 - "Cyjanek w espresso"

694 24 0
                                    


-JINYOUNG POV-

Spocząłem na skórzanej sofce w rezydencji niejakiego Ima Jaebeoma. Skóra i pikowane materiały zdecydowanie dominowały w tej willi. Kryształowe żyrandole cicho brzęczały przy najlichszym przeciągu. A kilkunastometrowe ściany stały dumnie pokryte beżową, ze szczero złotymi wstawkami tapetą. U bossa zawsze było ekskluzywnie. Mężczyzna ten, nie krył się ze swoim majątkiem. Nie miał żony, dzieci, jak jego niektórzy rówieśnicy. Przez co, pozwalał sobie na wszystko. Nie znał ograniczeń.

Po jakimś czasie rutyna miliardera zaczęła go nudzić. Zwiedził trzy czwarte Ziemi. Wypróbował, a w dużej mierze wykupił po każdym modelu ekskluzywnych aut. Obstawił większość wyścigów konnych... 

Pewnego zimowego dnia udał się do jednego z kasyn. Już uprzedzam pytanie – „czy przegrał?" – Nie, nie przegrał. Prawdą jest, że troszkę drobnych uciekło mu z kieszeni. Choć, w jego mniemaniu to była licha liczba. „Równie dobrze mógłbym wydać te kilka kafli, jednorazowo wchodząc do ulubionych sklepów z odzieżą" – mówił.

Poznał tam kilka osób. Można pomyśleć, że człowiek pokroju Ima pewnie jest skąpcem. Błąd. Oni dali mu dobre towarzystwo, a on, starym bankrutom – szmal. Z miesiąca na miesiąc, z roku na rok o coś się poprztykali i zażądał zwrotu. JB był wtedy gówniarzem. Nikt nie wziął jego początkowych próśb, a następnie gróźb na poważnie. Dawni „przyjaciele" w końcu spostrzegłszy, że za bardzo się pruje, próbowali go zneutralizować różnymi sposobami. Raz okaleczyli, pobili, nasyłali bataliony szemranych typków na jego rodzinę. Takim oto sposobem wybito mu pół familii – w tym matkę. Otrzymał wiele blizn. Nie tylko na psychice, lecz na ciele również.

Minęły trzy lata od tych nieszczęsnych wydarzeń. Dorósł. Już wiedział, z czym, co się je. Teraz nie zamierza odpuścić. „Wszystkich dosięgnie kara" – powtarzał podczas naszego pierwszego spotkania.

I w tym momencie – pojawiam się ja. Przychodzę z pomocą. Niosę zemstę permanentną, skuteczną, nieodwracalną – jestem kilerem. Dostaję zaliczkę > zabijam wyznaczoną osobę > otrzymuję całą kwotę > odchodzę usatysfakcjonowany.

Koreańczyk wynajmuje mnie już od dłuższego czasu. Wie, że jestem pracowity. W kilka dni odjebie pięciu wyznaczonych kolesi i przytulę pół koła świeżo wydrukowanych dolarów - planowałem.

- Miło, widzieć cię tu punktualnie – zasiadł naprzeciwko mnie. Dzielił nas zaledwie palisandrowy stoliczek. Taki niewielki, niski, typowo do oparcia nóg lub położenia napoju. – Lubię jak ktoś, nad wyraz się angażuje w moje prośby – założył nogę na nogę.

- Nie jestem pierwszym lepszym amatorem, uwierz – odparłem nieskromnie.

- Z początku, gdy dałeś mi wizytówkę i zobaczyłem tam przymiotnik „profesjonalny" stwierdziłem, że masz za wysoką samoocenę. A potem... Potem, to już sam się przekonałem. Chucherko z ciebie, ale uzdolnione w boju – zaśmiał się.

Chucherko? Wypraszam sobie.

- Może powspominamy, kiedy indziej? – Nie przepadam za roztrwanianiem się nad głupotami, gdy robota czeka.

- Ach, przepraszam. W takim bądź razie, zbieraj się. Cel o dziewiętnastej ma czekać na spektakl – spojrzał na zegarek. – Czyli, za trzydzieści cztery minuty. Zabijesz sposobem, jaki będzie ci pasował.

- Wedle życzenia – zachichotałem.

Będąc na korytarzu lekko poprawiłem prezencję. Tu bardziej wygładziłem koszule, tam poprawiłem kosmyk czekoladowo brązowych włosów. Przecież mam ten wieczór spędzić w światowej klasy teatrze. Aktorzy będą grać komedie romantyczną, a ja niestety będę zmuszony zmienić tą sztukę w dramat.


Mój dojazd został sprytnie zaplanowany przez samego zleceniodawcę. Załatwił mi szofera. 

***


Sala była ogromna. Rzędy krzeseł położeniem przypominały te w kinie. Natomiast na ścianach wybudowano balkony z widokiem na całe pomieszczenie. Ludzie siedzący tam spoglądali na wszystko z góry, jak i z daleka. Nie sądzę, iż to przyjemna opcja.

Niezbyt interesowałem się rozgrywaną, satyryczną akcją zza sceny. Co jakiś czas zerkałem ku celowi. Czterdziestoletni, osiwiały, zamożny pan. Moje serce lekko zakuło, kiedy zauważyłem, że wraz z nim jest jego wybranka i trójka dzieci. Osierocę, owdowię, wprowadziwszy długotrwałą żałobę w egzystencji jego bliskich. Przykre, ale nie mogę mieć ani grama empatii będąc kilerem – dlatego te dziwne uczucie dość szybko zniknęło.

Wyciągnięcie broni, nawet z tłumikiem w tak zatłoczonym miejscu byłoby okropnie bezmyślne. Ostatecznie, zdecydowałem się na mniej banalny plan.

***

Nastała piętnastominutowa przerwa. Zapewne scenografowie musieli przewrócić scenę do góry nogami, aby aktorzy mogli zagrać w zupełnie innym miejscu wydarzeń.

Przeniesiono nas do o wiele mniejszej salki ze stolikami, kanapami i skromnym bufetem. Mężczyzna rozmawiał przez telefon. Oparł się o parapet oczekując powrotu ukochanej wraz z potomstwem, z toalety. Dodam jeszcze, że sączył kawę niedawno kupioną w automacie.

Widząc, jak odkłada napój na bok – olśniło mnie. Szybkim krokiem popędziłem do tego samego automatu. Kupiłem czarne niczym smoła espresso. Jednakowe, jakie popijał. Prędzej czy później sam by się wykończył przyjmując taką dawkę kofeiny. Toż to istny szatan wśród kaw.

Dosypałem trzysta miligramów cyjanku potasu do ówcześnie kupionego napoju – dawkę śmiertelną.

Pozostało tylko: podejść, przycupnąć obok delikwenta i sprytnie podmienić kawy. Jeszcze zanim zdąży opuścić teatr, wyzionie ducha.

Wykonanie dwóch pierwszych czynności poszło jak z płatka, lecz nieco zwlekałem z wymianą kubeczków.

Wnet rozległ się dzwonek, oznaczający koniec pauzy. Osobnik mozolnie zbierał się do opuszczenia wygodnej miejscówki. Nie spojrzał nawet na parapet, aby zabrać espresso. Po prostu wyciągnął dłoń za swe plecy, próbując „na ślepo" wymacać owy produkt. To była moja ostatnia szansa. Wręcz wcisnąłem mu otruty napój do ręki. Nawet nie spostrzegł, że jest nieco gorętszy od poprzedniego.

Ukradkiem spoglądałem czy wziął chociażby lichego łyczka – i wziął. A bardziej, wyżłopał pod presją czasu.

Teraz pozostaje czekać – pomyślałem.

***

Spektakl ponownie rozpoczął się. Czterdziestolatek trochę kasłał. Nic szczególnego. Jak go trafi – to z impetem.

Postanowiłem zwrócić uwagę na to, co odgrywają na scenie. Ach, pseudo zabawny bełkot. Moje zażenowanie nie trwało zbyt długo, gdyż usłyszałem totalnie niespodziewany dźwięk przeładowywania broni. Jest to odgłos, z którym miewam szczególną styczność. Stąd ma pewność. Rozejrzałem się po wszyściutkich rzędach. Nic. Każdy siedział skupiony na sztuce. Uniosłem wzrok ku balkonom. Krążę oczami i krążę – bingo. Jeden zasadniczo puściutki balkonik. Przecież ani jeden fotel nie był zajęty. Ha, ale miejsce przed nimi – czyli na podłodze – zostało przez już przez kogoś zaklepane.



MAFIA7 || GOT7Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang