19 - "Wybuch"

87 10 0
                                    


-POV JINYOUNG-

Po tamtych, nieprzyjemnych ekscesach miałem przejść do sedna akcji. Nie pokierowałem się wyśmienitym zaleceniem Jacka, aby schować rewolwer w s t a n i k u. Te puchate, jasnobrązowe futro posiadało jedną, lichą kieszeń. No, może i „lichą", ale komin wchodził, tak? Tak.

Przebrnięcie przez główną halę, gdzie odgrywały się wszystkie widowiska nie należało do trudnych. Kwestia wbicia się w tłum. W końcu, nie wiem, jak zareagowałyby te typy, jakie stoją na straży zachowania panienek, zobaczywszy, że chcę spieprzyć na zaplecze.

Nastąpiła chwila prawdy. Tercet drzwi, ustawionych obok siebie na wprost mnie. Na dodatek – były to identyczne modele. Stuprocentowo, przez jedne z nich wchodziłem z zaplecza do tego miejsca. Pozostałą dwójkę nazwałbym taką „Kinder niespodzianką".

Do tego nie dało się podejść logicznie, mądrze, gdy miałem kompletną dziurę w pamięci. Tak czy siak, któżby po tylu wrażeniach pamiętał taki szczegół. Dlatego, na czuja wszedłem w pierwsze lepsze, po prawej.

Małe, białe kafelki na ścianach wskazywały na toaletę. A taka pomyłka, wskazywała też, iż pora odwrócić się na pięcie i wybrać inne drzwi.

Nie tak szybko, mój drogi. To nie może być takie banalne – przyp. aut

Nagły zwrot akcji i wylądowałem przyszpilony do ściany przez jakiegoś Amerykanina o niebieskich oczach. Pewnie żołnierz. W Korei pełno białych wojskowych. Typek, był wszerz i wzwyż jak Jackson. Tylko, mam tu na myśli Jacksona, pomnożonego razy dwa.

Nie minęła sekunda, a ten swym podpitym głosem, rzekł, oczywiście, po angielsku.

- Szukałem cię... - Mruknął. - Wpadłaś mi w oko, wiesz?

Nie wiedziałem, czy się śmiać, czy wkurwić jeszcze bardziej.

Poziom zwyrolstwa w mojej głowie wzrósł na tyle, że miałem ochotę odpowiedzieć mu swoim, prawdziwym, męskim głosem na tą zaczepkę. Zapewne koleś wytrzeźwiałby natychmiastowo.

Stwierdziłem, że udanie kompletnie nieobeznanej persony w owym języku będzie dobrym pomysłem. Taka nieporadna dziewczynka.

Posłałem pusty uśmieszek i byłem gotów, aby z gracją olać wielkoluda.

Na tym miało się zakończyć, gdyby nie szorstka dłoń niebieskookiego, która posunęła się zdecydowanie za daleko. Puściły mi nerwy.

Broń miała czekać na cel, wyznaczony przez szefa, ale co poradzę...

Moją reakcję podpiąłbym już bardziej pod instynkt, ponieważ świadomość wróciła do mnie dopiero wtedy, gdy lufa przytulała krtań mężczyzny, a ja nakręcony trzymałem palec na spuście.

I bang. A dźwięk wystrzału rozniósł się na całą łazienkę.

Widząc trupa, miałem ochotę podzielić jego los. Przesadziłem. Nie tak miało być.

- JB nie będzie zadowolony – mruknąłem sam do siebie lustrując ciało spoczywające na wznak, na ziemi.

Teraz już jakikolwiek plan przestał być istotny, więc wypełzłem z pomieszczenia, z gnatem w dłoni nie zważając na gapiów. Usłyszeli nieskromne pierdolnięcie, wyjątkowo, bez tłumika, dlatego przyleźli.

Na wstępie, pociągnąłem za klamkę kolejnych drzwi i trafiłem, gdzie chciałem. A jednak, nie do trzech razy sztuka. Te samo, spore pomieszczenie dla „pracowników". Odór papierosowy był gorszy niż ten, w beemce Mareczka. Z prostokątnej izby odchodziły rozgałęzienia z kolejnymi, cudownymi, u k o c h a n y m i drzwiami. Od kolejnego zbędnego szukania odpowiedniego wejścia, uratowała mnie tabliczka z napisem „dyrektor". Wyglądała co najmniej, jakby ukradziono ją ze szkoły, choć najwyraźniej, termin „szef" jest tu raczej nieużywany.

MAFIA7 || GOT7Donde viven las historias. Descúbrelo ahora