10 - "Kiepski snajper"

115 11 0
                                    



-POV JB-

Niedługo powinni tu być – pomyślałem, spojrzawszy na zegar ścienny.

Kunpimook ma dla mnie jakieś ciuchy prosto z Tajlandii. To nie pierwszy raz, kiedy sypnie mi coś z nowego asortymentu. Już kilka razy wspominał, że są to ubrania ekskluzywne, choć i tak jestem zdania, iż dzieci w Bangladeszu miały tam największy wkład. Bambam jest dobrym kanciarzem. Nie zdziwiłbym się, gdyby moje przypuszczenia były słuszne, a on jedynie zrywa metkę „Made In Bangladesh". Następnie przykleja własną i voilà! Interes życia. Raz, bardzo podobnym sposobem sprzedawał wazony. Kiedy opchnął lewą porcelanę - wielbiciele luksusu o mało go nie porozrywali. Na dodatek, posiada jakiś dziwny dar do przekonywania. Niewiele osób jest w stanie zagadać klienta na tyle, aby ten zrobił zakupy zarazem zaciągnąwszy się w długi. Jego głowa do interesów jest imponująca, a mimo to zawsze zdaje wrażenie niepozornego.

Takowy „dar" wykorzystał do wepchnięcia mi odzieży. Co prawda, za friko, ale moja garderoba jest już stanowczo przeciążona.

Znudzony wyjrzałem przez okno wypatrując, czy tamta banda nie jest już w pobliżu.

Słońce powoli zachodziło, więc okolice okryła pomarańczowa poświata. Dość niespotykane, przy tak okropnej pogodzie, jaka śmie obecnie panować. Oparłszy łokcie o parapet, monitorowałem ulicę przed domem. Okazało się to dość nużącym zajęciem. Jednakże, po chwili rozbudził mnie dźwięk tłuczonej doniczki.

Pierwsze podejrzenie padło na kundla sąsiadów. Pieprzony York miniaturka. Zobaczywszy go po raz pierwszy uznałem, że jest całkiem uroczy. Z kagańcem wyglądał łagodnie, nieporadnie wręcz. No, tylko potem mu go zdjęli... Zaczął szczekać jak pojebany i przeciskać do mego ogrodu, kopiąc dołki godne dorosłego kreta. Byłem gotów nasłać Jinyounga na tego ścierściucha, ale on jedynie wyprawił mi kazanie o szacunku do zwierząt.

Otworzyłem okno na oścież, by poszukać tej kulki kurwicy.

- Szczek, szczek chuju, gdzie jesteś? – Zapytałem uprzejmie.

Wszak tuż obok mej głowy przeleciała kula. Pocisk odbił się o zewnętrzną stronę ściany budynku. Osłupiałem. Potem druga, niewiele dalej. Natychmiastowo padłem na podłogę – to najbezpieczniejsze wyjście. Jeżeli napastnik nie wejdzie do środka, nie ma bata, aby mnie trafił. Może sobie bezmyślnie strzelać w otwarte okno do znudzenia.

Strzelanina w miejscu publicznym – snajper musi być idiotą, bądź zleceniodawca. Broń bez tłumika – kolejny nieprzemyślany aspekt. Zresztą cel również ma kiepski. Wystawiłem cały tułów wraz z głową, a napastnik nie mógł być oddalony o jakąś niebotyczną odległość. Pewnie mierzył z dachu przeciwległego budynku. Dostał najlepszy możliwy moment, a spieprzył go do granic możliwości.

Tak, zdecydowanie, jestem na celowniku kretyna. Nawet amator nie posunąłby się do takiej fuszerki. Dopóki nie zgarną go psy za strzelaninę, muszę powiadomić swoją grupę.

Spięty wystukałem numer do Parka.

- Słucha-

- Strzelają, uważajcie – odparłem bez namysłu.

- C-co? – Wtrącił zdziwiony Jackson. – Strzelają? Kto, co i jak?!

Znowu podsłuchiwał.

- Ilu ich jest? – Zapytał Jin biorąc głęboki wdech.

- Cholera, nie wiem! Nie miałem czasu na liczenie, becle – Zirytowałem się. – Jedno jest pewne – ktoś siedzi na maszynowym. Najprawdopodobniej A2.

MAFIA7 || GOT7Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz