16 - "Crack"

114 9 0
                                    


-POV YOUNGJAE-

Coraz częściej zastanawiam się - czy aby na pewno jestem tu mile widziany? Przez Beoma raczej tak, jednakże, co z resztą? Bam o mały włos mnie nie zatłukł. Jinyoung teoretycznie nie pała za dużą sympatią, choć on chyba po prostu taki jest. Mark i Yugyeom to kwestia sporna. Wpierw chcieli zrobić mi krzywdę, a teraz są dość neutralni. Najwidoczniej niezbyt przejęli się naszym konfliktem. A Jackson..? Podczas naszej pierwszej konfrontacji nie był zbyt przychylny, abym zagrał na fortepianie, ale jest to zrozumiałe. Zareagował nieufnie, ostrożnie, gdy jego szef obdarzył mnie sporą otwartością. Przecie, od tego w końcu jest. Co to za mafijny „żołnierz", jeżeli nie ochroni swego bossa. Zabijać – zabija, ale w grę wchodzą tu również inne obowiązki.

JB z dnia na dzień wyciągnął w mą stronę pomocną dłoń. Ugościł kolesia z ulicy, którego równie dobrze mógł wywalić za drzwi po krótkiej wymianie zdań. Aczkolwiek, żyję wśród pozłacanych ścian rezydencji Ima. Mam jeden z kilkunastu pokoi gościnnych, ciepłe łóżko, telewizor i jedzenie, kiedy tylko zapragnę. Los się do mnie uśmiechnął.

Nie mogę powiedzieć, że niczego nie wymaga ode mnie „w zamian". Dobroczyńca często prosi, abym pobrzdąkał mu na pianinie jakieś symfonię. Wtedy spoczywa gdzieś w pobliżu i rozkoszuję się pięknymi dźwiękami. Chyba, gdyby nie to, nie byłbym tutaj wraz z Coco żyć w tym cudownym miejscu. Ma teraz grajka o każdej porze dnia i nocy.

Szczerze mówiąc, nie chciałbym mieć na pieńku z żadnym z kolesi Jaebeoma. Nawet, jeżeli któryś z nich sprawiałby mi przykrość - słowem bym nie pisnął, że coś jest nie tak. Już nie chodzi tu, o to, iż taki Jack mógłby mnie jednym ciosem wbić w ziemię, a bardziej o strach przed utratą zaufania nowego przyjaciela. Logicznie rzecz biorąc, Im zapewne prędzej uwierzy pracownikom niżeli mi. Raczej.

Dlatego też, od godziny ślęczę nad zalanym projektem BamBama. Niełatwo osuszyć w stu procentach papier i chociażby minimalnie, upodobnić go do poprzedniego stanu. Białowłosy nie może być wiecznie oburzony przez takie coś, więc naprawiam te „dzieło architektury wnętrz".

- Co robisz? – Wnet poczułem dłoń miliardera na barku, mozolnie zjeżdżała do mego przedramienia.

Lekko speszony odwróciłem się ku mężczyźnie. Przestraszył mnie.

- N-naprawiam tą pracę Bama – wyjąkałem, jakbym został przyłapany na gorącym uczynku. – W końcu, to ja ją zniszczyłem.

Beom zerknął na dosłowny syf, który stworzyłem podczas zabawy w odrestaurowywanie kawałku brystolu.

- Przepraszam! – Ocknąłem się, ujrzawszy ilość brudu na stoliku. Dość porywczo i spontanicznie zacząłem sprzątać. – Za chwilę, wszystko wróci do normy, obiecu-

Wnet bogacz złapał mą prawą dłoń odciągając od porządkowania owego burdelu.

- Uspokój się – rzekł stanowczo. – Za kogo ty mnie uważasz? – Brzmiał trochę tak, jakbym uraził go swym zachowaniem. – Nie zganię cię za taką drobnostkę, głupku.

Patrząc mu głęboko w oczy wymiękłem. Czarne niczym węgiel tęczówki w otoczce poważnego, arystokratycznego wręcz spojrzenia. Taki ktoś, śmiał lustrować mą godną pożałowania posturę. JB budzi okropny respekt, nawet wtedy, gdy posyła ciepłe uśmiechy bądź śmieje w niebogłosy. Chyba z pozostałej piątki, pomimo, że najprawdopodobniej traktuje mnie najcieplej – obawiam się go najbardziej.

- Z-za dobrego człowieka – odpowiedziałem, choć raczej nie oczekiwał wszelakiej odpowiedzi z mych ust.

Starszy uniósł brwi zaskoczony. Pierwszy raz usłyszał coś takiego? Zaskakujące.

MAFIA7 || GOT7Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora