-POV JACKSON-
Pomimo, iż mój głęboki sen dobiegł końca za żadne skarby nie chciałem wstać z najprzyjemniejszego posłania na świecie. A nawet otworzyć oczu. Podłoże, na którym spałem było takie mięciutkie i ciepłe.
- Wang! – Krzyknął znajomy mi głos gniewnie.
Niezbyt przejęty przewróciłem się na drugi bok.
- Jaebeom, zrób coś, bo mu zaraz zajebie! – Jinyoung kontynuował swoją awanturkę. – Cholera jasna...
Zapewne zdzierając gardło, wymachiwał rękoma w każdą możliwą stronę. Zawsze tak robi.
Wnet poczułem dwie dłonie zaciskające się na mym ramieniu. Usilnie próbowały mną potrząsnąć.
- Jin, zostaw – odparł Beom. – Słuchaj, Jack... Ktoś rozjebał ci motocykl... Kiepska sprawa, bo-
- Słucham?! – Wstałem na równe nogi.
Już raz skrzywdzono Scarlett. Nie pozwolę, aby to się powtórzyło.
- Widzisz Park, tak to się robi – rzekł usatysfakcjonowany.
- C-czyli wszystko z nią w porządku? – Wymamrotałem cały zalany potem.
Mój w s p ó l n i k okazał swe zażenowanie poprzez mocne uderzenie śródręczem w czoło. Jeszcze trochę, a se siniaka nabije.
- Tak, w porządku – odparł. – Choć, jeżeli nie wstaniesz, to żywot twojej „wybranki" może mieć inne zakończenie, niżeli byś chciał – zagroził.
Przyznam, że ostro się we mnie zagotowało słysząc to, ale nie czas, nie miejsce na sprzeczki.
Zmrużyłem oczy, by dokładnie przeskanować pomieszczenie. Nie byłem u siebie. Tylko u JB'iego. Konkretniej w salonie równym wielkością hali szkolnej. Znacie to uczucie, kiedy zdrzemniecie się zaledwie „chwilkę", a po przebudzeniu nie macie zielonego pojęcia, który to rok, miesiąc, a nawet dzień tygodnia? Ja właśnie tego doświadczyłem. Tylko, różnica była następująca – przespałem całą noc w tym błogim stanie, a nie cztery kwadranse. Strzelam, że niespodziewanie zwiesiłem łeb i zapadłem w kimę. Objęcia Morfeusza są takie nieobliczalne.
- Znalazłem kolesia winnego równe sześć milionów wonów, łącznie z odsetkami – dziesięć milionów – wyczytał ze swych notatek Im. – Grzecznie poprosicie o oddanie kwoty, którą bardziej określiłbym, jako symboliczną, niżeli szczególnie mi potrzebną. No, a potem, arrivederci – złożył dłoń w kształt pistoletu i udał, że „strzela". – Chciałbym w końcu wykreślić go z mojej czarnej listy. Ostatnio jest o nim zdecydowanie za głośno. Śmierć w trakcie triumfu, bycia na językach... Jakież to bestialskie, czyż nie?
Jinyoung zmierzył szefa błagalnie.
- ...A musimy to załatwić wspólnie? – Zapytał.
- A co Jinuś, boisz się? – Wtrąciłem przez śmiech.
- Boję się, że rozjebiesz nam akcj-
- Och, gdyby był taki, jaki się początkowo wydaje nie wybrałbym go – przerwał JB. – Zaufaj mi.
„Taki, jaki się początkowo wydaje"? Co to miał być za tekst? Zabrzmiał, jakbym miał w sobie jakąś super moc, która ujawnia się podczas akcji.
- Da sobie świetnie rade – dodał. – Tylko musisz nauczyć go, większego zaangażowania.
Zauważył wcześniej, że nie przykładam się tak wzorowo do robót? Szybki jest.
CZYTASZ
MAFIA7 || GOT7
FanfictionGOT7, jako grupa przestępcza w satyrycznej otoczce. /////////// wolno pisane, bo miałam słomiany zapał do tej książki. :\