-POV JINYOUNG-
Długi stół w piwnicy bossa, a przy nim zajęte siedem krzeseł, czyli – „mafia" w pełnym składzie. No, wtedy jeszcze nie wiedziałem, że z czterech kolesi z Jaebeomem u wodzy zrobi się szóstka. Teraz, w tym właśnie składzie, mieliśmy wykonywać zlecenia.
Wszak jaskrawa, rażąca wręcz w oczy ulotka, została rzucona na satynowy obrus. Niestety, wraz z nią, robota od szefa. Robota, w której to ja, jak się później okazało, miałem najbardziej przejebane.
- To nie będzie proste – skwitował JB.
Jednego byłem pewien – jeżeli Im, we własnej osobie tak mówi to rzeczywiście, jest czym się przejmować.
- Idą wszyscy – dodał po chwili. – Dlatego, akcja może wydać się trudniejsza. Wasz pierwszy raz... – Uniósł prawy kącik ust z zawadiackim spojrzeniem.
Youngjae zmarszczył brwi.
- Nie jestem w waszej szajce i nie zamierzam! – Uniósł się piskliwie. – Hyung, mogę ci nawet sprzątać, ale-
- Nie interesuję mnie to – przerwał Beom gorzko. – Potrzebuję ludzi do mokrej roboty, a ty natomiast, miejsca, gdzie ogrzejesz dupsko. Ostatnimi czasy zadomowiłeś się tutaj do granic. Myślę, że powrót na ulicę byłby zbyt dużym szokiem, nieprawdaż? – I obudził się demon szantażu.
Zdecydowanie, powiedzenie „nie ma nic za darmo" bezlitośnie włada bieżącymi czasami.
- Stawiasz mnie pod ścianą! – Syknął Choi.
W międzyczasie Wangowi aż świeciły się oczy, byleby mógł w końcu dobrać się do owej ulotki, lecz nie był w tym sam. Mark pałał równą ciekawością.
- Albo w prawo albo w lewo, Youngjae – oznajmił. Na co akurat, chłopak umilkł. Załatwił to zaskakująco szybko. – Czaicie się po ten papierek jak idioci. Weźcie go, przejrzyjcie. To nie eksponat.
Nastąpiła krótka walka na szybkość w zabraniu druczku wśród wcześniej wymienionej, wielce zainteresowanej dwójeczki. Tuan wygrał, ale Jackson po chwili odebrał mu ją.
- Fundujesz nam wyjście do burdelu? – Zaaferował nakręcony już Chińczyk po przeczytaniu ulotki.
- To nie burdel, tylko klub z paniami o nieco „lekkszych" obyczajach – ujął delikatnie Jaebeom. – One po prostu tańczą-
- No, z dziwkami – Jack i tak wiedział lepiej.
- Tak, kurwa, z dziwkami! – Krzyknął bezsilnie szef. – Zamierzam was tam wysłać, – rzekł, gdy zamieszanie dobiegło końca – ale! Nie w celach rekreacyjnych oczywiście – wnet szczęście w oczach blondyna i o dziwo, nie tylko jego, prysło błyskawicznie.
- Jack, nie poruchasz – wytłumaczyłem. – Jedynie popatrzysz – zaśmiałem się z nietęgiej miny kompana.
Szef wstał, wziął głęboki wdech i zaczął tłumaczyć plan działania.
- Jedziecie jutro – oparł się dłońmi o stół. – Celujemy oczywiście, w „dyrektora" tego biznesu. Stary wyjadacz. A co najciekawsze – ojciec Yuto. Tego chłystka, którego odjebaliście współpracując po raz pierwszy – zmierzył mnie i Jacksona wymownie. – Teoretycznie, nie jest to tak istotna robota, więc uznajcie ją, jako najzwyczajniejsze ćwiczenia.
- Mamy po prostu wejść i zabić? – Odparłem wywracając oczyma.
- Otóż nie – odpowiedział błyskawicznie. – Śledzenie, a potem morderstwo również odpada.
YOU ARE READING
MAFIA7 || GOT7
FanfictionGOT7, jako grupa przestępcza w satyrycznej otoczce. /////////// wolno pisane, bo miałam słomiany zapał do tej książki. :\