2 - "Jackson Wang? Nie kojarzę..."

262 19 0
                                    



-POV JINYOUNG-

Była to postać odziana w czarne łachy. Leżała, bądź leżał niczym prawdziwy snajper ze sporym karabinem. Rozmyślałem, czy zaraz dojdzie do zamachu terrorystycznego, czy może ktoś chce mojej głowy?

Wszak strzał. Jeden, a precyzyjny do granic. Poleciał w drugi rząd. Natychmiastowo zwróciłem tam swoją uwagę. Ten pieprzony snajpuś rozpierdolił memu celowi czaszkę. Krew dosięgła nawet ściany znajdującej się około siedmiu metrów od trupa. Wszyscy zaczęli uciekać, a ja stałem jak wryty. Kiedy wróciłem spojrzeniem do miejsca wystrzału – sprawcy już nie było. Wyparował.

Jaebeom nie będzie zadowolony z takiego obrotu sprawy. Muszę się dowiedzieć, od kogo jest, dlaczego to zrobił – stwierdziłem. Jeżeli zdam Imowi sprawozdanie pokroju: zatrułem go cyjankiem, czekałem aż kopnie w kalendarz, ALE jakiś typ rozjebał go śrutem szybciej niż trucizna – nie będzie zadowolony. Teoretycznie można rzec, że nie wykonałem swojej roboty. Kiedy dam mu jakieś sensowne informacje na temat „konkurencyjnego" kilera, jako dowód o zaistniałej sytuacji, powinien mnie zrozumieć.

Ogłoszono ewakuację. Nie ma bata, musiałem wybiec ze wszystkimi zebranymi.

Znalazłem się przed budynkiem. Wytrącony ze stoickiego spokoju, który zwykle sobą reprezentuję, błądziłem wzrokiem. Prawo, lewo, za siebie. Tłum wokół mnie, ni kija nie pomagał w odnalezieniu nieznajomego strzelca. Przepchałem się przez tą istną dzicz. Ludzie w panice, to najgorsze, co mogło mnie w tej chwili spotkać.

Wreszcie zobaczyłem coś więcej – parking.

Jakiś szósty zmysł podpowiedział mi, że mam szukać dokładnie w tym obszarze. Miejsce to, nie było centralnie przed teatrem, tylko po jego prawej stronie. Gdy ktoś zaparkował, musiał przejść długość bocznej ściany gmachu, skręcić na jej rogu i dopiero wtedy spostrzegał główne wejście.

Szybkim krokiem popędziłem do wybranej lokalizacji. Każde miejsce parkingowe - zajęte. Auto obok auta. Brak żywej duszy. Zrezygnowany zrobiłem leniwy slalom pomiędzy samochodami. Trącałem dłonią lusterka niektórych pojazdów przechodząc obok nich. Nie robiłem tego jakoś agresywnie. Tylko tak po prostu – od niechcenia.

Spacerując wśród tego dosłownego pola czterokołowców spostrzegłem dość wyróżniający się punkt. Dokładniej to – elegancko zaparkowany motocykl. Czarny, wypolerowany do granic Junak. Pamiętam, jak za gówniarza mama zrobiła mi zdjęcie na podobnym. Czasami wystawiają takie cacka podczas festynów. Można usiąść, dotknąć. Dla dzieciaka to ciekawe doświadczenie.

- Ej! Ty! – Usłyszałem za sobą szorstki, niski głos. Odwróciłem się. – Ona jest zajęta! Nie wlepiaj w nią tak swoich gał, zboczeńcu! – Krzyknął nieznajomy blondyn.

Te niedorzeczne, zdenerwowane krzyki wysyłał w mą stronę nieco niższy Azjata. Od razu można było zauważyć, że ćwiczy. Obcisły, czarny golf uwydatniał jego mięśnie. Tak samo jak czarne... Chwila! Czarne! Od stóp, do głów ubrany w ciemną odzież. Trzymał podłużną, wąską torbę. Wątpiłem, aby trzymał tam coś zupełnie innego niż snajpę. Twarz lekko poobijana. Ostre spojrzenie. Wyglądał jak typowy gangster. Nieraz przebywam z „typowymi ludźmi" z półświatka. Wiem, czym się cechują.

Rozejrzałem się wokoło. Byliśmy sami. Pora sprawdzić, czy moje przypuszczenia są słuszne.

Wyjąłem broń. Jeżeli zacznie uciekać – ma coś na sumieniu.

Koleś wybałuszył oczy na widok gnata. Wpierw wykonał krok do tyłu. Następnie pobiegł przed siebie bezmyślnie omijając mnie, by wskoczyć na motocykl. Dałem mu czas. Niech wskakuje. Nawet lekko odsunąłem się, kiedy biegł ku swojej domniemanej miłości.

MAFIA7 || GOT7Where stories live. Discover now