17 - "Cudowny plan"

82 9 0
                                    


-POV JACKSON-

„Piękno" Seulskich poczekalni w szpitalach przestaje być tak rażące po czterech godzinach wyczekiwania na wyniki badań. Czterech godzinach, w których zastanawiałem się jak wielki opieprz dostanę za łażenie do „normalnych" lekarzy. Nie będę prosił, co chwilę, aby prywatny doktorek szefa przyjeżdżał w ramach kontroli. Znaczy... Zamierzałem prosić, ale po dwudziestu pięciu nieodebranych połączeniach ode mnie przez Ima – odpuściłem.

Długi korytarz z kilkunastoma krzesłami wypełniony po brzegi ludźmi. W większości – staruszkami. Spoglądały na mnie dość nietęgo. Dwie spore sznyty na twarzy były aż tak rażące? Powoli zacząłem rozmyślać, czy rewolwer nie wstaje mi z kieszeni. Bardziej przez to, usprawiedliwiłbym ich przerażenie i szepty na mój temat.

Nie rozumiem... Czego mógłbym chcieć od emerytek? – Dumałem patrząc na rządek kobiecin przede mną.

Monotonne tykanie zegarka, którego rytm znałem już doskonale, igrało z odgłosami kaszlu lub kichania w poczekalni. Nie mogę powiedzieć, że „jeszcze trochę i zwariuję", gdyż po pierdolonych trzydziestu minutach szlak mnie jasny trafił.

Wnet poczułem, jak coś lekko szarpie mą nogawkę. Niepewnie przeniosłem wzrok na podłogę.

Niziutka, młoda dziewczynka o bufiastych policzkach. Policzkach, na tyle pulchnych, że przysłaniały jej niewielkie oczka. Krótko mówiąc – pączek w ludzkiej skórze. Oczywiście, w dobrym tego słowa znaczeniu. Jeszcze różowa kurtka, zapięta pod samą szyję. Miała może, ze trzy lata.

Ale, czego taki dzieciak chce od kogoś takiego jak ja?

- Proszę pana? – Odparła pewnie sepleniąc.

Pomimo bólu i okropnego humoru zgorszonego na dodatek, wczesnym wstaniem uśmiechnąłem się przyjaźnie. Odkąd zmieniłem otoczenie, zapomniałem nawet, o swojej sympatii do dzieci. Nie wiem, jak można nie lubić takich niczego nieświadomych istotek.

- Słucham? – Pochyliłem się w jej stronę sympatycznie.

Mała chwilowo ucichła, by zebrać myśli do wypowiedzi. Czekałem cierpliwie.

- Jest pan policjantem? – Pałała fascynacją i zaciekawieniem.

Ciekawe przypuszczenia jak na bachorka, nie powiem.

Lustrowała mnie zaciekle, aż jej ciemne tęczówki przybierały coraz większego blasku.

- Do policjanta, to mi raczej daleko – zaśmiałem się.

- Żołnierzem?

- Nie...

- Bokserem? Strażakiem? – Nie dawała za wygraną. – Ochroniarzem?

Wydoła wargę uroczo, gdy zaprzeczyłem po raz kolejny.

- Ten pan jest przestępcą – skwitował nagle, z powagą głos nad nami.

Uniosłem wzrok ku górze, przestawszy zważać na dziewczynkę. Takiego zwrotu akcji za nic bym nie przewidział. A było tak milutko.

Owe słowa wypowiedział mężczyzna w podeszłym wieku. Osiwiały, z zamszowym kapeluszem i wełnianym, czerwonym szalikiem. Jego twarz, bez wyrazu, budziła mieszane uczucia. Wziął się dosłownie znikąd. Nie wiedziałem, jak zareagować.

- Kyo, idziemy – starzec złapał dziewczynkę za kaptur i pociągnął do siebie.

- A-ale dziadku! – Grymasiła.

MAFIA7 || GOT7Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz