17. Nawet nie masz imienia

2.5K 141 30
                                    

Pov.Jane

Brenner podniósł mnie ,a ja poczułam fale nienawiści do tego człowieka. Spojrzałam ostatni raz w oczy chłopaka...Widać było w nich smutek.

On nie mógł, się z tym pogodzić. Z tym ,że odchodzę...Cała się trzęsłam. Nie zewnętrznie ,a wewnętrznie. Ten strach praliżował całe moje ciało.

Otwożyli drzwi,a go puścili. Patrzył na mnie z ogromnym żalem. Nie mógł nic zrobić, co wpędzało go w rozpacz.

Opuściliśmy budynek, a ja zaczęłam się godzić z moim losem. Spojrzałam na szkołe ,a łzy tak bardzo cisnęły mi się do oczu. Nie mogłam znieść myśli ,że jestem tu poraz ostatni...Że to wszystko skończyło się tak szybko.

Może nie fizycznie ,ale psychicznie. Bo jakie to życie? Codziennie to samo...Ten sam strach, te same eksperymenty, ten sam ból...Smutek i złość. Żadnej pozytywnej emocji. Tam nie istnieją pozytywne emocje. Już dawno się o tym przekonałam.

Wsadzili mnie do ciężarówki. Siedziałam za jakimiś kratami niczym więzień...Którym byłam. Dręczyły mnie wyrzuty sumienia, że go tam zostawiam, bez możliwości kontaktu.

I nie mogłam tak bardzo znieść myśli ,że to koniec...Że już go więcej nie zobaczę. Że wszystko co dobre w moim życiu się zakończyło, że wszelkie chwile które miałam przeżyć zostały już za mną. A ja tak cholernie nie chciałam takiego życia.

Zasmakowałam szczęścia, aby być wiecznie nieszczęśliwa...

Drzwi się otorzyły, a mi kazali wysiadać co też uczyniłam. Popatrzyłam na budynek przez , który przeszły mi dreszcze, a łzy jeszcze liczniej zaczęły spływać po policzku.

Chwycili mnie idąc wewnątrz. Tak bardzo nie chciałam tego robić...Ale ich było za wielu, a ja już nie miłam siły na nic. Nawet na użycie małej ilości mocy, tej przeklętej mocy, która skomplikowała mi całe życie.

Weszliśmy na korytarz ,potem do windy i tak pare razy. Czułam się jak w jakimś cholernym labiryncie...Nigdy nie uda mi się uciec- pomyślałam. tym razem są za dobrze przygotowani. Zobaczyłam wielkie żelazne drzwi. Zamknięte były na kod i kartę.

Wkroczyliśmy na oddział. Dużo się nie zmieniło poza paroma zabezpieczeniami. Przeszły mi ciarki.

Było tu pare pokoi. Pierwszy był mój, tak jakby mój. Zmienił się trochę...Był oczywiście cały biały ,a w jego środku znajdowało się łóżko. W rogu było coś na kształt biurka, swoją drogą do niczego mi potrzebnego.

Oczywiście do niego również były wielkie żelazne drzwi, tylko chyba troche mniej zabezpieczone. Kolejnym pomieszczeniem było te od badań, jak i dwa następne. Jeszcze jakieś tych doktorów.

Ostatnie pomieszczenie...Te z którym mam najgorsze wspomnienia. Jest to mały, ciemny zamknięty pokój.

Kazali mi iść do mojego ,,Pokoju" bez żadnej rozmowy.Jutro zapewne zaczną się badania. Położyłam się na tym łóżku i patrzyłam w sufit.

Z moich oczu zaczęły wydobywać się łzy, a serce tak dziwnie bolało. Moje całe ciało było nasiąknięte strachem ,czułam go wszędzie i strasznie mi doskwierał.

Tak bardzo bałam się jutrzejszego dnia...Nawet nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Może dadzą mi trochę spokoju? Albo zaczną od razu od wykańczających zadań...

Leżałam, płacząc po cichu. Nie mogłam głośniej , po prostu się bałam. Bałam się że mnie usłyszą i wtedy tu przyjdą, choć to chyba nie uniknione.

Nie chciałam ich nigdy więcej zobaczyć.

Zamknęłam oczy i choć długo mi to zajęło, odpłynęłam w krainę snów...Bez bólu ani strachu. W miejscu gdzie chciałabym zostać już na zawsze, tak bardzo nie chciałam się budzić.

***

Usłyszałam dźwięk klaksonu który wyrwał mnie ze snu, a to oznaczało ,że musiałam wstać i do nich iść.

Podniosłam się do pozycji siedzącej. Nie było mi zimno, choć cała się trzęsłam. Postawiłam drżącą nogę na powierzchni podłogi i powoli wstałam.

Podeszłam do drzwi, które wraz z sygnałem zostały uruchomione. Otworzyłam je po mału...A dźwięk alarmu się wyłączył.

Serce waliło mi jak szalone...Ale szlam dalej, nie zatrzymując się. Stawiałam małe ,ale zdecydowane kroki.

Liczyłam je po cichu aby dodać sobie otuchy...Krok, drugi krok, trzeci krok, czwarty...A teraz chwilka przerwy ,bo za szybko mi idzie.

Aż tym sposobem doszłam do gabinetu.
Otworzyłam drzwi i zastałam w nich Brenner'a.

Usiadłam na kreśle na przeciwko niego. Czułam jak łzy cianą mi się do oczu, ale nie mogłam im na to pozwolić, nie wtedy, nie przy nim.

- Eleven...Jak się cieszę ,że cię widzę.-powiedział składając ręce z cwanym uśmiechem.

- Bez wzajemności. -wymamrotalam pod nosem. .

- Na twoim miejscu bym tak nie mówił- powiedział z przekonaniem- Straciłyśmy zdecydowanie za dużo czasu, twoja ucieczka wywróciła wszystko do góry nogami. Cieszę się, że w końcu mamy ciebie do swojej dyspozycji. Mam już dla ciebie plan wszystkich badań, radzę ci się stosować zaleceń, bo...-powiedział ,ale mu przerwałam.

- Bo co? Zamknięcie mnie w tym ciasnym pokoju? Prędzej wysadzę ten cały budynek i tak stąd ucieknę!

-Spokój!- krzyknął uderzając pięścią w stół- nie pozwalam ci się tak wyrażać. Nie uciekniesz już stąd.  Zadbaliśmy o to. Te wszystkie drzwi zbudowane są z tak silnych materiałów ,że na tym poziomie ani żadnym innym nie byłabyś w stanie ich otworzyć.

- No widzisz, a ja zrobie to z wielką przyjemnością. Nie dacie mi rady...-powiedziałam odczuwając wstręt do tego człowieka. Chciałam pokazać tak bardzo ze się go nie boje...On nie mógł znać prawdy, wykorzystałby to przeciwko mnie.

- Eleven!- wrzasnął- czy ty nie widzisz kto tu jest na przegranej pozycji? To ja tu rozdaje karty, a ty nie masz nic do gadania. Straciliśmy zdecydowanie zbyt dużo czasu i pieniędzy na szukaniu ciebie. Jesteś obiektem badań, i zawsze nim będziesz. Spójrz na siebie nawet nie masz imienia, zamiast niego jest numer. Wiesz dlaczego? Bo zostałaś stworzona do tego. Stanowisz obiekt badawczy. Nie masz prawa głosu. -powiedział ,a ja czułam jak po moich policzkach płyną łzy...Bo to co mówił to prawda...Byłam tylko nic nie znaczącym obiektem badań.

Pozwolono mi na opuszczenie pokoju co też uczyniłam. Weszłam tam i zaczęłam płakać. Waliłam w ścianę. Chciałam wykrzyczeć z siebie wszystkie emocje. Było mi tak cholernie źle.

Nagle upadłam na ziemie i zaczęłam jeszcze bardziej płakać. Po prostu nie wytrzymywałam.

Pragnęłam stąd wyjść i wtulić się w objęcia Mike'a. Tak bardzo tego chciałam...Chociaż ten ostatni raz... Płakałam jeszcze długo. Nie mam pojęcia ile. Może godziny? A może pare minut? Kompletnie straciłam poczucie czasu. Nie byłoby tu zegarów ani okien...

Nagle drzwi się otworzyły i zastałam tam człowieka z którym miałam mnóstwo złych wspomnień...Miałam z nim pare badań, tych najmniej przyjemnych.

- Zapraszamy na badania.-powiedział z cwanym uśmiechem.

———————————————————————————

It can't be she // Stranger Things [ZAKOŃCZONE]Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora