Edmund Gilday nie odczuwał w tym momencie sympatii do swojego niebieskowłosego przyjaciela. Brilliant wykorzystując swoje wpływy w szkole, nikłe umiejętności dyplomatyczne i przede wszystkim własne nazwisko, znalazł dla nich pustą klasę, którą przechrzcił na "siedzibę ABO". Skrót ABO miał prawdopodobnie oznaczać alfy, bety, omegi — ta kolejność liter nie pasowało do Blue. Zgodnie z jego tokiem myślenia, bardziej adekwatnym skrótem byłby OBA.
Oczywiście nie to wyprowadziło Eda z równowagi, ale wiązało się z tym bezpośrednie. Jako że klasa była pusta, musieli załatwić do niej krzesła i ławki.
W porządku, będzie nas 20, w tym mnóstwo alf — pomyślał sobie Edmund, gdy usłyszał o tym od Blue rankiem w piątek, gdy szli do szkoły i wesoło rozprawiali o zapowiedzianych na dzisiejszy dzień klasówkach. Nie przewidział, że nie zjawi się żaden alfa.
Podzielcie się w pary, pójdzie szybciej — oznajmił Blue, wychodząc z siedziby razem z Samem Riverem, który do chucher nie należał. Ed spojrzał na pozostałych. Ash złapał za rękę Simona Wintera, klasowego mózgowca, do którego w innej sytuacji, by się nie zbliżył, po czym wyminął Edmunda, pokazując mu język. Czarnowłosy miał już podejść do Annie-gotki, gdy uprzedziła go Sadie Coolidge. Uśmiechnęła się pięknie i bez słowa ukradła mu betę, trzymając ją za dłoń. Wilk w owczej skórze — przypomniały mu się słowa Blue. Przez przebywanie z nim powoli zaczynał patrzeć mniej przyjaznym okiem na pięknych ludzi. Chodź, Eddie — zawołał Cody, będący ostatnią osobą, która zjawiła się dzisiaj na spotkaniu. Ed niechętnie się go posłuchał. I w tym momencie jego humor powoli zanikał w niekończącej się złości.
Razem z Codym zrobili trzy kursy. 4 krzesła, jedna ławka i Edmund nie miał pojęcia, ile razy chciał zabić przez niecałe 20 minut tego narwanego pierwszaka, któremu wielokrotnie coś wypadło z rąk, uderzając głośno o podłogę. W dodatku usta nie zamykały mu się nawet na moment.
Życie ssie, tak jak równouprawnienie — pomyślał Ed, siadając w pierwszej ławce i próbując zabić Blue wzrokiem. Na szczęście Cody znajdował się na końcu klasy na parapecie, z dala od jego osoby.
Jemu samemu trudno było uwierzyć, że ktoś poza Davidem, potrafi wzbudzić w nim tak silnej emocję. Może powinien zacząć spędzać czas z Cody'm, jeśli chce się stać "normalny".
Blue podszedł do tablicy, mocno uderzając o podłogę obcasami swoich butów. Jedną rękę włożył do kieszeni swoich obcisłych spodni, a w drugą wziął niebieską kredę. Odwrócił się w ich stronę. Nim się odezwał, poprawił jeszcze swoje niebieskie włosy i uśmiechnął, ukazując rząd białych jak śnieg zębów — zawsze idealny.
— Dziękuje za wasz trud. Nie jesteśmy silni, ale to nie znaczy, że potrzebujemy silnych — zapodał jeden z typowych dla siebie tekstów. — Teraz, zajmijmy się naglącymi sprawami. Napisałem scenariusz do naszego przedstawienia. Zatytułowałem je "Jak zabiłem swojego mate" — mówiąc to, starannie zapisał tytuł na tablicy, Ed tylko trochę był pod wrażeniem, że udało mu się go skończyć na czas — ale wszystko to dopiero wersja robocza. Dzisiaj chciałbym usłyszeć wasze opinie i propozycje zmian.
Tch, pewnie zapłacił alfom, żeby nie przychodziły — przeszło przez myśl Edmundowi. Blue posunąłby się daleko, żeby jego pomysł został zaakceptowany bez sprzeciwu.
— Ej, Blue! — jęknął Ash, który położył się na ławce i oparł głowę na nogach Sama, siedzącego obok niego i przeczesującego jego włosy. — Obiecałeś, że będzie wesoło, a znowu chcesz kogoś zabić — blondyn skrzywił się, gdy przez myśl przeleciało mu wspomnienie ich pierwszego spotkania. — To Dzień Bratnich Dusz. Musimy pokazać jak silna i nierozerwalna to więź. Jeśli twój mate zostanie zabity, ty też już umierasz. Nie zgadzam się.
![](https://img.wattpad.com/cover/150481860-288-k270518.jpg)
CZYTASZ
Wyzwolony || ABO
RomanceCzasami w naszym życiu pojawiają się ludzie, którzy robią je odrobinę zakręconym. Edmund był zwyczajny, ale już trójka jego nowych przyjaciół odbiegała od "zwyczajności". Między innymi za ich sprawą rozpoczęło się jego życie licealnej laleczki, mają...