ROZDZIAŁ DWUNASTY

1.1K 109 33
                                    

Edmund Gilday nie spodziewał się, że opuści swoje bezpieczne schronienie w weekend. Planował przeleżeć cały dzień na kanapie owinięty paroma kocami i obejrzeć wszystkie sezony "Wybranych". Tymczasem trzymając ręce głęboko w kieszeniach niemodnej kurtki, z ustami zakrytymi przez szal i mocnym makijażem na twarzy, mierzył morderczym wzrokiem każdego mijanego przechodnia. W myślach krążyły mu słowa "I want to because you said I couldn't", ale za nic nie mógł sobie przypomnieć, gdzie je zasłyszał, co doprowadzało go do szewskiej pasji.

Skrzywił się na kolejkę, gdy wszedł do środka sklepu. Obym nie musiał w niej stać — pomyślał Ed, biorąc do ręki czerwony koszyk. Mimowolnie zerknął na produkty w promocyjnej cenie, w tym jego ulubioną czekoladę.

— Ed, musisz być silny — wymamrotał, biorąc głęboki wdech i idąc w głąb sklepu.

Pierwszym, co znalazło się w jego koszyku, było pudełko płatków czekoladowych w kształcie gwiazdek. Nie czuł się gwiazdą, ale uważał gwiazdki za szczególnie urocze. Potem wrzucił do koszyka, pierwsze lepsze szynki i ser, które znalazły się w jego dłoni. Jego ojcu wszystko było obojętne. 

— Nie chce mi się nieść mleka — mruknął ze skwaszoną miną, wpatrując się we wspomniany produkt.

— Poniosę za ciebie, skarbie.

Edmund mimowolnie fuknął, poznając ten znienawidzony przez siebie głos. Spojrzał w prawo, a jego wściekłe spojrzenie skrzyżowało się z tym Davida Coldwella, który uśmiechał się w najlepsze.

— Nie, dzięki, alfo — rzekł oschle czarnowłosy, wymijając kolegę ze szkoły.

Pod nosem wymamrotał coś o zabawnej Pani Nocy. W myślach szukał jakiegoś sposobu na upust złości, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Nawet nie wiedział, co takiego ją powodowało. Domyślał, że to, że David tak po prostu do niego zagadał po tym wszystkim: po tym jak złamał mu nos, po tym jak David znalazł sobie Hailey, po tym jak zaczął chodzić z Samem. 

Edmund postanowił zakończyć zakupy. Skierował się do kasy. Niestety, natrętny alfa razem z nim, co wywołało radość omegi Eda. Alfie na nas zależy — Edmund nie miał ochoty wyprowadzać jej z błędu. Konflikty z nią męczyły go bardziej niż jej obsesja na punkcie Davida. 

— Skoro już się spotkaliśmy, może chcesz się przejść? — zaproponował David, kiedy oboje stanęli w kolejce.

— Nie bardzo.

— W domu kultury jest wystawa o wszystkich rodzajach śniegu — próbował zachęcić go bez skutku szarowłosy.

— Czy ty w ogóle coś kupujesz? — zapytał rzeczowo Edmund. 

Przez chwilę jego wzrok zatrzymał się pudełku z opakowania prezerwatyw, a dokładniej na napisie na nim. "Zawsze lepiej bezpieczniej." Brzmiało zabawnie, ponieważ za niebezpieczeństwo uważało się niechciane ciążę, częste wśród omeg. Ed zaśmiał się w myślach, gdy przypomniał sobie slogan o tym, że zawsze lepiej zgwałcić omegę w prezerwatywie niż bez niej. Ten świat był chory. 

— Nie czepiajmy się szczegółów — David uniósł ręce w obronnym geście, po czym ze złośliwym uśmiechem stwierdził: — Ja nie mówię, że nie dokończyłeś zakupów, ponieważ próbujesz ode mnie uciec, ponieważ albo się mnie boisz, albo ci się podobam.

— Masz jakiś problem? — głos Eda był ostry jak nigdy dotąd i zimny niczym sopel lodu.

— Kocham twoją nierozważność — David uśmiechnął się fałszywie. — Kiedyś cię za nią zabiję.

— Wątpię.

Po tych słowach Edmund podszedł do kasy. Zapłacił za kupione produkty. W myślach przeklął sprzedawczynię, która spojrzała na niego jak na dziwaka z powodu jego upiornego wyglądu.

Wyzwolony || ABOWhere stories live. Discover now