ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DZIEWIĄTY

787 85 25
                                    

Edmund uważał, że dobrze rozpoczął ten dzień. Zjadł śniadanie razem ze swoim ojcem. Odrobił pracę domową zadaną przez pana Milesa. Ubrał swój nowy sweter, choć prawdopodobnie tylko on był w stanie to stwierdzić. No i w końcu, trzymając się za rękę z Davidem, przyszedł do szkoły. Mimo, że w trakcie lekcji nie rozmawiali ze sobą, czas po nich, gdy śmiali się, ciesząc swoją bliskością, wynagradzał to.

Edmund cmoknął Davida w policzek w momencie, gdy znaleźli się w holu. Przez myśl mu przeszło, że skóra jego alfy była mięciutka. Jednocześnie starał się odgonić myśl, że zapach papierosów, wydobywający się z ubrań Davida, drażnił go.

— A to za co, laleczko? — zapytał David, kładąc dłoń na biodrze Eda.

Oboje zignorowali karcące spojrzenie Milesa. Beta jak on nigdy nie zwróciłby wprost uwagi alfie jak David, dlatego nie brali go na poważnie.

— Musi być powód?

David uśmiechnął się szeroko. Edmund nie zdążył zareagować, a znalazł się już w powietrzu uniesiony przez silne ręce alfy. Szybko objął go nogami w pasie i wtulił się w niego. Jeśli teraz spadnie, przyjaciele na pewno będą się z niego naśmiewać, a jednego o czerwonych oczach zauważył przy gabinecie dyrektora. Ed miał nadzieję, że Rylan niczego nie przeskrobał.

— Co ty robisz? — zapytał niepewnie czarnowłosy, mocniej owijając ręce na szyi Davida, gdy ten zaczął iść przed siebie.

Miał nadzieję, że nie udusi swojego chłopaka, bo na pewno spadnie, obijając swój tyłek. I straci alfę, którego polubił.

— Niosę cię.

— Dlaczego, złamany nosie?

Edmund dobrze wiedział jaka będzie odpowiedź. David na swój uroczy sposób żartował sobie z niego.

— A musi być jakiś powód?

Ed schował swoją twarz w ramieniu alfy. Uśmiechnął się. Nie chciał, żeby ktokolwiek zauważył jego rozczulenie. Mogliby się przestraszyć. W końcu był laleczką. Uśmiechające się laleczki przerażały.

— Zaraz będziemy pod twoją szafką. Chcesz, żebym cię postawił?

Edmund zaciągał się zapachem Davida wymieszanym z zapachem papierosów, jego omega dawno nie była tak spokojna jak w tym momencie, jednak on z trudem powstrzymywał zdegustowany wyraz twarzy. Czuł po prostu smród.

— Nie... — wymamrotał niewyraźnie.

Omal nie jęknął niezadowolony, gdy David siłą go od siebie oderwał i niedelikatnie postawił pod ścianą. Nawet nie próbował wyrwać swoich rąk, które jego chłopak złapał nad jego głową i przycisnął do ściany. Kiedy alfa spoglądał na niego z góry, Edmund poczuł się mały.

— Urwijmy się z lekcji — oświadczył nagle David, nie całując go, jak się spodziewał.

Czarnowłosy uniósł brew, jednocześnie przybierając niezidentyfikowany wyraz twarzy. David powinien zdawać sobie sprawę z tego, jaki dzisiaj jest dzień tygodnia.

— Nie. T-A-F-T — przeliterował omega, wyrywając się z uścisku. — Mówiłem, żebyś sam umierał, jeśli ci na tym zależy — Edmund rozmasował swojego nadgarstki. — A teraz — Ed stanął na palcach i pocałował Davida w nos. — Idź po swoją klasę, Leydon i Manners na pewno czekają.

— No dobrze, laleczko — zaśmiał się David, oddając pocałunek, tyle, że w czoło. — Widzimy się później.

Edmund pomachał mu na pożegnanie, zastanawiając się, czy gdzieś na tym świecie, istniał drugi tak doskonały człowiek. Możliwe, że tak, ale swoją alfę Edmund nie wymieniłby na nikogo innego.

Wyzwolony || ABOOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz