Rozdział 8 1/2

248 11 8
                                    

 Biegłam z piłką, kozłowałam ją najszybciej jak mogłam. Nogi powoli odmawiały mi posłuszeństwa, ale dalej biegłam. Wyskok, rzut, dźwięk zaliczonego punktu, kończący gwizdek sędziowski. Przez cały czas towarzyszyło mi dudniące coraz głośniej serce. Próbowałam uspokoić oddech, ale dosyć kiepsko mi to wychodziło. Podniosłam głowę i spotkałam się z oślepiającym, białym, blaskiem lamp. Zasłoniłam oczy ręką, wtedy odgłosy otoczenia zaczęły do mnie dochodzić. Rozejrzałam się po trybunach, na których ludzi się przekrzykiwali lub klaskali. Nagle poczułam kogoś na moich plecach i następną osobę, i kolejną. Moje kolana nie wytrzymały tego cężaru, bez mojej zgody zgięły się powodując mój i kilku osób bolesny upadek. Sprawczyniami całego zamieszania były moje współzawodniczki, które śmiały się wesoło co chwila mnie przytulając. Zrozumiałam z tego wszystkiego tylko jedno słowo: "Wygrałyśmy", oczy prawie wyleciały mi z orbit, a uśmiech sam pojawił się na ustach. Podniosłam się szybko z przyjemnie zimnej podłogi i zaczęłam skakać w miejscu wesoło wymachując rękami. W pewnym momencie dostrzegłam JEGO, dwa błękitno- złote kryształki wpatrywały się we mnie radośnie. Skocznym krokiem ruszyłam w jego stronę, a on w moją. Zatrzymał się na skraju boiska i rozłożył ręce. Przyjęłam zaproszenie rzucając się na jego szyję pozwalając mu okręcić mnie sobie wokół własnej osi. Kiedy z powrotem stanęłam pewnie na ziemi chciałam mu coś powiedzieć, ale kiedy tylko otworzyła usta poczułam jego wargi na swoich. Przez moment nie mogłam otrząsnąć się z szoku, ale kiedy to się wydarzyło oddałam pocałunek. Całował bardzo natarczywie i zachłannie próbując jakby przejąć kontrolę nad tą sytuacją. Kiedy się od siebie oderwaliśmy łapczywie pobierając zbawienny tlen, miałam okazję przyjżeć się jego idealnym rysom twarzy. Cudownie ułożonym, blond kosmykom. Z jego twarzy nie schodził chytry uśmieszek, kątem oka zobaczyłam błysk flesza. Spojrzałam w tamtą stronę i spotkałam się z ogromną liczbą reporterów co chwila robiących zdjęcia. Nash złapał mnie za biodra i przysunął bliżej, ustawił się odpowiednio i zaczął pozować albo odpowiadać natarczywym dziennikarzom. Nie miałam ochoty na rozmowę, więc uśmiechnęłam się tylko miło do zdjęć...

 Zerwałam się szybko z łóżka, to był tylko sen. Sięgnęłam ręką do stolika nocnego próbując zlokalizować mój telefon. Zamiast niego natknęłam się tylko na jakiś pakunek. Paczka, która przyszła do mnie wczoraj ze Stanów. Musiałam zasnąć zanim ją otworzyłam, przesunęłam się na brzeg wygodnego łóżka i postawiłam bose stopy na miękkim, białym dywaniku. Wzięłam przesyłkę do rąk, powolnym, zaspanym ruchem zaczynając ją otwierać. Kiedy pokonałam niewdzięczną papierowo-foliową wartwę ochronną spostrzegłam coś ciemno brązowego. Wysunęłam tajemniczy przedmiot, okazało się, że była to ramka na zdjęcia. Odwróciłam ją w celu zobaczenia co takiego mogła zawierać i zamarłam. Moje palce po prostu przestały ją trzymać, upadła z głośnym łoskotem na ciemno brązowe, gołe panele.  

 Poszłam do łazienki aby przemyć twarz zimną wodą. Oparłam się rękami  o umywalkę i spojrzałam w lustro. Nic nadzwyczajnego, włosy w nieładzie żyjące własnym życiem, lekkie cienie pod oczami i duże oczy. Ale było coś co w tym wypadku nie powinno się tam znajdować...duży, szczery uśmiech. Nawet w oczach dało się dostrzec radosne iskierki, wszystko dzięki tej głupiej przesyłce. Wyszłam z małego, jasnego pomieszczenia i udałam się do sypialni. Olałam na moment potłuczone szkło i zaścieliłam spokojnie łóżko oraz przebrałam się. Postanowiłam, że dzisiaj ubiorę czarne, dobrze dopasowane legginsy, tego samego koloru croptop z białym nadrukiem "45" i koszulę w biało-czarną kratę, którą przewiązałam sobie na pasie. Tak przygotowana posprzątałam wszystkie odłamki zepsutej ramki, zachowałam tylko to co było w niej. Czyli wycinek z gazety po jednym z najważniejszych meczy w moim życiu, na zdjęciu byłam ja całująca się z Nashem po raz pierwszy. Nieważne jak bardzo chciałam nie potrafiłam go wyrzucić...

***

-A więc słucham! Co było aż tak ważne, że nie mogłeś mi tego powiedzieć przez telefon?- zapytałam z irytacją w głosie chłopaka siedzącego na brzegu fontanny w jednym z parków nie daleko mojego mieszkania. 

-Usiądź-poklepał ręką miejsce obok siebie- to może trochę zająć.-zmierzyłam wzrokiem białowłosego, najwidoczniej posłuchał mnie i wrócił do swojego poprzedniego koloru włosów. Po chwili dosiadłam się po jego prawej stronie, tam gdzie wskazywał.

-Streszczaj sie Haizaki, nie mam zamiaru spędzać całego wolnego dnia z tobą.- zaśmiał się fałszywie na ten komentarz, rzuciłam mu pytające spojrzenie, które zostało przez niego zignorowane.

- Pamiętasz naszą ostatnią rozmowę prawda?- pokiwałam niepewnie głową, ciekawe dokąd to prowadzi- co jeśli powiem ci, że wchodząc w ten układ będziesz mogła odegrać się na Nashu?

-Mam uwierzyć, że nagle chcesz się odwrócić od chłopaka, który to wszystko wymyślił. Nie myśl, że uwierzę w takie bzdety. Nawet jeśli to prawda, oznacza to też, że nie masz żadnego dowodu, jesli wogule go miałeś.

-Jak ci się podobała przesyłka?- zapytał kompletnie zbijając mnie z tropu.

-Nie za bardzo ją polubiłam. 

-Mhm....umowa jest dalej aktualna jeśli się namyślisz daj znać.- powiedział wstając ze swojego miejsca i odchodząc rzucając jeszcze tylko krótkie "Cześć"

Siedziałam tam jeszcze chwilę nie wiedząc co o tym wszystkim myśleć, po pewnym czasie uśmiechnęłam się do siebie. Istny człowiek zagadka z niego, ale muszę przyznać, że to może być dobra okazja....

*-*-*-*-*

Kolejne wspomnienie za nami, idą one trochę nie chronologicznie, ale mam nadzieję, że wam to nie przeszkadza. ^.^


Knb coś pomiędzyWhere stories live. Discover now