Rozdział 11

165 8 2
                                    

Do końca weekendu byłam zaskoczona i niesamowicie szczęśliwa. Nigdy nie pomyślałabym, że dziewczyny staną po mojej stronie albo raczej porzuciłam takie myśli w momencie kiedy wróciłam do Japonii wciąż z nimi nie rozmawiając. Cieszę się, że zadzwoniły i upewniły mnie komu wierzą, ale to zrzuciło na moją głowę kolejny problem...muszę znowu powiedzieć chłopakom, że wyjeżdżam i pewnie nie zobaczymy się przez bardzo długi czas. Coś czuję, że tym razem również nie zniosą tego dobrze...

Poniedziałek nadszedł z niesamowitą prędkością, a razem z nim pierwszy trening drużyny koszykówki. Na którym obiecałam czerwonowłosemu jak i Kotaro, że się pojawię. Przez wszystkie lekcje szukałam wymówki, nie chciałam im robić nadziei, niestety wszystko brzmiało śmiesznie w mojej głowie. I w taki oto sposób znalazłam się tu gdzie jestem czyli siedzącą na ławce z boku boiska do koszykówki. Cała drużyna się rozgrzewała, a ja mając dosyć ciekawskich spojrzeń odpuściłam sobie oglądanie tego cyrku i zajęłam się odrabianiem fizyki, czyli mojej zmory życiowej. Na co komu liczenie przyciągania grawitacyjnego na Marsie, to przecież nie tak, że jadę tam na wakacje czy coś. Więc ta wiedza jest mi z pewnością zbędna do dalszego szczęśliwego funkcjonowania, no ale cóż obiecałam się dobrze uczyć i nie sprawiać problemów...muszę przestać składać tyle obietnic....

-Kiedyś mnie to wszystko wykończy- westchnęłam przeciągle pod nosem kładąc głowę na rozłożony na kolanach zeszyt.

-Jak tak bardzo męczą cię lekcje to chodź z nami zagrać!- usłyszałam wesoły głos Kotaro i od razu wyprostowałam się. Chociaż chciałam nie mogłam zagrać, oni wiedzieli by wtedy, że coś jest nie tak, że nie gram pełną mocą. Nerwowo przygryzłam wargę i chwytając długopis wróciłam do pisania równań kręcą delikatnie głową.

-Nie, przepraszam muszę się tego nauczyć. Jestem trochę do tyłu z materiałem-uśmiechnęłam się delikatnie pod czujnym wzrokiem Sei'a, całe szczęście nie skomentował mojego zachowania i wrócił do treningu.

Specjalnie opuściłam salę chwilę wcześniej udając się do szafki po buty, a następnie czym prędzej opuściłam teren szkoły. Z jednej strony chciałam uniknąć spotkania z chłopakiem, do którego wciąż coś czułam, ale nie potrafiłam mu powiedzieć moich zamiarów...jeszcze nie teraz. A z drugiej przypomniałam sobie o zajęciach na basenie, które musiałam odbyć jeszcze 3 razy w tym tygodniu, łącznie z dzisiaj. Do następnej wizyty mam jeszcze tydzień, dopiero po niej będę na poważnie zabierać się do ponownego wyjazdu z kraju.

***

Dni ciągnęły się wolno, a ja wciąż nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów na pożegnanie. Dzisiejsza wizyta u lekarza zadecyduje o mojej przyszłości, nie cierpię tego uczucia...nigdy nie potrafiłam być od kogoś albo czegoś uzależniona. Czuję się wtedy jak zwierzę w klatce, odkąd pamiętam sama potrafiłam o siebie zadbać czy to w grze czy poza nią. Co prawda nikt nie uświadomił mnie o konsekwencjach nieczystych zagrań i oszustw, a ja obserwując zdesperowanych graczy na boiskach publicznych sama zaczęłam tak grać. Gdy trafiłam do gimnazjum Teiko mogłam przez jakiś czas wycofać się z takiej gry, którą teraz się brzydzę. Mając drużynę niesamowitych talentów nie miałam takiej potrzeby, wszystko szlag trafił w 2 klasie. Przeprowadzka do Stanów była dla mnie ciężka, a późniejsze odnalezienie się w grze ulicznej jeszcze gorsze. Można powiedzieć, że odzwyczaiłam się takiego stylu, to wszystko doprowadziło do przebudzenia "drugiej" mnie, która nie cierpi być podstawiona pod ścianą i zdana na łaskę innych. Nauczyłam się grać indywidualnie i rozwinęłam swoje umiejętności na tyle na ile potrafiłam. Wiedziałam, że moi przyjaciele w Japonii trenują i poszerzają swoje możliwości, wiedziałam także, że to ich niszczy chociaż wmawiałam sobie, że to nie prawda. Zawiodłam ich i zawiodłam siebie, nigdy nie posiadałam szczególnych umiejętności koszykarskich, dzięki ciężkiej pracy i wrodzonej zdolności do sportu znalazłam się tu gdzie jestem. Każdego dnia czerpałam radość z tej pięknej dyscypliny, nie chciałam tracić tych wspomnień i tego uśmiechu na twarzy. Postanowiłam wygrywać zawsze i za wszelką cenę, bo tego się wymaga od "Pokolenia Cudów", ta presja spowodowała powolne niszczenie podświadomości jednocześnie tworząc potwory sportu, których nikt nie potrafi pokonać...

 Przekroczyłam sterylnie czysty próg drzwi gabinetu lekarskiego i usadowiłam się na kozetce, po kilkunastu minutach wszystko było już jasne...

***

 Ponownie odczułam ten okropny ucisk w sercu kiedy przez jego twarz przewijały się różne emocje. Z każdym moim słowem widziałam w jego oczach coraz większe zdezorientowanie, ból oraz złość. Wszystko było tak jak tamtego dnia, kiedy oznajmiłam im, że wyjeżdżam. Wciąż nie cierpię tego przyśpieszonego bicia serca i ogarniającego poczucia winy...znowu kogoś zostawiam. Umysł nakazuje mi płakać i pogrążyć się w smutku, ale nie potrafię powstrzymać radości wywołującej uśmiech na mojej twarzy. Nigdy nie tęskniłam za moją drużyną, co prawda bardzo się ucieszyłam, gdy zadzwoniły aby wszystko wyjaśnić. Niestety wciąż pamiętam jak niechętnie przejęły mnie z początku przez moją przeszłość i jak szybko uwierzyły plotkom. Ale moje serce praktycznie chciało wyskoczyć z klatki piersiowej i odtańczyć taniec szczęście, wracam tam aby grać! Udowodnię wszystkim, że nie tak łatwo mnie pokonać, a szczególnie nie takimi ohydnie, brudnymi sztuczkami. Nareszcie mam okazję zemścić się na Nashu i jednocześnie odzyskać szacunek innych graczy.

- Cieszę się....- te słowa wprawiły mnie w osłupienie, a ja sama nie wiedziałam co ma na myśli- cieszę się, że możesz ponownie grać i mam nadzieję, że niedługo wrócisz z nami pograć.- posłał mi najszczerszy uśmiech jak umiał, uśmiech, który pamiętałam jeszcze z gimnazjum.

- Wiedziałeś!- zaśmiałam się lekko- mogłam się domyślić, że nie ukryję tego przed tobą.

- Wszyscy zmieniliśmy się od czasów gimnazjum, ale tylko kontuzja stawiająca całą twoją karierę pod znakiem zapytania byłaby powodem, dla którego odpuściłabyś możliwość zagrania w koszykówkę.- bez słowa przytuliłam go najmocniej jak potrafiłam, a po policzku popłynęła mi pojedyncza łza szczęścia.

" Wrócę....obiecuję! Ale najpierw muszę naprostować jednego gnoja..."

*-*-*-*-*

Hejka wszystkim ^^ mam nadzieję, że rozdział wam się spodoba :) Nie jest co prawda najdłuższy, ale powinien nagrodzić oczekiwanie.  Jak widać Kami wraca do USA, ale nie na długo, zbliżamy się do czasu akcji z filmu "Last Game" ^.^

Knb coś pomiędzyWhere stories live. Discover now