Rozdział 17

101 5 1
                                    

Zaczynamy maraton! :)

Siedziałam skulona na drewnianej ławce w spowitym mrokiem parku, jedynymi źródłami światła były małe latarenki, których żółte światło trochę umilało atmosferę. Nie było zimno, jednak pojawiający się od czasu do czasu chłodny wiatr powodował przelotne dreszcze. Spojrzałam już 15 raz na zegarek, ale niestety czas wciąż pozostał w tym samym miejscu. Spojrzałam w obie strony próbując wypatrzeć różowych włosów dziewczyny, ale dookoła mnie w większości była cisza. Co jakiś czas słyszałam krzyki dzieci chcące zostać jeszcze na placu zabaw i zdenerwowane głosy rodziców zmęczone całym dniem w pracy, błagające swoje pociechy o powrót do milutkiego mieszkanka. 

Biłam się z myślami, a z każdym ruchem wskazówki zegara coraz bardziej panikowałam. Czułam, że powinnam tak zrobić, ale wciąż pamiętałam treść umowy. Podpisałam ją pod przymusem ratowania swojej kariery, a teraz ograniczała ona moją wolność. W głowie pojawiła mi się wizja biegania od jednego prawnika do drugiego i szukania jakiegoś wyjścia z tej sytuacji. Chociaż doskonale wiedziałam, że jeśli zostanę nakryta zanim zemszczę się na Nashu utracę i jedyną szansę, ale także całą moją karierę, na którą ciężko pracowałam.

-Długo czekasz?- cieniutki głosik zwrócił moją uwagę, a gdy pokręciłam głową nastolatka dosiadła się obok mnie i spojrzała na mnie zdenerwowana.- Twoja wiadomość była dosyć niepokojąca.- uśmiechnęła się blado i przyjrzała mi uważnie.

-Przepraszam- zamilkłam na moment i wbiłam spojrzenie w ziemię.- Dobrze cię znowu widzieć Momoi.- posłałam jej lekki uśmiech i wróciłam do podziwiania moich ciemnych trampek.- Domyślam się, że masz już jakieś informacje o zawodnikach Jabberwocka?

-Tak, ostatni mecz dał mi dużo danych. A skoro pytasz to nie chciałaś tylko spotkać się i pogadać...Jesteś w ich drużynie?

- To skomplikowane, ale zagram w meczu przeciwko chłopakom.- Spojrzałam  na nią ze zmarszczonymi brwiami.- Ale nie możesz im o tym powiedzieć, mam dla ciebie kilka informacji, które powinny was uratować w meczu...

-Czekaj, czekaj dlaczego nie mogę im powiedzieć?- przerwała mi i wwiercała swoje różowe oczy w moje, próbując się czegoś dowiedzieć.

-Obowiązuje mnie umowa, jeśli ich zachowanie będzie dziwne lub nienaturalne...- westchnęłam przeciągle i popatrzyłam w dal, dostrzegając delikatne zarysy drzew i krzewów.- Jeśli tak się stanie mogę pożegnać się z moją karierą koszykarską już na zawsze.- dziewczyna zrobiła wielkie oczy otwierając usta.- Nie powiem ci dokładnie o co chodzi, więc nawet nie naciskaj.- Zatrzymałam ją na wdechu powietrza.

-Czyli dasz mi informacje i będę musiała kłamać jeśli będą pytać?- pokiwałam powoli głową.- Powiedz mi tylko, dlaczego to robisz skoro twoja kariera jest na szali?

-Nie wybaczyłabym sobie gdybym mogła zapobiec czemuś okropnego i nie wykorzystałabym okazji. Moją karierę zawdzięczam między innymi pokoleniu cudów, więc chcę chociaż spróbować im pomóc.

-Zgadzam się, ale po meczu musisz im wszystko wyjaśnić.- wbiła we mnie oczekujące spojrzenie.

-Po meczu nawet umowa nie uratuje tego blondasa przede mną.- uśmiechnęłam się chytrze i wyciągnęłam telefon z kieszeni pokazując przyjaciółce stare nagranie z moich potyczek jeden na jednego z Nashem. Jej oczy rosły z każdą sekundą oglądania, a czasem nawet lądowało na mnie jakby myśląc, że zaraz wybuchnę śmiechem i powiem, że to żart. Niestety, wszystko co tam zobaczyła było szczerą prawdą.(filmik będzie opisany w formie wspomnienia w następnym rozdziale :) ) Ten film był moją bronią w sprawie, którą już dawno chciałam wytoczyć chłopakowi. Mój prawnik powiedział jednak, że potrzebuję więcej dowodów niż nagrany z ukrycia filmik bez wyraźnych głosów. Te dowody planowałam zdobyć podczas meczu, specjalnie poprosiłam Nicole aby przyjechała do Japonii. Od początku pomagała mi zebrać potrzebne materiały i już niedługo to wszystko miało się skończyć.- Wyciągnij z tego wnioski, niestety nie mogę ci tego wysłać. Mam nadzieję, że pomoże ci to w czymś.- uśmiechnęłam się lekko i podniosłam się powoli z ławki.- Powinnam już lecieć i sprawdzić czy niczego nie spalili.- zaśmiałam się cicho i pomachałam różowowłosej na odchodne.

Nie byłam daleka błędu, już na korytarzu słyszałam dudniące basy muzyki. Drzwi do naszego apartamentu były lekko uchylone, a na ziemi walały się jakieś okruszki i papierki. Przygotowałam się mentalnie na opieprzenie tych pacanów, ale przecież to nie ja za wszystko płacę. Wzruszyłam ramionami i pchnęłam klejące od czegoś drzwi, zatkało mnie całkowicie już w progu. Apartament był w okropnej ruinie, a bawiący się w środku ludzie nic sobie z tego nie zrobili. Bawili się w najlepsze pijąc i tańcząc na stołach, miałam ogromną nadzieję, że ktoś przez przypadek wypadnie przez balkon. Zaczęło się we mnie gotować widząc ich robiących największą imprezę w tym stuleciu, bo złamali ducha przeciwników. Nie podobało mi się takie zachowanie, nie wiem czy przez samą niechęć do zawodników Jabberwocka czy może przez fakt, że nie których graczy japońskich znałam. 

Automatycznie skierowałam się do mojego pokoju chwytając jakąś butelkę piwa po drodze i olewając zaczepki nieznanych mi osób. Z rozmachem otworzyłam drzwi, a w moim łóżku dwójka nieznajomych zabawiali się w najlepsze. Moja furia sięgnęła zenitu, wściekła zerwałam z nich narzutę i oblałam trzymanym w ręce piwem. Nie czekając na odpowiedź udałam się do salonu gdzie szybko dorwałam wieżę stereo i odłączyłam ją z gniazdka wprowadzając względną ciszę w pomieszczeniu. Ludzie spojrzeli na mnie zirytowani, ale miałam to gdzieś. Chcą bawić się w rozpustę proszę bardzo, ale z dala ode mnie i moich rzeczy.

-Wypierdalać stąd zanim wezwę gliny i każę wam zapłacić za szkody.- wrzasnęłam na całe gardło prawdopodobnie zdzierając je na amen. Kiedy tylko kilka osób ruszyło w kierunku drzwi, posłałam wrogie spojrzenie roześmianemu tłumowi i chwyciłam telefon w ręce udając, że wybieram numer.- Halo, policja? Tak chciałabym zgłosić...- większość osób szybko ulotniła się z pomieszczenia zostawiając mnie z wściekłym Nashem, który wyrwał mi telefon i zauważając, że nie wybrałam żadnego połączenia zdenerwował się jeszcze bardziej.

-Co ty do cholery robisz?!

-Gwarantuję sobie możliwość powrotu do kraju- wysyczałam mu w twarz.- A teraz zejdziesz grzecznie do recepcji i zapłacisz za wszystkie szkody.

-Nasz pobyt już nie jest na mój koszt.-prychnął w moim kierunku oddając mi telefon.- Ten cały Aida sam zaproponował, że zapłaci za wszystko.- uśmiechnął się chytrze i upił łyka z butelki z wódką na stoliku.

-Od dzisiaj takie zabawy tylko w klubach albo już nigdy nigdzie nie zagracie.- chłopak zaśmiał się i wymienił kpiące spojrzenie z resztą.- Nie musisz wierzyć, ale mogę cię zapewni, że plotka i kilka fotek mogą ci zagwarantować długie wakacje.- zrobiłam kilka zdjęć otoczenia i uśmiechnęłam się szatańsko kierując się w stronę wyjścia.- Radzę wam zacząć sprzątać.

Skierowałam się na parter, aby chociaż częściowo pokryć koszty zniszczenia apartamentu. Nie miałam zamiaru aby mój wujek musiał płacić za idiotyzm tych gości. Pewnie nie odpuszczą i codziennie będą wybierać się do klubów robiąc istny chaos, ale przynajmniej nie będę musiała wtedy spać w burdelu.

*-*-*-*-*-*-*

Ta dam, pierwszy rozdział w moim świątecznym maratonie :) Mam nadzieję, że wam się spodobał i do zobaczenia w kolejnym już jutro ^.^

Knb coś pomiędzyWhere stories live. Discover now