Rozdział 9

211 10 6
                                    

Siedziałam na białym krześle przy białym stoliku i w białym pomieszczeniu rozmyślając nad moją wczorajszą rozmową z Haizakim, który swoją drogą był (ponownie) białowłosy. Chyba mam dosyć tego koloru już na całe życie, wracam do domu i wyrzucam każdą białą rzecz jaką mam, o szlag by to mój mundurek jest biały. Ugh wszystko przeciwko mnie.

-Zapraszam panią Sinley.-moje rozmyślenia nad tym jakże zacnym kolorkiem przerwał ubrany na BIAŁO lekarz. Wstałam z krzesła i ruszyłam za nim jednocześnie bacznie mu się przyglądając. Był to mężczyzna w średnim wieku, który zaczął już gdzieniegdzie siwieć. Był stosunkowo wysoki i miał jasną karnację, na której wyróżniały się ciemne oczy. - proszę ściągnąć buty i się położyć.- wskazał ręką na stojącą pod oknem leżankę. Wykonałam polecenie nawet się przy tym nie odzywając.

Mężczyzna bez słowa analizował moje kolano, lekarze w Kyoto serio są dziwni. Zginał je i rozprostowywał, trochę nim kręcił i inne tego typu rzeczy. Byłam zdziwiona i szczęśliwa, że nie czuję takiego bólu jak poprzednio. Jednak słowa lekarza sprawiły, że podjęłam najszybszą i chyba najgorszą decyzję w moim życiu, ale nie myślałam wtedy za wiele.

-Kolano zagoiło się dobrze i wszystko jest tak jak należy, niestety wątpię, że będzie pani mogła kiedykolwiek wrócić do treningów na profesjonalną skalę.- i w tym momencie cały świat mi się zawalił prosto na moją głowę- Na początek proszę próbować od lekkich ćwiczeń, może trochę biegów lub jakiś spokojny sport. Pływanie też jest bardzo dobre jako rehabilitacja, przynajmniej dwa razy w tygodniu. Widzimy się za 1,5 tygodnia na wizycie kontrolnej, do tego czasu proszę zbytnio nie przemęczać stawu.- niby dał mi jakąś nadzieję, ale w jego oczach widziałam powątpiewanie kiedy mówił o różnego rodzaju aktywności fizycznej. Podziękowałam i wyszłam spokojnie z gabinetu, a następnie z przychodni. To był moment, w którym obiecałam sobie, że zrobię wszystko i podejmę każde ryzyko byleby tylko wrócić do tego sportu, a raczej do ligii. Wyciągnęłam telefon i wybrałam numer, po chwili w słuchawce odezwał się głos...

-Jakże się cieszę, że....

-Zgoda- przerwałam mu- ale pod jednym warunkiem...Nash ma żałować, że wogóle się urodził i stanął mi na drodze.- mogłam spokojnie powiedzieć, że chłopak uśmiechnął się szeroko. Mało obchodziło mnie, że mogę już na stałe wylecieć z ligi przez takie zachowanie. Teraz mam ochotę tylko na zemstę.

-Czekaj na wiadomość.- nie czekając dłużej rozłączyłam się i ruszyłam do domu.

Przez większość drogi rozmyślałam jak wielki błąd popełniłam. Dawniej byłam znana z oszustw podczas meczy, sabotaży i kłamstw. Robiłam co było trzeba żeby wygrać, po czasie moje umiejętności były na tyle dobre, że nie musiałam tego używać. Jednak stare nawyki ciężko zmienić, szczególnie kiedy jest się z tego na prawdę dobrym. Zaczęłam sprzedawać moje usługi, zawodnicy płacili mi za różnego rodzaju "przysługi". Nie przeszkadzało mi to i nikt nie potrafił mi udwodnić winy, chociaż było jasne, że to moja robota. W taki sposób ludzie zaczęli się mnie bać, w USA biłam wszystkich na głowę. Wiadomo, że zwalali to na moje oszustwo. Prawdę znałam tylko ja i mi to wystarczało. Po kontuzji nie mogłam wygrać nawet za pomocą tanich sztuczek, dlatego dostałam ksywkę "Upadłego anioła". Ponoć druga część nazwy wywodziła się z mojego jakże cudownego i niezwykłego stylu gry. Nie jestem zbytnio pewna czy to prawda, ale nigdy też nie kwestionowałam tej plotki. Nie cierpiałam i dalej nie cierpię tego przezwiska, byłam obrażana na rózne sposoby i nigdy mi to nie przeszkadzało...ale to za bardzo przypominało mi o moim wypadku. Nie ma dnia żebym się nie zastanawiała czy jeśli grałabym według zasad od początku ludzie uwierzyli by, że to Nash stoi za wszystkim?! Tego nie wiem, ale wątpię żeby ktokolwiek posądził syna ważnego urzędnika, którego wszyscy uwielbiają, o coś tak okropnego. Ech, karma wraca, jak to mówią.

***

Usadowiłam się na wygodnej kanapie z kocykiem i kubkiem gorącej czekolady. Nacisnęłam mały, czerowny guzik na pilocie i z telewizora robłysło światło. W kompletnej ciszy skakałam po kanałach szukając czegoś ciekawego, po paru minutach stwierdziłam, że japońskie stacje nie puszczają obecnie nic ciekawego. Spojrzałam na zegarek 20:07, w Stanach jest teraz koło 7 rano czyli pora na "Good Morning America". Sprawdźmy co się tam dzieje, może dowiem się jak idzie dryżunom podczas play-off'ów. Przełączyłam na kanały amerykańskie i szybko odszukałam ABC. Jak na zawołanie na ekranie pojawiły się głowy prezenterów, odłożyłam pilota i wsłuchałam się w reportaże.

-Duży spadek cen.....premiera filmu z.....- westchnęłam przeciągle i upiłam duży łyk mojej czekolady.- Sprawdźmy co słychać po wczorajszym, wygranym meczu Jabberwocka z reprezentacją Francji.- nareszcie coś ciekawego w tej telewizji.-Oddaję głos do naszego reportera Tom'a.

-Dziękuję ci Ellie- przekręciłam oczami ile można ględzić o niczym- jest ze mną właśnie niesamowity kapitan Jabberwocka, Nash Gold Junior.- ścisnęłam mocniej kubek i posłałam groźne spojrzenie pojawiającemu się na ekranie blondynowi.- Spodziewałeś się takiego wyniku meczu?

-To było oczywiste, że zwyciężymy. Żadne bezwartościowe małpy nie mają z nami szans.- powiedział dumnie, patrząc prosto w kamerę.

-No tak oczywiście- reporter najwidoczniej nie spodziewał się takiej odpowiedzi- nasi widzowie są bardzo zainteresowani sytuacją pomiędzy tobą a Kamillą Siney?- mogłam spokojnie dostrzec, że chłopak lekko się spiął na to pytanie, ale nie okazał swojego zirytowania. Jego wzrok widoczny na ekranie był zimny i złowieszczy, miałam wrażenie jakby patrzył prosto w moje oczy. Na samo wspomnienie tych lodowatych tęczówek przeszedł mnie delikatny dreszcz. Wzięłam kolejny łyk napoju i czekałam na jego odpowiedź.

- A co ma być?- jego głos był gardłowy i groźny- Ona jest, za przeproszeniem...

-Sprawiaj sobie wrażenie dobrze wychowanego ty patafianie jeden- rzuciłam oskarżycielsko w stronę Nasha i dokończyłam moje picie.

-bardzo zdesperowaną szmatą, która chciała wznieść się wyżej dzięki mojemu nazwisku.- i tak oto cała czekolada wylądowała na panelach przede mną...

*-*-*-*-*
Hejka ^°^ tak oto wygląda następny rozdział. Przepraszam, że tak długo nie dawałam znać, ale miałam mnóstwo spraw na głowie i nie było kiedy się za to do końca zabrać.

Knb coś pomiędzyWhere stories live. Discover now