Epilog

145 8 0
                                    

Z okazji moich 24 urodzin przyjechałam do Japonii aby pobyć trochę z dawnymi znajomymi i dowiedzieć się jak mijały im ostatnie lata. Wszyscy skończyliśmy już liceum, a część nawet i studia. Ja byłam w trakcie robienia mojej kariery koszykarskiej, razem z Nicole pozostałyśmy wierne naszemu trenerowi do końca. W podzięce za wszystko co dla nas zrobił udało nam się zdobyć tytuł mistrzowski dwa lata z rzędu. Zadowolone z naszego życia odpuściłyśmy sobie możliwą naukę na uniwersytecie, a w wakacje dorabiałyśmy na obozach sportowych ucząc dzieciaki podstaw gry koszykarskiej. 

Razem z nami na lotnisku wysiadł Kagami, który około trzy lata temu przyjął propozycję gry dla profesjonalnej drużyny. Porzucił studia i bezpieczną przyszłość stawiając wszystko na swoje marzenie, pomagałyśmy mu odnaleźć się w nowej rzeczywistości, ale nawet bez nas świetnie dawał sobie radę.

Spotkaliśmy się w jego dawnym mieszkaniu, które nie sprzedał specjalnie na takie okoliczności. Pierwszy przybył Akashi, ubrany niesamowicie elegancko, przejął część udziałów firmy jego ojca i studiował na jednym z najlepszych uniwersytetów w Japonii. Nikogo nie zdziwił fakt, że uchodził tam za najlepszego ucznia, jego kariera jako były kapitan pokolenia cudów zyskała mu zaproszenie do gry w drużynie studenckiej. Chociaż, jak sam podkreślał robił to tylko i wyłącznie hobbistycznie, wciąż bardzo kochał tą grę i uwielbiał rywalizację na zawodach. 

Niedługo po nim przybyli Kise i Kuroko, obaj oddali się własnym karierom zostawiając koszykówkę jako miłe wspomnienie. Ryota zajął się na poważnie swoją karierą modela, podpisując umowy na całym świecie. Kilka razy spotkałyśmy go również w Stanach na pokazach mody, zawsze wysyłał mi i Nicole specjalne zaproszenie za co byłyśmy mu niesamowicie wdzięczne. Tetsu natomiast otworzył mały sklepik niedaleko naszego gimnazjum i prowadził spokojne życie. Brakowało mu Taigi, z którym kontakt ograniczał się do rozmów wideo. Całe szczęście miał Momoi i Aomine niedaleko, którzy pozostali w Tokio i utrzymywali rutynę cotygodniowych spotkań z niebieskowłosym.

Zielonowłosy okularnik przybył jak zawsze ze swoim Oha Asa na dłoni, co tym razem okazało się żółtym bryloczkiem w kształcie kaczki. Chłopak również odpuścił sobie grę zawodową, po mimo wielu propozycji, oddał się swoim studiom na kierunku ścisłym. Całkowicie pochłonięty nauką nie zapomniał o zawodach uniwersyteckich, na których co sezon mierzyli się z Seijuro. Prześcigali się kto zdobędzie więcej zwycięstw, za każdym razem jeden sezon należał do Midorimy a drugi do Akashiego. Żadnemu z nich to nie przeszkadzało, przynajmniej wciąż mogli mierzyć się na boisku i wpsominać dawne czasy. Czasem również spotykali się poza zawodami razem z resztą grając na boisku w parku.

Fioletowowłosy przybył z zapasem słodyczy wyprodukowanym przez jego firmę, od razu po skończeniu liceum zainwestował w zakład cukierniczy, który z czasem zaczął przynosić coraz większe zyski. Obecnie posiada kilka fabryk na wszystkich wyspach japońskich, a ich sprzedaż jest importowana do prawie każdego zakątka świata. Nigdy bym nie pomyślała, że jego ogromna miłość do słodyczy może przerodzić się w prawdziwe cukierkowe imperium. Murasakibara tworzył coraz to ciekawsze i dziwniejsze smaki, które zaskakująco przypadały dzieciom oraz dorosłym do gustu.

Jak zawsze spóźniony Daiki, ciągnięty przez Momoi, pojawił się jako ostatni. Chłopak przyjął propozycję gry w reprezentacji kraju jeszcze w liceum całkowicie olewając naukę, prawdopodobnie gdyby nie Satsuki nigdy nie skończyłby szkoły średniej. Do dzisiaj wypominam mu ten fakt, ale jednocześnie cieszę się, że chłopak robi karierę i rozwija swoje umiejętności przeciwko niesamowitym graczom. Po jakimś czasie zaproponował Satsuki jako menadżerkę zespołu i ku zdziwieniu wszystkich trenerzy nie mieli przeciwko temu żadnych obiekcji, różowowłosa miała niesamowite umiejętności analizowania przeciwnika i potrafiła przewidzieć ich grę. Jednocześnie dodatkowym bonusem było trzymanie Aomine w ryzach, dzięki czemu nikt nie miał problemów z jego niesubordynacją i lenistwem. 

Wszyscy spotykaliśmy się w osobnych grupach co parę tygodni co najwyżej miesięcy, jednak takie spotkania odbywały się zazwyczaj co kilka lat. Kiedy była jakaś okazja do świętowania, jak na przykład sukces w karierze poszczególnych osób, pozostali rzucali wszystko i przybywali na spotkanie. Miło było wiedzieć, że nasz kontakt nie upadł całkowicie, a każde spotkanie musieliśmy zakończyć długą rozgrywką w koszykówkę na naszym ukochanym miejskim boisku.

KONIEC!!

*-*-*-*-*-*-*

Dotarliśmy do końca, jeszcze raz dziękuję wszystkim za wytrwałość przy tej książce i cierpliwość do mnie. ^.^

Zapraszam na kolejną książkę, która swoją premierę będzie miała już 20 kwietnia :)

Knb coś pomiędzyOnde histórias criam vida. Descubra agora