Rozdział 10

811 74 15
                                    

Siedziałem tak, wpatrując się przed siebie, dopłóki nie usłyszałem cichego westchnięcia. Kobieta spojrzała na mnie. - Ty znasz na pewno znasz prawdę. Zauważyłam dziś na jego ręce bandaż. I troche widać było... Pewne rany - powiedziała mama Andy'sia, przygryzając wargę. Lekko zpiąłem się na słowa kobiety, bo nie wiedziałem co jej powiedzieć.

- Bo... tak Andy się ciął przez to, że czuł się źle w swoim domu. Kiedy się poznaliśmy to to zauważyłem i próbowałem mu pomóc. Przez te kilka dni tego nie robił, ale dzisiaj... - urwałem, bo nie wiedziałem co powiedzieć.

- Oh... Ale dlaczego on mi o niczym nie powiedział - odparła głosem pełnym bólu.

- On bał się reakcji pani i swojego ojczyma - powiedzialem cicho, spoglądając na kobietę.

- Dziękuje, że mu pomagałeś. Naprawdę dobrze wpływasz na mojego syna. Widzę to. Jestem szczęśliwa, że mój syn znalazł tak cudowną osobę - lekko się uśmiechnęła.

- Nie jesteśmy razem - powiedziałem uśmiechając się lekko.

- Ale jest coś pomiędzy wami. Widać to gołym okiem. Widać, jak patrzysz na Andy'ego i jak on na ciebie patrzy. Jak się nim przejmujesz. Pierwszy wybiegłeś za karetką. Nie bój się wyznać mu tego co czujesz. Nawet jeśli tego nie odwzajemni to warto spróbować...

- Ryan - dokończyłem i uśmiechnąłem się lekko na słowa kobiety.

- Ryan śliczne masz imię. Jeśli chcesz, mów do mnie mamo, ale nie przy Andy'm, bo się zorientuje, a chyba chcesz powiedzieć mu o tym sam - puściła do mnie oczko. A ja się zaśmiałem.

- Tak. Dziękuję pani - spojrzałem na nią, a ona spiorunowała mnie wzrokiem. - Um to znaczy mamo - zaśmiałem, się, a kobieta zrobiła to samo.

Po chwili z sali wyszedł lekarz, więc podszedłem do niego, razem z mamą Andy'ego.

- Dzień dobry. Jestem chłopakiem Andy'ego. To jego mama - pokazałem na kobietę, która przytaknęła. - I co z nim? - spytałem, patrząc wyczekująco na mężczyznę.

- To nic poważnego. Tylko złamany nos i skrecona kostka. Ale bardziej niepokoi mnie jego ręka - spojrzał dziwnym wzrokiem na kobietę.

- Panie doktorze. Sama o tym wszystkim nie wiedziałam, bo Andy dobrze to ukrywał. Robił ro przez presję wywołaną wśród społeczeństwa i... nieciekawą sytuacje w domu. To właśnie dlatego tu trafił - powiedziała, nie odrywając wzroku od podłogi.

- Jak najbardziej rozumiem cała tą sytuacje, ale myślę, że bedziemy musieli skierować pani syna na oddział psychiatryczny.

- Ale Andy'emu nic nie jest! Nie róbcie z niego psychopaty kurwa! - nie kontrolując emocji wydarłem się na mężczyznę.

- Proszę pana my nie chcemy zrobić z tego chłopaka psychopaty. Myślę, że przydałoby mu się porozmawiać ze specjalistą chociaż raz w tygodniu, aby zaradzić coś i przede wszystkim by już nigdy się to nie powtórzyło - poprawił swoje okulary.

- Ryanek ja myślę, że to dobry pomysł. Wszyscy chcemy dobrze dla Andy'ego, a psycholog bardzo może mu pomóc poradzić dobie z tym wszystkich - kobieta zwróciła się do mnie. Zamyśliłem się chwilkę.

- Dobrze. Możemy do niego wejść? - spytałem.

- Oczywiście, tylko lepiej go niczym nie stresować, bo chłopak musi odpoczywać. Radzę też jeszcze nie mówić mu o psychologu i naszej rozmowie. I oczywiście nic na siłę. Jeśli zdecyduje sie nie chodzić do psychologa, to proszę nie naciskac na niego, tylko coraz bardziej do tego przekonywać, ponieważ może to wywołać u niego większą presje.

- W takim razie bardzo dziękujemy - powiedziałem do odchodzącego lekaeza i wszedłem do sali, na której leżał blondynek. Od razu gdy usłyszał otwieranie drzwi oderocił głowę w moją stronę. Na jego twarzyczce od razu pojawił się uśmiech.

- Rye... - powiedział cicho, wyciągając do mnie ręce, bym go przytulił. Podszedłem do jego łóżka, pochylając się nad nim i delikatnie go objąłem.

- Cześć słodziaku. I jak sie czujesz?  - spytałem, ale chłopak nie odpowiedział mi, gdyż w tej samej chwili zauważył swoją mamę stojąją za mną.

- Jak wy uroczo razem wyglądacie... Hej kochanie - uśmiechnęła się do blondynka, który chyba nie wiedział co tu się dzieje, lekko zarumieniony. Uśmiechnąłem się i puściłem miodowowłosego i odsuwając się od niego, by mama mogła się z nim przywitać.

- Wszystko dobrze synku? Nie boli cie nic? - spytała łapiąc jego dłoń. Chłopak od razu podniósł się delikatnie do siadu.

- A-Ale... mamo... - w jego oczach pojawiły się łzy.

- Już będzie wszystko dobrze tak? Już nie ma tego idioty - powiedziała, wtulając się w blondyna. Uśmiechnąłem się na ten widok. - Ryam o wszystkim mi powiedział. Andy j-ja tak bardzo cię przepraszam... Nie zauważałam w ogóle jaką krzywdę robi nam ten facet. I jaką robię ci ja... - powiedziała płacząc cicho.

- Nigdy nie zrobiłaś mi krzywdy. Kocham cię mamo.. - powiedział, wtulając się bardziej w kobietę, a po jego policzkach pociekło kilka łez szczęścia.

- No chodź kochanie - powiedziała kobieta, pokazujac gestem, abym też się przytulił. Zaśmiałem cicho się na to jak mnie nazwała i po chwili też się w nich wtuliłem. Jak uroczo...

Oderwaliśmy sie od siebie po dłuższej chwili. Spojrzałem na kobiete, a później w oczy Andy'ego, uśmiechając się.

- Odpoczywaj słonko - powiedziałem cicho, odgarniając grzywkę blondyna na bok, ponieważ wchodziła mu lekko w oczy. Uśmiechnąl sie do mnie i ponownie położył głowę na poduszce.

- Kiedy stąd wyjdę? - zapytał cicho.

- Lekarz mówił, że niedługo. W końcu na szczęście nic poważnego ci się nie stało  - jego mama odpowiedziała, uśmiechając sie do niego.

- A... Czy on mówił coś... o moich ranach? Wkońcu je zauważył  a pielęgniarki zmieniały mi opatrunek. - zapytał. Momentalnie spiąłem się, przygryzając wargę i spojrzałem niepewnie na kobietę.

______________________________________

Ostatni rozdział maratonu. Tak. Wiem, że ten maraton był krótki, ale troszkę weny i czasu mi uciekło.

Mam nadzieję, że się podobało. Możecie pisać co myślicie ^^

Next w przyszłą środę jeśli się wyrobię xD

Miłego wieczoru! ^^

| You're My Happiness | RandyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz