Rozdział 17

459 39 5
                                    

Wszedłem przez drzwi szkoły i rozejrzałem się ukradkiem. Byłem gotowy na wszystko. A to wszystko dzięki Robbiemu. On przygotował mnie psychicznie na dzisiejsze przyjście do szkoły i co najważniejsze - na rozmowę z Andy'm.

***

Podszedłem do szatni. Dziś wszystko było inaczej. Przynajmniej inaczej niż zaplanowaliśmy. Nigdzie nie znalazłem blondyna, wszyscy parzyli na mnie jak na śmiecia, nie mogłem skupić się na lekcjach... Chyba nigdy nie doświadczyłem czegoś takiego.

Nie było go w szkole przeze mnie. To było jasne. Więc jeśli ja to zniszczyłem, teraz ja muszę to naprawić.

Ubrałem bluzę, po czym skierowałem się do wyjścia. Poczułem palący wzrok na sobie, więc spojrzałem kątem oka na chłopaków stojących przy samochodzie. Oczywiście. Westchnąłem i zacząłem iść w stronę domu Fovvs,a. Nie miałem innej opcji...

Po niedługim czasie znalazłem się pod szarym mieszkaniem. Chwilkę się wahałem, lecz przezwyciężyłem stres i zapukałem w drzwi. Poczekałem chwilę i oczywiście drzwi otworzyła mi jak zawsze uśmiechnięta pani Fowler.

- Oh dzień dobry Rye. Zgaduję, że przyszedłeś z notatkami dla Andy'ego. Proszę weź - a więc Andy symuluje chorobę... Niezłe zagranie blondasku. Żeby twoja mama znała prawdę...

- Jasne - uśmiechnąłem się lekko do kobiety. - Mogę go niego iść?

- Oczywiście. Tylko... Ostrzegam, że na prawdę nie jest z nim najlepiej... - pani Fowler westchnęła cicho.

- Um dobrze. Dziękuję - powiedziałem i szybko wszedłem po schodach na drugie piętro. Stanąłem przed drzwiami chłopaka. Wziąłem głęboki wdech i wydech, po czym delikatnie zapukałem w drzwi.

- Otwarte - usłyszałem cieniutki, lekko zachrypnięty głosik, więc uchyliłem delikatnie drzwi. Chłopak leżał na łóżku odwrócony plecami do drzwi, więc, wszedłem powoli i podszedłem do niego.

Zdziwiłem się lekko, na widok trzęsącego się lekko, tulącego mocno kocyk blondyna. Jego powieki były mocno zaciśnięte i co chwile pociągał nosem. Czyli jednak nie kłamał... Jego stan rzeczywiście był fatalny.

- A-Andrew... - szepnąłem cicho i usiadłem na materacu obok, kładąc dłoń na jego, jak się okazało, zimny policzek. Chłopak wzdrygnął się, od razu podnosząc do siadu i zerkając mi w oczy. Zmarszczyłem delikatnie brwi ze smutku.

Chłopak miał jeszcze bledszą skórę niż zazwyczaj, co do tej pory wydawało mi się niemożliwe i cały drżał. Spojrzałem w jego oczy i szepnąłem ciche:

- Przepraszam...

Blondyn nic nie odpowiedział, tylko patrzył w moją twarz zły, zawiedziony i trochę... wystraszony? W każdym bądź razie jego spojrzenie było bardzo enigmatyczne. Siedzieliśmy i patrzyliśmy na siebie dobre kilka, może kilkanaście minut, jednak dla mnie trwało to dłużej niż wieczność. Kiedy zauważyłem, że oczy młodszego już dawno się zaszkliły nie wytrzymałem.

- A-Andy. Nie płacz. Ja... Naprawdę cię przepraszam - położyłem dłoń na tą drżącą chłopaka, lecz on od razu ją zabrał.

- I co mi kurwa po twoich jebanych przeprosinach?! Myślisz, że to wystarczy i już znów będę naiwny biegał za tobą przez cały czas?! No to się kurwa pomyliłeś! N-Nie dotykaj mnie - po jego policzkach popłynęły łzy. - Jesteś dupkiem Beaumont - nim zdążyłem zareagować poczułem lekkie pieczenie na policzku. - Wypierdalaj z mojego życia - warknął, pokazując palcem w stronę drzwi.

- Ale daj mi to wyt...

- Tam są drzwi - syknął, tym samym przerywając moje zdanie. Wiedziałem, że nie ma sensu z nim dyskutować, a tym bardziej nie chciałem go denerwować, ze względu w jakim jest stanie. Westchnąłem i powstrzymując łzy wstałem i podszedłem do drzwi. Złapałem za klamkę, bijąc się z własnymi myślami. W końcu znów odwróciłem głowę w stronę Andy'ego.

- To wszystko to nie tak jak myślisz... i to co zrobiłem było zwykłym impulsem. Nawet nie znam tej laski.  Wiesz, czemu unikałem cię przez te dni? Bo nie rozumiem tego. Nie rozumiem co jest pomiędzy nami. Boję się uczucia, którym cię darze. Myślałem, że jeśli rzeczywiście będę cię zlewał to zapomnę. Teraz wiem, że to tak nie działa - zaśmiałem się cicho przez łzy. - Przez ten cały spór wiem jedno. Kocham cię Andrew - powiedziałem to wszystko, co leżało mi na sercu. Spojrzałem jeszcze raz na zdziwionego tym wszystkim blondyna, po czym odwróciłem się i wyszedłem. Szybko skierowałem się na korytarz i założyłem buty. - Do widzenia pani Fowler - szepnąłem, chodź kobiety nawet tu nie było i starłem łzę, swobodnie spływającą mi po policzku. Opuściłem mieszkanie.

***

Wróciłem jak najszybciej do domu. Wiedziałem, że zjebałem. Po całości.

Nieprawdopodobne jest to jak szybko, nawet najmniejszym błędem, przewinieniem możemy zniszczyć wszystko. Nawet stracić najważniejszą osobę. Zepsuć najpiękniejszą relację, zniszczyć więzi...

Nie wiem nawet kiedy znalazłem się w ramionach brata, rozpłakując się jak małe dziecko...

______________________________________

A więc tak... KONIEC.

Chciałabym podziękować wam za wszystko. Za to, że wspieraliście mnie z tą książką i że czytaliście ją. Wszystko musi się kiedyś skończyć.

Możecie powiedzieć mi jak wrażenia i czy chcecie, abym napisała coś jeszcze. Mam pełno pomysłów ^^

Miłego dnia 😘

                                               ~Karolcia 🖤




































NIE NO XD






























ŻARTUJĘ XD























TAK ŁATWO SIĘ MNIE NIE POZBĘDZIECIE XD






















OCZEKUJCIE ROZDZIAŁU ZA TYDZIEŃ, A MOŻE JESZCZE W TYM? 😏

                            ~Okropny człowiek 🖤

| You're My Happiness | RandyDonde viven las historias. Descúbrelo ahora