14

2.5K 83 0
                                    

Jest dwadzieścia minut po czternastej. Gdy wróciłam domu i była godzina trzynasta pięćdziesiąt szybko musiałam się przebrać w inne ubrania, ponieważ w pracy miałam mały wypadek. Teraz siedzę na kanapie w salonie, gapiąc się tępo w czarny ekran wyłączonego telewizora. Mówił, że będzie o czternastej ale się spóźnia. Wstałam mamrocząc pod nosem wyzwiska skierowane w stronę Thomasa przez to, że mnie wystawia. Wyszłam przed dom, po czym wyjęłam klucze z kieszeni i zamknęłam drzwi. Rozejrzałam się szukając jakichkolwiek oznak, które mogłyby świadczyć o tym, że chłopak się zaraz zjawi. Jednak nic na to nie wskazywało. Z cichym westchnieniem zaczęłam iść przed siebie. Wyjęłam z tylnej kieszeni spodni telefon i wybrałam numer do chłopaka. Nie odbierał. Pięknie, a potem się dziwisz, że nie masz zaufania do drugiej osoby skoro cię oszukuje i wystawia do wiatru. Pięć minut później, kiedy sobie tak szłam leśną drogą w zaroślach coś się poruszyło. Natychmiast się zatrzymałam i patrzyłam w tamtą stronę jak zahipnotyzowana. Nie mogłam się w ogóle ruszyć. Za kilka sekund zapewne z tamtych krzaków wskoczy jakieś dzikie zwierzę i się na mnie rzuci. Niewyobrażalne było moje zdziwienie, kiedy zamiast ujrzenia dzikiej bestii moim oczom ukazał się Thomas. Chłopak oddychał ciężko, a gdy na mnie spojrzał uśmiechnął się lekko.

- Thomas, co ty tutaj robisz? – zapytałam, marszcząc brwi.

- No miałem po ciebie przyjść.

- No to akurat wiem, ale czemu nie przyjechałeś samochodem?

- Bo się zepsuł... - powiedział szybko na jednym wdechu, i przetarł sobie dłonią czoło.

- No ok...

- Przepraszam za spóźnienie, ale nie mogłem szybciej tu dotrzeć.

- Biegłeś?

- Kilkadziesiąt metrów. Chciałem zdążyć... – skinął głową.

- Coś ci nie wyszło. – mruknęłam, uśmiechając się krzywo i zerknęłam na telefon, gdzie widniała godzina.

- Wybacz.

- Dobra nie przepraszaj mnie już. Zdarzyło się nic nie szkodzi.

- No dobra.

- To co idziemy?

- Ta, chodź. – mruknął, wracając w zarośla.

- Mamy iść przez te chaszcze? Żartujesz sobie prawda? – stanęłam dwa kroki przed rozłożystymi małymi drzewami, na których były setki zielonych liści i nic nie było za nimi widać.

- A co boisz się? – usłyszałam jego głos z oddali.

- Nie!

- No to chodź.

Pokręciłam głową i przedarłam się przez zasłonę z małych drzewek. Przez następne kilka metrów trudno mi się szło ponieważ, przy samej ziemi rozpościerał się dywan z krzewów dzikiej jeżyny. Kolce tej wspaniałej rośliny ciągle mi się przyczepiały do nogawek spodni i wbijały w skórę, a to nie było przyjemne.

- Znalazł sobie drogę na skróty. – wymamrotałam pod nosem.

Po wydostaniu się z tej pułapki dogoniłam szybko Thomasa bo byłam za nim daleko w tyle. Szliśmy przez las z dwadzieścia minut co jakiś czas wymijając drzewa i zmieniając kierunek. Matko boska, jak on pamięta drogę do domu robiąc takie zawijasy? Ja to bym się zgubiła po pierwszych dziesięciu minutach. A już na pewno bym nie wróciła do domu, gdyby mnie teraz tu zostawił. Do moich uszu dobiegł odgłos płynącej wody. Pewnie gdzieś niedaleko płynie jakaś rzeczka. I tak jak myślałam, tak też było, ponieważ kilkanaście metrów dalej zatrzymaliśmy się przed dość szeroką rzeką. Zauważyłam, że zatrzymaliśmy się przy jakimś przewalonym drzewie, które znajdowało się centralnie nad rzeką. Chciałam zapytać blondyna, którędy mamy teraz iść lecz kiedy ujrzałam jak wchodzi na to drzewo, by przejść na drugą stronę to mnie normalnie zatkało.

- Żartujesz sobie prawda? – zapytałam chłopaka, który przemieszczał się teraz na drugą stronę.

- Nie.

- Nie przejdę po tym, drzewo nie ma kory i zapewne jest cholernie śliskie.

- Oj, nie przesadzaj. Ja jakoś przeszedłem i nic mi się nie stało. – odezwał się chłopak stając po drugiej stronie.

- Bo ty pewnie przechodziłeś po tym setki tysięcy razy.

- Nie no aż tyle to nie. – zaśmiał się.

- No ale przechodziłeś, a ja nie.

- Dobra, skończ gadać i chodź.

- Nie ma mowy.

- Bo cię tu zostawię i będziesz musiała sama wracać.

- Nie zrobisz tego.

- Chcesz się przekonać? – postawił kilka kroków w tył.

- Nie.

- No właśnie, więc nie marudź i chodź.

- Ugh, mówię ci od razu, że spadnę. – powiedziałam i weszłam na pień drzewa, po czym zaczęłam się powoli przemieszczać na drugą stronę.

- Dobrze ci idzie, jeszcze trochę.

- Zamknij się. – powiedziałam zestresowana.

- Małe kroczki właśnie tak.

- Trzepnę cię zaraz! – spojrzałam w jego stronę z nienawiścią.

- Nie zrobisz tego.

- A właśnie, że zrobię! – krzyknęłam.

- Nie denerwuj się, złotko złość piękności szkodzi.

- A zasadził ci ktoś kiedyś kopa w dupę? – warknęłam.

- Nie, a wiesz co?

- Co?

- Stoisz już na brzegu.

Zamrugałam i rozejrzałam się. Faktycznie stałam na ziemi po drugiej stronie, nawet nie wiem kiedy to się stało. Spojrzałam w stronę chłopaka, lecz on już ruszył przed siebie. Zemszczę się kiedyś na nim. Mam tylko nadzieję, że w drodze powrotnej nie będziemy iść przez las.

♡♡♡

Słowa: 797

Opublikowanie: 20-03-2019 r. 

AgnesWhere stories live. Discover now