8 (III)

86 9 7
                                    

Zrozumiał od razu, o co chodziło. Chciał nawet, jak na dobrego ojca przystało, zrobić to za mnie, ale nie mogłam na to pozwolić. Mój los potoczył się tak a nie inaczej i musiałam sprostać nawet tym najtrudniejszym zadaniom. Odwlekałam to jak tylko można było i leciałam z najmniejszą prędkością, na jaką mogłam sobie pozwolić. Próbowałam przekonać moją wyobraźnie, żeby wykreowała obraz tego, co powiem, co zrobię i czy w ogóle będę w stanie poruszyć ustami. Do ich mieszkania dostałam się przez okno, natychmiast przystanęłam czując tylko smutek i rozpacz Lany, która siedziała, a raczej leżała pod ścianą. Była bledsza od niej, włosy miała w kompletnym nieładzie, makijaż spłynął wraz ze łzami, na które nie miała już siły. Czułam zapach krwi i starałam się za wszystkich sił nie płakać. Podeszłam do niej ostrożnie i ukucnęłam, podniosła na mnie wzrok powoli i z trudem.

– Lana – wykrztusiłam. – Tak bardzo mi przykro. Wiesz, że tego nie chciałam i nie miałam na to żadnego wpływu. – Spuściłam wzrok.

Popatrzyła na mnie, będąc cały czas w szoku, chyba nie rozumiała do końca, co się dzieje. Chciałam coś jeszcze dodać, ale w tamtym momencie coś, a raczej ktoś rzucił się na mnie i zaczął mnie dusić. Rozpoznałam głos, należał do Daniela, ale nigdy nie słyszałam, żeby był tak bardzo wściekły, a wynikało to tylko z jego rozpaczy.

– To wszystko twoja wina! Gdybyś mi tego nie powiedziała, na pewno nic by się nie stało! – krzyczał i dusił mnie coraz mocniej.

– Daniel proszę – próbowałam powiedzieć. – To nie moja wina! Wyrządzona została wam dzisiaj wielka krzywda, nie zmuszaj mnie, abym musiała ją jeszcze teraz wyrządzić tobie.

Tak, walka boginki przeciwko herosowi, powinnam mieć przewagę, ale było zupełnie na odwrót. Danielem kierowały czyste emocje i chęć zabicia mnie, chociaż generalnie to nie jest możliwe, a ja nie chciałam wyrządzić mu żadnej krzywdy. Jeżeli nie puści mnie w ciągu kilku sekund, będę musiała użyć swojej mocy, pomyślałam.

– Daniel przestań. – Usłyszeliśmy nagle i zamarliśmy, zerknęłam kątem oka na Lanę, która wypowiedziała te słowa.

– Co?! – zdziwił się syn Apolla. – Przecież to jej wina!

– Puść ją – powiedziała bardziej zdecydowanie. – Zarzuca mi się głupotę, bo jestem córką Afrodyty, ale rozumiem lepiej niż ty, działanie naszego świata.

Mój były niechętnie mnie puścił i pozwolił podejść do swojej dziewczyny, sam usiadł na kanapie i ukrył twarz w dłoniach.

– Lana, tak mi przykro – wyszeptałam raz jeszcze.

– Wiem – odpowiedziała córka Afrodyty zamykając oczy, po jej policzkach popłynęły pojedyncze łzy.

Rozejrzałam się i sięgnęłam po duszę ich nienarodzonego dziecka, która krążyła obok, był to po prostu obłok materii, z której tworzą się duszę. Przytuliłam go do siebie i wyszeptałam – Przepraszam, że zabieram cię o wiele za wcześnie od rodziców, gdyby to ode mnie zależało, zostałbyś z nimi na dłużej.

Lana patrzyła na mnie, wyczytałam z jej twarzy prośbę. Nie widziała tego obłoku, więc delikatnie zbliżyłam go do jej twarzy i wskazałam dokładnie, gdzie się znajduje. Pożegnała się z nim czule, jakby układała go do snu i powtarzała, co chwila, że go kocha. Łamało mi to serce, ale nie mogłam nic zrobić, kompletnie nic.

– Jak chcieliście dać mu na imię? – zapytałam.

– Will albo David, nie byliśmy do końca zdecydowani – odpowiedziała, uśmiechając się delikatnie, jakby to ona próbowała mnie pocieszyć a nie ja ją.

Córka ŚmierciWhere stories live. Discover now