15 (III)

80 7 0
                                    

Dwa dni i trochę, tyle mi zostało zanim rozpęta się kolejne piekło dla Obozu. Nie powiem, żeby to szczególnie dobrze wróżyło mojej karierze Dyrektorki. Nawet Dionizos tak źle sobie z tym wszystkim nie radził. Leciałam z bliźniakami przez prawie całą noc, aż dotarliśmy nad ranem do adresu wskazanego przez Kamila. Znaleźliśmy się w małym miasteczku w Kalifornii. Miałam przeczucie, że Patricka tam nie zastanę. Guy zapukał do mieszkania, ale nie doczekał się nikogo w drzwiach.

– I co teraz? – zapytał Rémi.

– Dajcie mi chwilę – poprosiłam i zaczęłam gorączkowo myśleć. Patrick nie lubił nigdy opowiadać o swojej byłej, więc trudno mi było wpaść na chociażby najmniejszy pomysł, gdzie on mógłby się podziewać, a z nim pewnie była ona. Im dłużej myślałam o moim byłym, ale nadal ukochanym miałam wrażenie, że wiem gdzie mam iść, skupiłam moją uwagę tylko na jego osobie. – Ten jeden raz jestem wdzięczna, za tą więź – powiedziałam może trochę zbyt głośno, bo moi młodzi towarzysze spojrzeli na mnie pytającym wzrokiem.

Pogoniłam ich trochę i wróciliśmy do pegazów. Może i strajkowały, ale chyba była zadowolone z tego, że wyrwały się na jakąś misję. Zawsze trochę urozmaicenia w życiu.

– Lećcie za mną – oznajmiłam i wzbiłam się wysoko w powietrze.

Wzięłam głęboki oddech, zamknęłam oczy i poleciałam za tym, co wskazywało mi serce, było to dla mnie trudne, bo gdzieś tam zawsze przeważało u mnie słuchanie rozumu albo lustra. Zależy od sytuacji. W czasie drogi zdarzało mi się zabłądzić, tak to już jest jak nie ma się doświadczenia z używaniu więzi łączącej dwójkę ludzi, przepraszam boginkę i herosa. Coraz wyraźniej czułam, że zbliżamy się do oceanu, poprosiłam w myślach Posejdona, żeby się nie wtrącał. Generalnie nic do mnie nie miał, kumpluje się nawet z jego synem, ale z bogami to nigdy nie wiadomo. Nastroje zmieniające się co minutę, norma. Zatrzymałam się gwałtownie nad jedną z plaż i poczekałam, aż pegazy z bliźniakami na grzbiecie się do mnie zbliżą. Odrobinę opadłam, żeby widzieć, chociaż ludzi na plaży. Wisieliśmy tak sobie w powietrzu, próbując znaleźć ich wzrokiem. Dochodziła dziewiąta rano. Pięćdziesiąt jeden godzin odliczyłam w myślach. Nadal sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze. Guy odleciał kawałek dalej i zawołał mnie. Poleciałam w jego kierunku, wskazywał na kogoś ręką, spojrzałam w dół i rozpoznałam ich. W tym momencie pojawił się problem, i co ja miałam niby zrobić. Tak, nie miałam planu. Jestem geniuszem operacyjnym i dlatego też nigdy nie powinnam dowodzić.

– To, jaki jest plan? – zapytał Rémi, patrząc na mnie wyczekująco.

– Nie ma go – odparłam, – Ale możemy zrobić tak, że ja biorę na siebie Patricka, a wy dziewczynę, żeby się nie wtrącała.

– Ot tak? – dopytywał się bliźniak.

– Nie, wysyłamy im zaproszenie i czekamy, aż je zaakceptują – wtrącił się sarkastycznie Guy.

– To wszystko ustalone. – Przyklasnęłam. – Bierzmy się do roboty.

Złożyłam skrzydła, przekręciłam się i zaczęłam gwałtownie spadać. Normalnie pewnie sprawiłoby mi to przyjemność. No proszę was, posiadanie skrzydeł i latanie mówi samo za siebie. Teraz jednak miałam inny cel, Patricka wychodzącego z wód oceanu. Stawiał kolejny krok na mokrym piasku, kiedy uniósł głowę. Zapewne mnie wyczuł, ale było już za późno, uderzyłam w niego z pełnym impetem. Znalazł się w przeciągu ułamków sekund kilka metrów dalej turlając się, ja boleśnie spotkałam się z ziemią i przekoziołkowałam parę razy, zanim się zatrzymałam. Dopiero teraz stwierdziłam, że to była kompletna głupota. Usłyszałam kobiecy krzyk, oznaczało to, że najprawdopodobniej bliźniaki już wykonały swoją pracę. Podniosłam się szukając wzrokiem Patricka, on również próbował się pozbierać i szło mu to o wiele lepiej. Trochę się chwiejąc stanęliśmy naprzeciw siebie i mierzyliśmy się wzrokiem. Kiedyś musiała do tego dojść, starcie ostateczne. Brakowało tylko ringu, dzwonka i satyra ubranego w bikini wędrującego tam i z powrotem niosącego tabliczką z napisem RUNDA 1. Lethal vs. Patrick, wyimaginowany dźwięk dzwonka, możemy zaczynać. Odruchowo sięgnęłam do naszyjnika, ale powstrzymałam się przed złożeniem jego skrzydeł.

Córka ŚmierciWhere stories live. Discover now