14 (III)

78 9 1
                                    

Zapamiętajcie wszyscy jedną moją radę, nigdy nie biegajcie po Wielkim Domu po ciemku. Oczywiście, że się śpieszyłam i nie zapalałam żadnego światła. I tym oto sposobem uderzyłam się w mały palec u stopy, a byłam na boso, w dodatku poślizgnęłam się na schodach, bo nie wiem, jakim sposobem były mokre. Więc nabiłam sobie jeszcze parę siniaków na całym ciele i obiłam boleśnie kość ogonową, i biodrową. Ostatecznie Chejron obudzony przez hałas, jaki robiłam wyszedł ze swojego pokoju, zanim ja tam dotarłam. Podszedł do mnie, gdy próbowałam pozbierać się po upadku.

– Auć – jęknęłam.

– Co jest Lethal? – zapytał zaspanym głosem centaur.

Zamiast odpowiedzi wyciągnęłam w jego kierunku rękę ze strzałą, wziął ją ode mnie i wpatrywał się w nią przez chwilę, nie rozumiejąc, co mam na myśli.

– I co ja mam niby z nią zrobić?

– Zbadać, grot przede wszystkim – odpowiedziałam, wstając. – Cały czas utrata pamięci Chrisa była dla mnie dziwnie podejrzana i wpadłam na to, że może strzała była zatruta czymś, co mogłoby to spowodować. Dasz radę to ogarnąć? – zapytałam z nadzieję w głosie.

– Postaram się – odpowiedział centaur, – Ale myślisz, że Patrick byłby do tego zdolny?

– Nie – odparłam, – Ale byłby w stanie coś takiego stworzyć, wszystko to, co daje ziemia ma w małym palcu, trzeba to tylko umieć dobrze połączyć.

– Daj mi trochę czasu – powiedział, ale ton jego głosu nie napawał wielkim optymizmem.

Mogłam spać jeszcze przez dobre kilka godzin, ale nie byłabym w stanie zasnąć, zamiast tego ubrałam się i czatowałam w korytarzu na wyniki badań Chejrona. W moim umyśle miała miejsca jedna wielka gonitwa myśli, czułam jednak, że nawet tym razem lustro mi nie pomoże, po prostu umykało mi coś, co mogłoby mi pomóc ułożyć to wszystko w jakąś logiczną całość. Miałam wrażenie, że po raz kolejny w moim życiu za dużo się działo, Dyrektorka Obozu, kto by pomyślał. A jedyne, o czym kiedyś marzyłam to było zostanie odkrywcą. To było jeszcze zanim umarłam, oczywiście. Całe moje życie ogólnie... Nie, Lethal przestań, pomyślałam. Koniec użalania się nad sobą, wersja 3.0 nie ma tego w oprogramowaniu. Uniosłam głowę na dźwięk otwieranych drzwi, podniosłam się niechętnie z podłogi, żeby zobaczyć, kto to. Spojrzałam przy okazji przez okno. Już rano? Tyle czasu minęło? Przetarłam twarz i przywołałam na nią delikatny uśmiech.

– To wy – westchnęłam ciężko, w sumie sama nie wiedziałam, kogo się spodziewałam. – Kara? – zastanowiłam się przez chwilę. Chyba jednak nie chciałam, żeby postrzegali mnie za swojego wroga. – Oczywiście, że ją dostaniecie. Po miesiącu dodatkowych codziennych dyżurów, przy sprzątaniu stajni, zaraz po tym, gdy uporamy się ze strajkiem pegazów. Wiecie, że źle zrobiliście, bla, bla, bla/ – Zaczęłam krążyć w kółko i machać ręką. – Wybaczcie, że tak zareagowałam, trafiliście na mój zły humor. A teraz zmykajcie i cieszcie się, że nie musicie robić tego od zaraz.

Ta dwójka, która podpadła mi poprzedniego dnia popatrzyła tylko po sobie, wymamrotała jakieś przeprosiny, podziękowania i wyszła. Z pracowni Chejrona nadal nie było żadnego odzewu, zaczynałam się denerwować. Musiałam znaleźć sobie jakieś zajęcie, żeby nie zwariować. Poszłam do swojego pokoju, gdzie zobaczyłam leżącą na podłodze karteczkę, odrobinę nadpaloną na brzegach. Chyba będziemy musieli się spotkać nieco wcześniej, niż się oboje spodziewaliśmy. Przyjdź jak tylko to przeczytasz. Anubis. Nie wiem, jak to przesłał, nie obchodziło mnie to, ale miał rację. Był moją jedyną nadzieją, na zapobiegnięcie wojnie. Miałam się z nim kontaktować, ale on zrobił to pierwszy. Z drugiej strony kartki był podany adres kawiarni, szybko się ubrałam i wybiegłam z Wielkiego Domu. Wzbiłam się w powietrze i leciałam na miejsce spotkania, jak najszybciej się dało. Na szczęście warunki sprzyjały szybkiemu lataniu, dziesięć minut później lądowałam już na dachu, gdzie mieściła się urokliwa kawiarenka. Anubis rzucał się w oczy, więc podeszłam do niego i przysiadłam się do stolika.

Córka ŚmierciWhere stories live. Discover now