11 (III)

90 11 1
                                    

Za nic nie było to przyjemne. Zapamiętałam sobie, żeby na przyszłość, stawać w pewnej odległości od wszelakich portali. Zwłaszcza tych magicznych, które tworzy ktoś, kto nie ma w tym wprawy. Musiałam o coś mocno uderzyć głową, nie czułam się zbyt dobrze. Lekko machnęłam skrzydłami, żeby sprawdzić czy nie są uszkodzone. Czułam też spokojny, miarowy oddech Młodego na szyi. Wszystko przespał? Jęknęłam z bólu. Czy to było możliwe, żebym obrywała więcej będąc boginką, niż kiedy jeszcze żyłam, jako zwykła heroska. Coś uderzyło mnie w głowę, potem pociągnęło za skrzydło i tak w kółko przez jakiś czas. Potrzebowałam dłuższej chwili, żeby się ogarnąć. Dla mnie naturalnym środkiem lokomocji były skrzydła, nie magiczne portale. Czułam jakby w moim żołądku właśnie zakończyła się rewolucja francuska.

Lethal, otwieramy oczka i ogarniamy sytuację, pomyślałam. I to była najgłupsza rzecz, jaką mogłam zrobić. Kiedy uniosłam powieki zobaczyłam nad sobą ogromny dziób. Krzyknęłam przestraszona i odsunęłam się od tego jak najszybciej. Naprawdę nie byłam strachliwą osobą, ale wpadnijcie do magicznego portalu, walnijcie się porządnie w głowie, a potem ujrzyjcie nad sobą jakieś stworzenie z dziobem, które próbuje was oskubać i ewidentnie myśli, że jesteście jego posiłkiem. Czy ja wspominałam już, że dzisiaj zdecydowanie za dużo przeszłam? Odsuwałam się od tego stworzenia, które wyglądało na zadowolone, że może pobawić się swoim posiłkiem. Wyciągnęłam rękę, ale nie zrobiło to na nim wrażenia. Jeszcze spróbował mnie dziobnąć. To jedna z niewielu sytuacji, kiedy żałowałam, że moja moc nie działa na odległość. Nadziałam się na coś ostrego.

– Au – rzuciłam i odwróciłam się.

Do tej całej sytuacji dodajcie sobie celujące w was zakrzywionymi mieczami i kijkami grupę dzieciaków w różnym wieku od przedszkolnego do dwudziestokilkulatków. Ci najmłodsi grozili mi kredkami. I to oni wyglądali najbardziej przerażająco. Rozejrzałam się na boki, jedyna osoba, która mogłaby mi pomóc leżała nieprzytomna kawałek dalej. Próbowała go ocucić jakaś dziewczyna. Spojrzałam na Młodego, nadal spał z niewinnym uśmieszkiem na tej jego słodkiej, niemowlęcej twarzyczce. Nie wierzyłam, że to na serio go nie ruszyło, ale przynajmniej nic nie próbowało go zjeść. Jesteś pewny, że nie jesteś dzieckiem Hypnosa?, pomyślałam. Miałam problem i zero pomysłu jak go rozwiązać. Wtedy właśnie Chris postanowił się obudzić. Jak miło z jego strony. Nie do końca ogarniając sytuację wstał, stanął przede mną, rozłożył ręce i zaczął mamrotać coś o tym, że mają mnie nie krzywdzić.

– Bóstwa nie mają tutaj wstępu Chris – powiedział jeden ze starszych chłopaków, na oko mógł mieć piętnaście, góra szesnaście lat. – Sadie, idź po swoich chłopaków – zwrócił się do dziewczyny obok siebie.

– Przepraszam – odparł mój znajomy. – Tak wyszło.

– Nie, że tak wyszło. Ciężko tu pracujemy nad tym ... – Zaczął machać rękoma, kreśląc koła. – No, nad tym wszystkim, a ty sprowadzasz tu jakąś boginię, której nawet ja nie znam.

– Jeśli można – wtrąciłam się. – Jestem boginką, mniejszą boginią. To różnica, więc może zrobicie wyjątek? – zaproponowałam.

– Carter, proszę – zwrócił się do chłopaka Chris. – Wpuść ją do środka, porozmawiamy na spokojnie i wyjaśnimy sytuację.

Zastanawiał się przez dłuższą chwilę, konsultując niektóre kwestie szeptem z dziewczyną, którą nazwał Sadie. Zauważyłam, że i tak nie wykonała polecenia, które jej wydał kilka chwil wcześniej.

– Ekhem – przyciągnęłam ich uwagę. – Czy możecie tylko powiedzieć coś waszemu zwierzakowi? Jakbyście zapomnieli, nadal próbuje mnie zjeść.

– Świrus – rzucił Carter, dziobowaty spojrzał na niego i wydał jakiś, taki dziwny ptasi dźwięk. – To, że ma skrzydła, to nie znaczy, że to indyk.

Córka ŚmierciWhere stories live. Discover now