2 (IV)

61 8 4
                                    

Popatrzyłam na niego tępo, nie rozumiejąc, o co chodzi. Na Olimp? Po jaką cholerę? Chyba że sprawią, że umrę, wtedy mogę tam iść. Jednak, gdy Zeus wzywa, nie można mu odmówić. Moja każda wizyta na górze, nie kończyła się dobrze, ale nie miałam nawet siły o tym myśleć. Nie liczyło się już nic, nie miałam przecież powodu, aby żyć. Przecież co gorszego mogłoby się stać?

Hermes zniknął równie niespodziewanie, jak się pojawił. Tanatos westchnął ciężko i ze skrywaną niechęcią pomógł mi się teleportować na Olimp. Mieliśmy skrzydła i to był nasz główny środek transportu, lecz w razie potrzeby potrafiliśmy pojawiać się nagle w zupełnie innym miejscu. A niespodziewane zebranie na Olimpie, do takich sytuacji należało. Rzadko w ogóle proszono nas o obecność, bo wszystkie decyzje Olimpijczycy woleli podejmować sami. Skwitować to można, że zazwyczaj mieli nas w głębokim poważaniu swoich złotych tyłków.

Przed zrobieniem pierwszego kroku już na Olimpie poczułam chłód, przeszywający całe moje ciało. Potarłam nieznaczeni nadgarstki i otuliłam się rękoma, a chwilę później skrzydłami. W każdej normalnej sytuacji byłoby tu gwarno i wesoło, ale nie tego dnia. Nawet powietrze wydawało się zbyt przerażone, by drgać. Niezwykle ciężko się oddychało, wszyscy gromadzili się już pewnie wokół tronów dwunastki. Tanatos szedł obok mnie, nie mógł jawnie okazywać mi wsparcia, wciąż kiepsko o tym myślano i nie było to mile widziane w naszej rodzinie.

Szliśmy pomiędzy ogromnymi kolumnami, ja miałam nadzieję, że któraś się na mnie zawali, przygniecie i przynajmniej nie będę musiała iść na to głupie zebranie, ale tak się nie stało i w końcu dotarliśmy do olimpijskiej sali tronowej. Panowała tam cisza i atmosfera tak gęsta, że można by było ją kroić nożem. Wszyscy wpatrywali się w Zeusa, a my z Tanatosem cicho stanęliśmy obok honorowego tronu Hadesa. Był taki zwyczaj, że pomniejsze bóstwa kręciły się zawsze bliżej tego Olimpijczyka, z którym mają zbliżoną domenę. Tylko Persefona zauważyła nasze przyjście i uśmiechnęła się do mnie smutna. Byłam zdziwiona, że została obok swojego męża, spodziewałabym się, że ucieknie do Demeter, żeby spędzić z nią chwilę dodatkowego czasu. Wpatrywałam się w podłogę, chciałam tylko wrócić już na ziemię i móc dalej próbować się zabić.

- Wszyscy już są? – zapytał Zeus, odrobinę rozdrażnionym głosem. Ktoś potwierdził skinięciem głowy. – Lethal! Na środek.

Gdybym była w formie odpowiedziałabym mu coś w rodzaju, że tak to sobie może wołać Cerbera, a nie na mnie, a potem bym się z tego wycofała i powiedziała, że jednak nie może, bo Cerberka da się kochać w przeciwieństwie do niego. Tym razem jednak nie byłam w formie, czułam się wyprutym ze wszystkiego wrakiem boginki. Wyszłam niechętnie na środek i musiałam przejść między tronami, czułam na sobie spojrzenia wszystkich i nienawidziłam tego uczucia. Szłam zaledwie chwilę, lecz wydawało mi się, że minęły wieki. W końcu stanęłam przed Zeusem i Herą, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienie, o co tu chodzi. Czy oni naprawdę nie dają się nawet człowiekowi pogrążyć w spokoju w głębokiej otchłani rozpaczy?

- Okej. Zebraliśmy się tu po to, aby rozpatrzyć pewien wniosek i zasadniczo wszyscy już się na to zgodziliśmy, ale jako jedna z najbliższych osoby, której wniosek ten dotyczy, masz też coś do powiedzenia. – Moje serce po tych słowach zabiło mocniej. Czyżby? Naprawdę? – I jesteśmy oburzeni, że nie zostaliśmy powiadomieni o zaręczynach. O takich rzeczach się mówi... Do rzeczy, Gaja poprosiła, żeby jej syna również uczynić pomniejszym bóstwem, jak niegdyś ciebie. Argumentowała to zachowaniem równowagi, że skoro przybyło nam bóstwo śmierci, to trzeba też dodać jeszcze jedno bardziej od spraw życia...

Nie obchodziło mnie, co Gaja mówiła. Przez głowę przebiegało mi milion myśli. Patrick mógł znowu żyć! Mógł być taki jak ja, problem nieśmiertelności by zniknął. Przed oczami miałam sceny naszego wspólnego życia, które powoli planowaliśmy. Miały szansę się ziścić. On mógł żyć! Padłam przed Zeusem na kolana.

- Proszę, uczyńcie go bóstwem! Błagam was, zróbcie to! Zrobię wszystko, wszystko, co chcecie, tylko niech on żyje! – krzyczałam, cała drżąc. Chciałam, żeby to było prawdą.

- Wszystko? – usłyszałam pytanie, ale nie wiem od kogo, nie rozpoznałam głosów. - Na Styks?

- Wszystko! – mój głos był teraz pewniejszy. – Byleby żył! Na Styks!

Po tej deklaracji zapadła znowu cisza, lecz po chwili można było usłyszeć kroku, roznoszące się echem w tej ogromnej sali. Miałam przeczucie kto to, ta duma, ważność, dostojeństwo. To mogła być tylko i wyłącznie ono. Matrona, Ziemia .... Gaja. Weszła po chwili w krąg światła i stanęła przede mną, Zeus milczał i odwrócił wzrok. Matka Tytanów wzrokiem zmusiła mnie, bym skłoniła się jeszcze niżej. Jej chorą satysfakcję z możliwości upokorzenia mnie można było wyczuć w powietrzu. Nagle zaczęłam się bać, ale musiałabym być silna i dotrzymać obietnicy. Naprawdę byłam gotowa zrobić wszystko, tylko by Patrick mógł żyć.

- Miałam nadzieję, że to właśnie powiesz – oznajmiła głośno Gaja. – Oto warunki, dzięki którym wszyscy zgodzili się, aby Patrick stał się bóstwem. Po pierwsze nigdy więcej nie będziecie razem. Ten wasz związek to był jakiś jeden wielki żart i cieszę się, że właśnie dobiegł końca. A zaręczyny? – Zaśmiała się złośliwie. – Uznaj za zerwane. – Z oczu zaczęły mi płynąć łzy. Kątem oka widziałam za sobą, że Eros chce interweniować, ale przeszkodziła mu Afrodyta. Tanatos pewnie też się gotował w środku, ale nie miał już takiej władzy i nie chciałam, żeby narażał się rodzinie. To bolało, tak bardzo bolało. – Chcę jednak, żebyś zatrzymała pierścionek, niech ci przypomina o Patricku i za każdym razem jak go wspomnisz, jak o nim pomyślisz nawet, niech sprawia ci ból nie do zniesienia. A on w tym czasie będzie o tobie zapominał. Oto moja klątwa, za to, że próbowałaś odebrać mi ukochane dziecko. Nigdy nie zasługiwałaś na niego, jesteś tylko nędzną boginką śmierci z miłości. Jesteś nikim zarówno wśród ludzi, jak i nas bogów. Pamiętaj o tym, Lethal. A teraz cierp, niech ta wasza wieź stanie się teraz twoim największym przekleństwem! – Ostatnie zdanie swojej przemowy powiedziała takim tonem, który mroził ci serce.

Wydałam z siebie najżałośniejszy krzyk, jaki byłam w stanie. Uratowałam go, ale jednocześnie straciłam. Gaja wykorzystała doskonale okazję, aby nas ostatecznie rozdzielić. Była w tym mistrzynią i dopięła swego. Nikt nie stanął w mojej obronie, nikt nie mówił, że to już przesada, że powinna dać spokój. Nikt. Żałowałam, że Tanatos kiedykolwiek poprosił o to samo dla mnie. Powinnam wtedy umrzeć, nie miałabym przynajmniej teraz takich kłopotów. Łzy spływały po mojej twarzy i nie mogłam ich powstrzymać, lądowały na pięknej olimpijskiej marmurowej podłodze. Nie mogłam podnieść wzroku, Gaja śmiała się przeraźliwie i dziękowała wszystkim za poparcie jej wniosku oraz warunków. Chyba wiedziała, że nikt jej się nie przeciwstawi, nie wiem, kiedy znowu stała się taka silna i wpływowa, to ona rządziła, nie Zeus.

Upadłam przytłoczona emocjami i bólem, który promieniował z mojego palca, obsydian zaczął się tajemniczo jarzyć, klątwa już zaczęła działać. Byłam jednak w stanie to przeżyć, bo przez zapłakane oczy widziałam, jak obok odchodzącej Gai, idzie on w złotawej poświacie. Patrick żył i to było najważniejsze, ja mogłam cierpieć, najważniejsze, że on był cały i zdrowy. Widziałam, że chce się odwrócić, lecz ona go powstrzymałam. Więź podpowiadała mi, że chodziło mu o mnie, lecz w jego świadomości stawałam się coraz mniej wyraźna. Zapominał, ale ja nie mogłam. Musiałam stoczyć kolejną ważną batalię w swoim życiu...


Córka ŚmierciWhere stories live. Discover now