Rozdział 17

5K 183 199
                                    

- Tara... - usłyszałaś szept koło ucha. Otworzyłaś powoli oczy, przyzwyczajając je do światła. Przypomniałaś sobie, że usnęłaś z głową opartą na ramieniu Draco. - Jesteśmy już prawie na miejscu. - przetarłaś zaspane powieki i spojrzałaś na blondyna, a on uśmiechnął się do ciebie.

- Jak długo spałam? - zapytałaś, przeciągając się.

- Trochę - odpowiedział i cały czas się w ciebie wpatrywał. - Uroczo wyglądasz jak śpisz.

Spojrzałaś na niego z rozbawieniem i poprawiłaś włosy.

- Idę po torbę, zaraz wrócę - mruknęłaś, wstałaś ze swojego miejsca i poszłaś do przedziału, gdzie siedzieli twoi przyjaciele.

- Gdzie byłaś? - spytał Eric, kiedy wparowałaś do środka.

- U Draco. Trochę mi się przysnęło. - uśmiechnęłaś się i chwyciłaś torbę, która znajdowała się na półce nad siedzeniami.

- Tara, czyli mamy być u ciebie o 16.00 w poniedziałek, tak? - zadał pytanie Carlos.

- Tak.

Przez okno zobaczyłaś już stację King's Cross i razem z resztą wyszliście z przedziału. Przecisnęłaś się przez tłum uczniów i poczułaś jak ktoś złapał cię za rękę. Uśmiechnęłaś się do Malfoya i razem ruszyliście do wyjścia z pociągu.

Kiedy udało wam się wydostać, pożegnałaś się z przyjaciółmi i zaczęłaś wypatrywać swojej cioci.

- To do poniedziałku. - odparł Malfoy, musnął twoje usta i odszedł. Ty nadal rozglądałaś się za starszą brunetką. Zobaczyłaś ją za tłumem uczniów, witającym się ze swoją rodziną. Tak zagrodzili ci drogę, że ledwo koło nich przeszłaś. Abigail rozciągnęła ramiona, a ty mocno się w nią wtuliłaś. Zauważyłaś, że na jeszcze nie dawno czekoladowych włosach zaczęły pojawiać się siwe pasma, a na twarzy miała więcej zmarszczek. Miała na sobie kwiecistą koszulę i niebieskie, idealnie dopasowane dżinsy. Włosy związała w luźny kok, a jej piegi idealnie się komponowały z oliwkową cerą. Na nosie miała czarne okulary.

- Tęskniłam za tobą, skarbie! - powiedziała i jeszcze raz cię przytuliła.

- Ja za tobą też, strasznie!

- Wypiękniałaś - przyznała Abigail, przyglądając ci się z góry do dołu. Uśmiechnęłaś się lekko i razem z ciotką wyszłaś ze stacji. Wsiadłyście do niebieskiego kabrioletu. Tak, mimo czystości krwi posiadałyście mugolskie wynalazki. Ciocia, podobnie jak pan Weasley, ojciec Rona, interesowała się mugolskimi przedmiotami, dlatego też wasz dom nie był wielkim dworem pełnym skrzatów domowych.

Wyjechałyście z miasta i znalazłyście się w dość dużym lesie. Mimo, że był ogromny, ty znałaś go praktycznie na pamięć. Wjechałyście w leśną dróżkę i po chwili znalazłyście się na sporym podwórku. Wysiadłyście z samochodu, a ty pozwoliłaś nacieszyć się widokiem, który znajdował się wokół domu. Miałyście z ciocią ogródek, w którym przesiadywałyście większość ciepłych dni. Zazwyczaj piłyście kawę przy stoliku lub bujałyście się na ogrodowej huśtawce. Dom był duży, ale może dlatego, że często odbywały się w nim spotkania Zakonu; oczywiście nie tak często jak przy Grimmauld Place. Weszłaś na niewielki taras przed wejściem i wskoczyłaś do środka, a za tobą ciocia. Przy drzwiach już powitał cię domownik.

- Cześć, Lucyfer! - odparłaś, głaskając szarego kota po grzbiecie. On zamruczał głośno i zaczął łasić się do twoich nóg.

- Tęsknił za tobą tak samo jak ja - zaśmiała się Abigail. - Codziennie wchodził do twojego pokoju i spał na twoim łóżku.

Przystojny ŚlizgonWhere stories live. Discover now