Rozdział 27

2.2K 124 53
                                    

Głośne huki, krzyki uczniów, błyski rzucanych zaklęć; to jedyne co słyszałaś i widziałaś. Pobiegłaś z Fredem na siódme piętro, a George dołączył się do was po drodze. Wyjrzeliście przez okno; bariera ochronna rozsypywała się na kawałki, a celowane przez śmierciożerców zaklęcia odbijały się od szkolnych murów. Murów, które były twoim domem przez całe 6 lat. Chroniły cię, podarowały ci piękne chwile z przyjaciółmi, które były teraz tylko wspomnieniem. Patrzyłaś w roświetlone teraz, nocne niebo i zaczęłaś się zastanawiać czy przeżyjesz... a jeśli tak, to co potem będzie? Gdzie zamieszkasz? Czy wrócisz do poprzedniego domu w lesie czy może kupisz jakieś nowe? Może zamieszkasz z Draco? Właśnie, Draco... Czy to możliwe, że właśnie teraz stał tam z milionem śmierciożerców i celował prosto w zamek, gdzie byłaś ty... Czy może przeciwstawił się rodzicom i teraz jest tu w Hogwarcie i ciebie szuka? Jedno było pewne, że chciałabyś w tej chwili złapać go za rękę i deportować się daleko stąd. Po prostu uciec i nie wrócić. Ale nie mogłaś zostawić swoich przyjaciół, nie mogłaś zostawić Hogwartu.

- Jak tam? - zagadał George, obejmując ramieniem ciebie i Freda, z drugiej strony.

- Świetnie, nigdy się lepiej nie bawiłam. - powiedziałaś ze sarkazmem, patrząc na przyjaciela.

- Piękna noc. - dodał Fred.

Gdyby nie okoliczności to byś się zaśmiała.

- Uwaga, cofnijcie się lepiej - odparłaś i złapałaś stojącego koło ciebie George'a za rękaw.

- Ej, cicho - szepnął Fred i na palcach podszedł do okna, zaglądając w dół. Potem szybko odskoczył, szyba pękła, a z otworu wylazła wielka, czarna akromantula.

- O boże! - krzyknęłaś, a George szybko strzelił zaklęciem przez co pająk padł na podłogę, a na jego miejscu pojawił się kolejny.

- Reducto! - wrzasnęłaś kierując różdżkę na ścianę, która chwilę potem zawaliła okno. - Zwiewamy!

Ruszyliście do biegu, ale przez kolejne dawki zaklęć śmierciożerców rozwalały się mury szkoły. To znaczy, że się dostali... skoro ogromne pająki już wspinają się po zamku to śmierciożercy zaraz znajdą się w środku...
Zakaszlałaś i odwróciłaś się, by spojrzeć na bliźniaków, ale nigdzie ich nie ujrzałaś. Serce zaczęło ci mocniej bić, a oczy szczypać przez kłębiący się pył. Usłyszałaś warczenie. Przestraszona ponownie się odwróciłaś i zamarłaś, kiedy ujrzałaś zbliżającego się do ciebie Fenrira Greybacka. Czyli już dostali się do szkoły... Jednym ruchem różdżki sprawił, że twoja wyleciała ci z ręki i wyglądowała daleko za tobą. Zaczęłaś się cofać, a wilkołak był coraz bliżej ciebie. Przez cegły walające się po korytarzu potknęłaś się i upadłaś na tyłek. Greyback tylko oblizał swoje usta, a jego kroki były coraz szybsze. Widziałaś jego ostre kły i żółte, przeszywające cię na wylot oczy. ,,Dobra, Tara. Teraz albo nigdy", pomyślałaś i spojrzałaś za siebie, gdzie leżała twoja różdżka. ,,Na trzy. Raz. Dwa..."

Na trzy Greyback padł nieprzytomny obok ciebie, a ty zdezorientowana odskoczyłaś do tyłu łapiąc różdżkę. Nie mogłaś przecież bez niej rzucić zaklęcia. W takim razie kto to zrobił?

Spojrzałaś przed siebie i ujrzałaś... jego. Stał na końcu korytarza, nadal z wycelowaną różdżką w wilkołaka, gdyby miał odzyskać przytomność. Na twarzy miał kilka ran, a jego czarna marynarka była brudna od pyłu, który nadal błądził po pustym korytarzu. Pobiegłaś w jego stronę i rzuciłaś mu się w ramiona.

- Jak dobrze, że nic ci nie jest... - szepnął, gładząc cię po włosach. - Ale powinnaś się schować.

- Nie, chcę walczyć! - powiedziałaś stanowczo, patrząc w jego twarz.

Przystojny ŚlizgonΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα