o N e

421 48 2
                                    

Dom jest żółty – jak ja nienawidzę tego koloru, przyprawia mnie o pulsujący ból w skroniach. Ma dwa piętra, nieco poturbowany dach, przymglone, brudne okna i porasta go bluszcz. Drzwi wejściowe są masywne, a na ganku leży kilka starych gazet.

Rozglądam się dookoła, w czasie kiedy mężczyzna szuka odpowiedniego klucza. W oknie, w domu naprzeciw siedzi kobieta. Już nieco starsza, choć usilnie starająca się pokazać, że meta siedemdziesiątki nie jest jej straszna. Umalowana prawie jak drag queen, pali papierosa i głaszcze mozolnie swojego tłustego kota, który leży na parapecie obok niej. Nawiązujemy kontakt wzrokowy. Na moje usta wkrada się przelotny uśmiech, a kobieta zalotnie macha mi dłonią i mruga niby powabnie. Szybko odrywam od niej wzrok, który ląduje na rudej dziewczynce biegnącej drogą. Pod pachą ma butelkę oranżady. Na głowie dwa krzywe kucyki i sklejoną od potu grzywkę, obciętą prawdopodobnie nożyczkami do papieru. Ona też na mnie spogląda i krzywi się niezadowolona. Wystawia mi język, tupie nogą i otwiera szeroko usta, pokazując mi swoje niepełne uzębienie.

— Nie gap się tak, bo wydłubie ci oczy! I dam moim myszom na kolacje!— dodaje i charakterystycznie szczęka zębami, po czym na nowo odbiega. Kręcę z niedowierzaniem głową, a doktor śmieje się zachrypniętym głosem. W końcu trafia odpowiednim kluczem do zamka i otwiera przede mną drzwi mojego nowego, tymczasowego domu.

W środku jest ładnie. Panuje ogólny ład, ale nie ma porządku. Wszystko leży równo na swoim miejscu, zapewne żadne z tych martwych przedmiotów nie zaznało ruchu przynajmniej od wiosny dwa lata wstecz. Ponadto obrasta je niemała warstwa kurzu i pajęczyn.

— Ah cholera— mamrocze pod nosem.— Przepraszam cię Chanyeol. Nikt tu ostatnio nie zaglądał...

— Widać...

— Jutro, albo nie! Jeszcze dzisiaj do kolacji przyślę kogoś do sprzątania.

— Obejdzie się— kręcę głową. Uporam się z tym sam. Nie mam ochoty na nieproszonych, a przede wszystkim nieznanych gości, przez przynajmniej trzy dni do przodu.

Powoli ruszam korytarzem przed siebie. Mijam otwartą kuchnie i salon, aż w końcu staję u dołu krętych schodów. Bagaż zostawiam obok kolumny, na której szczycie znajduje się wyrzeźbiona, błyszcząca kula odrapana z jednej strony. Delikatnie kładę na niej dłoń i stąpam po pierwszych stopniach. Schody trzeszczą nieprzyjemnie. Ten obrzydliwy dźwięk kojarzy mi się z domem mojej babci na wsi, latem kiedy miałem już osiemnaście wiosen i wymiocinami. Krótko mówiąc nie były to najlepsze wspomnienia. U szczytu schodów rozchodzi się dziwny, ciężki zapach, prawdopodobnie jakiegoś kadzidła. To miłe, że spośród tak licznych niedociągnięć właściciel zatroszczył się przynajmniej o walory zapachowe.

Na piętrze są trzy pomieszczenia. Na dole znajdowała się kuchnia połączona z jadalnią, salon, mała czytelnia i wyjście na taras. Wnioskując po rozmieszczeniu pomieszczeń w dolnym segmencie różanej willi, na górze z pewnością znajduje się sypialnia i łazienka. Trzeci pokój jak na razie pozostaje zagadką. Otwieram pierwsze drzwi, za nimi drobne pomieszczenie przeznaczone do dbania o higienę osobistą i pielęgnację. W przeciwieństwie do reszty mieszkania, łazienka jest prawdopodobnie najbardziej zadbanym pomieszczeniem. Nie ma pleśni, ani wilgoci, a tego najbardziej się bałem. Powoli otwieram kolejne drzwi, a za nimi dostrzegam przytulną niedużą sypialnię z balkonem, która tak jak i łazienka odznacza się całkiem znośnym porządkiem. Prawdę mówiąc, podoba mi się jej wystrój i minimalizm.

Trzeci pokój okazuje się być zamknięty, co początkowo wprawia mnie w zdziwienie, a następnie lekki dyskomfort. Nie widzę przyjemności w mieszkaniu w domu, który ma przede mną jakieś tajemnice.

— To wejście— zza pleców odzywa się doktor.— Na strych w sensie— dodaje i podchodzi do drzwi, po czym wciska w zamek odpowiedni klucz i przekręca go. Ukazują mi się wąskie schody, a z ich szczytu pada wątła smuga światła.
— Nic tam nie ma— odzywa się po chwili.— Trochę wełny do ocieplenia budynku i kilka starych mebli— macha lekceważąco ręką.— Jeśli chcesz mogę zostawić te drzwi otwarte, ale i tak dostaniesz drugi komplet kluczy.

𝓁𝑒 𝓅𝑒𝓉𝒾𝓉 𝓅𝓇𝒾𝓃𝒸𝑒  «𝒸𝒽𝒶𝓃𝒷𝒶𝑒𝓀»Where stories live. Discover now