E l E v E n

193 30 5
                                    

Czy żałuję podjętych decyzji? Nie skłamałbym mówiąc, że tak i nie. Żałowałem tego, że Baekhyun był jedyną osobą, która mimo wielu moich wad z uśmiechem trwała obok. Ale z drugiej strony stało jego bezpieczeństwo i spokój. Takie myślenie jednak ani trochę nie pomogło. W ten sposób jedynie spadłem z deszczu pod rynnę, a pod nią były już tylko błotniste ścieki samotności. Póki trzymałem się jej nadal jednym palcem mogłem liczyć chociaż na towarzystwo Baekhyuna.

Jednak tym razem to ja powinienem wiedzieć gdzie postawić granicę.

Ta noc była niespokojna, a moje myśli szalone i niepoukładane. Ranek jednak wstał piękny, słoneczny i chłodny. Baekhyun pięknie wyglądał w jego toni, ale dzisiaj nie mogłem go zauważyć. Był moim zakazanym owocem.

— Kupiłem ci po drodze pomarańcze, lubisz je prawda?— Baekhyun wchodzi do środkami z pięknym uśmiechem. Lekki jak piórko i szczęśliwy jak wzeszłe chwile temu słońce. Kładzie siatkę owoców na stole i spogląda na mnie z zaciekawieniem.

— Tak Baekhyun. Bardzo je lubię— mamroczę cicho i sunąc niespiesznie noga za nogą podchodzę do stołu. Siadam na jego drugim końcu, naprzeciw Baekhyuna i sięgam po siatkę oraz po nóż, którym ją rozcinam i następnie obieram pomarańcze.

— Co się dzieje kochanie?

To słowo kaleczy moje serce. Jest owalne z każdej strony i miękkie, ale nadal zbyt mocne dla mojej duszy. To jak Baekhyun pięknie do mnie mówi, boli mnie najbardziej.

— Baekhyun proszę, nie mów tak na mnie. Uschnę jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz.

— O czym ty mówisz?— marszczy brwi i podchodzi do mnie.— Chanyeol, co się tym razem stało?

— Baekhyun... ja jestem destrukcyjny, zniszczę cię nieświadomie, sprawię, że już nigdy pięknie się nie uśmiechniesz— kręcę głową trzymając naprawdę mocno jego dłonie. Czuję się jakby to była nasza ostatnia rozmowa, a przysłowiowy ściek pod moją rynną powoli, aczkolwiek stanowczo zaczyna mnie pochłaniać. Baekhyunowi dany jest śmiech, mi samotność. Dlatego nie mogę czerpać od niego tego co piękne, a w zamian dawać tego co toksyczne.
— Nie mogę iść z tobą w tym kierunku. Sprawie ci jedynie ból stanę się ciężarem.

— Nie mów tak— krzywi się w goryczy i marszczy lekko nos. Muszę mówić Baekhyun, bo taka jest prawda, a ja nie chce twojej krzywdy. Muszę powiedzieć ci wszystko inaczej nie umrę w spokoju.

— Jesteś cudownym stworzeniem Baekhyun, a ja jestem grzechem który cię niszczy. Odbiorę ci wszystko co najpiękniejsze. Młodość, niewinność, przyszłość... nie mogę na to pozwolić. Chociaż mówisz, że znasz granice i wiesz kiedy powinieneś powiedzieć stop... za to ja powinienem powiedzieć stop od razu. Nie dlatego, że cię nie chcę Baekhyun, jesteś moim słońcem, moimi gwizdami. Dzięki tobie się uśmiecham. Nie mogę z tobą być, ponieważ nieustannie bym cię krzywdził moim jestestwem... a świat wysłałby nas na publiczny lincz za nasze uczucia.

Mówię o tym jak poeta. Chyba ból ma w sobie coś inspirującego, bo gdybym nie przywiązywał do uczuć Baekhyuna tak ogromnej wagi prawdopodobnie powiedziałbym to zwyczajnie. Nie i koniec. Albo ciągnąłbym temat pedofili, którego naprawdę się boję. W końcu między nami jest przepaść wiekowa, która postrzegana jest szeroko jako linia, której nie można przekroczyć.

Mam wrażenie, że odkąd Baekhyun ze mną przebywa znacznie wydoroślał. Uważam tak teraz ponieważ moje słowa nie powodują u niego miny niezrozumienia, a jedynie ciężkie westchnienie i smutny uśmiech. Mój boski diable, dlaczego musisz być tak pewny siebie? Po prostu daj mi spokój, znudź się mną, poczuj do mnie jedynie litość. Twój uśmiech daje mi nadzieję, a ja jej nie chcę. Nie chcę się łudzić, że mimo moich obaw i niepokojów coś może mieć miejsce. Coś pięknego. Ale czy ze mną w ogóle można stworzyć coś pięknego? Na pozór. Pięknem byłby Baekhyun, ja jedynie drugą stroną. Ciemnością, bólem i kłamstwem, które skrywa się za plecami.

— Skoro jestem twoim słońcem i gwizdami, to czemu nie pozwolisz mi świecić na twoim niebie?

— Wokół mnie gości jedynie ciemność Baekhyunnie... moje niebo jest czarne jak smoła. Pochłonęłoby twój blask... zabiłoby cię.

— Nie dowiemy się dopóki nie spróbujemy Chanyeol— siada na moich kolanach i ujmuje delikatnie moje policzki.— Nie doceniasz się skarbie— delikatnie gładzi moją skórę, powodując przyjemne mrowienie.— Jesteś bardzo wartościową osobą, a ja... już mówiłem ci, że jestem bardziej zepsuty niż ci się zdaje. Musisz przestać o mnie myśleć w taki sposób. Nigdy nie miałem takiej osoby jak ty Chanyeol... stałeś się dla mnie wszystkim, bo jako jedyny chciałeś ze mną być i mnie słuchać, pomimo, że mówię głupoty. To wiele dla mnie znaczy... dlatego bardzo bym chciał żebyś przestał się bać i w końcu mi zaufał.

— A ludzie?

— Nie obchodzą mnie. Dla mnie jedynie liczysz się ty— kręci głową i przytula swój policzek do mojego czoła. Przyciąga moja twarz bliżej swojej klatki piersiowej pozwalając zatopić nos i usta w dużej kolorowej bluzie z polaru. Pachnie tak słodko i pięknie, pachnie Baekhyunem. Pudrowymi cukierkami i coca colą.

Mam kompletny mętlik w głowie, a słodki zapach powoduje, że jeszcze bardziej mi się w niej kręci. Czy Baekhyun ma racje? Za bardzo się boję i wolę uważać żeby się nie sparzyć. Ale co w tym złego? Lepiej nie zrodzić tragedii w zarodku niż podążać w niewiadome.

— Chcę być twoim aniołem stróżem Chanyeol— szepcze do mojego ucha, całując je delikatnie.

— A co jeśli nieświadomie wyrwę ci skrzydła?

— Będę ci za to wdzięczny— ujmuje moje policzki znowu i unosi lekko moja głowę, tak że nasze spojrzenia spotykają się.— Dzięki temu będę miał pewność, że już nigdy od ciebie nie odlecę.

Po tych słowach nasze usta łącza się w anielskim pocałunku, słodkim i delikatnym. Tym razem czuję i wiem, że nie chcę go przerywać, choć moje obawy ciągle siedzą w mojej głowie. Wciąż się boję, wciąż wątpię, ale Baekhyun... on nie pozwoli mi odejść. Uwięził mnie w swojej klatce, którą sobie upodobałem i wiem, że jednak nie chcę z niej uciec.

Ten pocałunek sprawia, że obaj ronimy kilka łez. Ale niezaprzeczalnie są one spowodowane szczęściem.

***

Od zawsze miałem problem z własnymi uczuciami. Czasem nie potrafiłem ich nazwać, a czasem moje skrajne odruchy były kompletnie nieadekwatne do sytuacji. Z wiekiem zacząłem uczyć się czuć od nowa i panować nad emocjami, ale przy Baekhyunie to wszystko znowu się pomieszało. Tym razem jednak w dobrym sensie.

Starszy Byun nie mógł uwierzyć jak szybko i skutecznie zaczęła działać na mnie jego genialna terapia. Dobrze, że nie wiedział o moim sekrecie. Wiedział, że jestem trucizną, która łatwo zabiłaby tak piękny kwiat jakim jest Baekhyun. Na pewno nie pozwoliłby na to, aby taka relacja była dalej tworzona. Nie miałem zamiaru mu mówić i liczyłem, że Baekhyun też będzie milczał.

Opowiedziałem lekarzowi o moich stanach emocjonalnych. Uznał, że to w zasadzie coś pozytywnego, a przynajmniej nic groźnego. Wszystko co czułem było pozytywne i niepodyktowane uczuciem wyniszczającej manii. Byun stwierdził, że szczęście i zadowolenie jakie odczuwam było nadrobieniem uczuć, których nie byłem w stanie doświadczyć w Paryżu. Ale to nie była prawda, czasami byłem szczęśliwy siedząc w domu, sedno w tym, że nigdy nie czułem tego w tak silny i przyjemny sposób.

Cieszyłem się jednak z podjętych decyzji, bo w końcu dostrzegłem, że dzięki nim czuje kompletny spokój i wyraźną potrzebę bycia chcianym.

𝓁𝑒 𝓅𝑒𝓉𝒾𝓉 𝓅𝓇𝒾𝓃𝒸𝑒  «𝒸𝒽𝒶𝓃𝒷𝒶𝑒𝓀»Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz