— Dzień dobry Chanyeol. Wstajemy, wstajemy— Baekhyun wpada z rana do sypialni mieszając ciasto rózgą kuchenną w misce. Siódma dziesięć. Aż nie wierzę, że po zaśnięciu tak późno, Baekhyun dał radę wstać tak wcześnie.— Chciałem podlać w ogrodzie kwiatki, ale zapomniałem, że padał w nocy deszcz, więc poobcinałem tylko zwiędnięte kwiaty i gałązki. Robię śniadanie, więc wstawaj. Na dole kawa ci stygnie. Wiem, że nie słodzisz, ale dodałem do niej cukru, żebyś był dzisiaj wesoły i uśmiechnięty.
Kiedy wychodzi podnoszę się niespiesznie z łóżka, kręcąc z niedowierzaniem głową. Nie spodziewałem się, że zaczną go gryźć aż takie wyrzuty sumienia. Chociaż to całkiem miłe. Prawdę mówiąc widząc jego żywe zaangażowanie jest mi odrobinę lepiej. O odrobinę weselej. Zarzucam na ramiona szlafrok i wyciągam z jego kieszeni paczkę papierosów, którą kupiłem wczoraj. Jednego wsuwam między wargi, po czym przypalam go zapalniczką. Zaciągam się i niespiesznie wychodzę z pokoju, przemierzając leniwie korytarz na piętrze. Kiedy stawiam pierwszy krok na schodach, z kuchni słyszę rozżalone i zirytowane stęknięcia Baekhyuna. Schody pokonuje szybko i chwilę później stoję już w progu kuchni.
— Matko Baekhyun... co tu się stało?— pytam rozglądając się po kuchni, która obecnie wygląda jak zdemolowana siedziba barona narkotykowego.
— Ah Chanyeol!— Baekhyun jęczy płaczliwie i podchodzi do mnie wycierając ręce o fartuszek kuchenny.— Dodałem za dużo wody do ciasta na naleśniki i potem nie mogłem przerzucić ich na patelni, dlatego dwa wylądowały na suficie, ale jeden spadł... Postanowiłem dodać do ciasta więcej mąki i ona wtedy! Ona wtedy pękł na środku kuchni! Pękło opakowanie mi.
— Już spokojnie Baekhyun— wzdycham ciężko i kręcę głową.— Najpierw trzeba tu posprzątać.
— Bardzo jesteś zły?
— Tylko trochę. Każdemu mógł się zdarzyć taki wypadek— uśmiecham się ledwo widocznie i wyciągam spod zlewu szufelkę i szczotkę.
— Ja posprzątam. Ty usiądź proszę.
— Zróbmy tak, że ja posprzątam tą mąkę, ty skończysz śniadanie i posprzątasz na blatach.
— No dobrze— wzdycha zmieszany i siada na krześle naprzeciwko mnie.— Przepraszam.
— Już dobrze Baekhyun, przecież nie jestem zły. Bardzo doceniam, że chciałeś zrobić nam śniadanie— wzdycham cicho zmiatając cała mąkę na szufelkę. Baekhyun w tym czasie przygląda mi się uważnie, ściskając wargi w wąską linie. Majta nogami zaczepiając co jakiś czas o nóżkę krzesła.
— Chanyeol...— mamrocze po chwili, kiedy już prawie sprzątnąłem całą mąkę i resztki naleśnika z podłogi.
— Co takiego?
— Jeszcze raz strasznie cię przepraszam za to co powiedziałem ci wczoraj— pociąga cicho nosem, ale nie płacze, robi to tak po prostu. Unoszę na niego wtedy wzrok i wzdycham ciężko. Chcę już o tym zapomnieć i nie rozpamiętywać wydarzeń ubiegłej nocy. Już otwieram usta, aby coś powiedzieć, ale w tym samym momencie Baekhyun zaczyna kontynuować.— Ja wcale tak nie uważam. Myślę, że jesteś super, że naprawdę jesteś dla mnie ważny. Wiem, że jestem bezczelny, i że ranię ludzi, na których mi zależy... ale nie chcę, żebyś krył do mnie jakąś urazę bo... jak już mówiłem, jesteś moim jedynym przyjacielem. A ja nawet nie wiem za co konkretnie powinienem cię przeprosić, bo jak tak o tym myślałem, to powiedziałem zbyt dużo okropnych rzeczy, żebym mógł stwierdzić, która tak bardzo cię zraniła. Ale chce żebyś wiedział, że jeszcze raz bardzo mocno i szczerze cię przepraszam Chanyeol.
— Baekhyun już jest w dobrze— układam dłoń na drobnym kolanie chłopaka i gładzę je delikatnie uśmiechając się pokrzepiajaco.— Masz trochę zagmatwany charakter, ale jesteś dobrym chłopcem z wielkim sercem i nie mógłbym się na ciebie długo gniewać. Dla mnie też jesteś bardzo ważny— uśmiecham się pod nosem, po chwili wstając z klęczek.— Dokończysz śniadanie?
![](https://img.wattpad.com/cover/198613701-288-k535717.jpg)
CZYTASZ
𝓁𝑒 𝓅𝑒𝓉𝒾𝓉 𝓅𝓇𝒾𝓃𝒸𝑒 «𝒸𝒽𝒶𝓃𝒷𝒶𝑒𝓀»
Fanfiction«chanyeol to szaleniec, który niespodziewanie znalazł swojego małego księcia»